W Galerii Grafiki i Plakatu w Warszawie do 14 listopada można oglądać wystawę prac Kiejstuta Bereźnickiego.
Obraz nie jest notowaniem tego czasu, w którym powstaje. Jest wywoływany z pamięci, jest syntezą, sumą różnych elementów. To, o czym mówiliśmy pięć minut temu, już minęło. W tym sensie wszystko jest przeszłością. /Kiejstut Bereźnicki/
Krytyka wielokrotnie odnosiła twórczość Kiejstuta Bereźnickiego do dialogu z tradycją malarstwa europejskiego. Jednocześnie wypracował on własny styl. Z jednej strony oniryzm, metafizyka, z drugiej logika konstrukcji obrazu. Ważna jest przede wszystkim forma, dopiero później staje się ona przedmiotem, aż w końcu nabierze znaczenia. Jest to dopiero trzecia warstwa. Jednak pierwszy bodziec do malowania jest inny. Na przykład błękit z różem – jak to będzie działało w obrazie. Potrzebna jest forma – owal, prostokąt, napięcia, kierunek. Rytm i wewnętrzna cisza.
Artysta nawiązuje do dzieł dawnych mistrzów zarówno poprzez doskonale opanowany warsztat, jak i tematykę – tworzy cykle: Zuzanna i starcy, a ostatnio Balkony. Ktoś powie „U Maneta, Goy’i jest balkon…” Być może. A teraz jeszcze będzie mój balkon. Kilka moich balkonów. Bereźnicki porusza tematy elementarne, a przez to najważniejsze. W jego scenach pasyjnych, procesjach, ucztach, ale i martwych naturach, portretach można odnaleźć wymiar uniwersalny. Obrazy wywołują skojarzenia z siedemnastowiecznym malarstwem Holendrów, nie tylko dzięki tematowi, ale także drobiazgowemu sposobowi malowania. Poza realistyczną manierą i staroświecką stylizacją charakterystyczna jest skąpa paleta, ograniczona do kilku kolorów. Obrazy powstają latami, mają nieraz kilkadziesiąt warstw farby. U mnie obraz powstaje długo w czasie i nie muszę się śpieszyć. Tak, że ten dłuższy czas powstawania obrazu jest czasem jego dojrzewania. Mam taką teoryjkę, że czas malowania obrazu potem przetapia się na czas jego oglądania.
Bereźnicki urodzony w Poznaniu (1935 r.), związany jest ze środowiskiem plastycznym trójmiasta, z tzw. szkołą sopocką. W gdańskiej ASP studiował, tu też od 1960 pracuje, prowadząc pracownię malarstwa. Odkąd skończył studia regularnie wystawia w kraju (niemal wszystkie ważniejsze miejsca wystawiennicze) i za granicą (Francja, Węgry, Portugalia, Rumunia, Hiszpania, Szwajcaria, Wielka Brytania, Niemcy, Brazylia, Japonia, Skandynawia). Jego prace posiadają muzea polskie oraz państwowe i prywatne kolekcje zagraniczne. Laureat wielu nagród i wyróżnień. Ostatnia to Nagroda im. Kazimierza Ostrowskiego z 2003 r., przyznawana za wybitne dokonania twórcze i bardzo licząca się w środowisku Wybrzeża.
Kiedyś, w latach 70., Józefa Czapskiego denerwowały głosy krytyki mówiące o niechybnym końcu malarstwa. Odpowiadał na to, że malarstwo będzie istnieć dopóki istnieją ci wszyscy, dla których malarstwo jest „świadomością życia” (nie potrzeba wcale, aby ich było wielu), że nie zgaśnie póki jest człowiek. Podobne przekonania prezentuje Bereźnicki. Skromny, wierzy po prostu w swoje malarstwo. W malarstwo w ogóle. Paweł Huelle napisał kiedyś, że taka postawa, postawa ciągłego, konsekwentnego podążania obraną sobie drogą artystyczną, jest dzisiaj wyrazem prawdziwej awangardy, w opozycji do postmodernistycznych postaw, sprowadzających sztukę do kategorii gry i ulotnego zdarzenia medialnego. Prostota, powaga Kiejstuta Bereźnickiego to cichy, ale mocny głos we współczesnym chaosie. /Regina Stawska/