Ucieczka do przodu
Polski film science fiction wciąż brzmi jak oksymoron. Prócz życzeniowej adaptacji lemowskiego pilota Pirxa (1978), tetralogii Piotra Szulkina (1979–1985) czy zablokowanej przez komunistyczną cenzurę Trzeciej części nocy (1971) Andrzeja Żuławskiego, nasze kino nie ma wielkiego doświadczenia w budowaniu światów przyszłości. Stąd do Człowieka z magicznym pudełkiem, drugiego pełnego metrażu Bodo Koxa, gatunkowo przynależnego do fantastyki naukowej, można było podchodzić z uzasadnioną rezerwą. Tym większą, że fabularny rys rozpina akcję na dwa czasowe plany – Warszawę pod butem Stalina (rok 1952) i Warszawę pod batutą pieniądza i tajnej policji (rok 2030). Przeszłość i przyszłość w pętlę wiąże historia miłosna, zrodzona prawem anomalii na jednym z najwyższych pięter, patrzącego nieruchomo na stolicę, korporacyjnego monumentu. Cóż, jeśli spadać, to z wysoka.