„Osiem białych nocy”, fragment „Nocy czwartej”
Poszliśmy na skróty West End Avenue, którą w przeciwieństwie do Riverside już oczyszczono – śnieg leżał w wysokich zaspach wzdłuż krawężników. Droga wiodła w dół wzgórza, a kiedy dotarliśmy na miejsce, kolejka do kina była dłuższa niż się spodziewaliśmy. Ktoś powiedział, że są jeszcze bilety. Kupiliśmy dwa, nawet nie wiedząc, czy dostaliśmy miejsca obok siebie. A jeśli nie? To wyjdziemy – stwierdziła Clara. Rozpoznaliśmy kilka twarzy z poprzednich wieczorów. Clara swoim zwyczajem stwierdziła, że skoczy do sąsiedniego Starbucksa po coś do jedzenia. Poprzedniego wieczoru obojgu nam smakowało ciasto cytrynowe. W kolejce do wejścia nawiązałem rozmowę z parą stojącą przed nami. Ona widziała wiele filmów Rohmera; on tylko kilka. Byli tu również wczoraj, ale on nie był zachwycony. Ona sądziła, że dzisiejsze seanse może wreszcie go przekonają o geniuszu reżysera. A czy ja uważam, że Rohmer to geniusz? Być może – odparłem. Ale w prawdziwym życiu ludzie nigdy nie zachowują się, a już na pewno nie mówią w taki sposób – stwierdził on.