Nowa wystawa Julity Wójcik zostanie otwarta w warszawskiej Kordegardzie. Artystka należy do pokolenia, w których twórczości często pojawia się ikonografia codzienności świata, w którym dorastali. Jej pierwszy poważniejszy projekt, którego współautorkami były Paulina Ołowska i Lucy McKenzie, nazywał się Marzenie prowincjonalnej dziewczyny. Pod tym tytułem w 2000 roku w wynajętym przez artystki mieszkaniu odbył się cykl wystaw (autorstwa ich samych oraz zaproszonych kolegów z różnych krajów). Prowincjonalizm pojmowany jako wartość, odniesienia do konkretnej przestrzeni i jej prywatności, gloryfikacja banalnych czynności, z których składa się życie, wplatanie do projektów wątków prywatnej biografii – to znaki rozpoznawcze sztuki Julity Wójcik. W jednym z wywiadów z artystką (”Gazeta Wyborcza” 25.02.2000) czytamy: „Szydełkowanie to typowe zajęcie prowincjonalnej dziewczyny. Wymaga cierpliwości, jednocześnie jest miękkie i przyjemne. Czas na nie jest zimą.”
Na wystawie zatytułowanej Z nadzieją i niecierpliwością – drugiej z cyklu "Pokój z widokiem” w Galerii Kordegarda – Julita Wójcik prezentuje włóczkowy model falowca, najdłuższego bloku mieszkalnego w Polsce na łamanym planie, zbudowanego w latach 1970-1973 przy ulicy Obrońców Wybrzeża 4, 6, 8, 10 w gdańskiej dzielnicy Przymorze. Julita robiła go na szydełku przez sześć długich zimowych miesięcy na przełomie 2005 i 2006 roku. Zużyła do jego stworzenia kilka kilogramów białej i różowej włóczki zakupionej w sklepie pasmanteryjnym mieszczącym się w sławnym bloku pod numerem 4D. Zachowana została jedność miejsca i materiału. Dzianinowa bryła architektoniczna eksponowana jest na zaprojektowanym przez artystkę drewnianym postumencie – powtarzającym krzywiznę planu falowca. Drugim obiektem prezentowanym na wystawie w Kordegardzie jest model bloku przy ulicy Mściwoja 4/6 A w Gdyni. Dom ma kształt prostopadłościanu i jest podobny do tysięcy innych budynków składających się na pejzaż większości miast w Polsce. Co go wyróżnia spośród innych? Fakt, że jest on blokiem rodzinnym artystki – w mieszkaniu numer 9 spędziła ona dzieciństwo i wczesną młodość i jest z nim związana sentymentalnie.
W oknach galerii artystka umieściła designerskie firanki swojego autorstwa – tkaniny z naniesionym na nie techniką sitodruku odwzorowaniem architektonicznych planów falowca. Inne kompozycje zawierające fragmenty projektów bloku pojawiają się na ścianach oprawione w drewniane ramy. Te elementy, a także kwiat w doniczce umieszczony w kącie sali, pełnią rolę udomawiającą oficjalność wnętrza galerii. Podobna strategia występuje często w twórczości Julity Wójcik. W 2001 roku artystka przekształciła Mały Salon Zachęty w kuchnię, a w 2005 Galerię Arsenał w Białymstoku zmieniła w pokój paradny wypełniony robótkami i przedmiotami przywodzącymi na myśl lokalny kontekst pogranicza kultur. W wypadku tematu podjętego przez Wójcik w Kordegardzie opisane zabiegi oswajające przestrzeń galerii nawiązują do trudu podejmowanego na co dzień przez mieszkańców blokowisk – swoistej walki indywidualnych gustów (mieszczańskich czy ludowych) z surowością modernistycznej architektury. Falowiec jest typem galeriowca – do mieszkań wchodzi się z balkonów widocznych od ulicy, druga zaś strona tego budynku to ciąg balkonów. W obu fasadach wyraźnie widać ślady działalności mieszkańców – oryginalne, proste drzwi wymieniane są na bardziej ozdobne (a przy okazji bardziej szczelne – jak więc widać to nie tylko walka o „poprawę” estetyki, lecz także funkcjonalności budynku), balkony zaś często stają się topornymi loggiami zwiększającymi powierzchnię lokali mieszkalnych. Tendencje do nadawania indywidualnych cech zunifikowanym blokom widać także w działalności administracji osiedli – opisywany falowiec pomalowano niedawno w infantylnie różowe pasy, co artystka starannie odwzorowała w swoim modelu. Budynki położone niedaleko od niego pokryto powiększonymi rysunkami dzieci (przedstawiającymi kolorowe zwierzęta). To z jednej strony zabiegi czy tendencje zrozumiale – z drugiej zaś temu swoistemu uczłowieczeniu gigantomanii socjalistycznego modernizmu towarzyszy często pogwałcenie zasad stylistycznego dekorum. Pomieszanie konwencji nie zawsze wpływa korzystnie na estetykę budynku. Do złożoności tego problemu Julita Wójcik nawiązuje w filmie Wedutystka będącym zapisem akcji przeprowadzonej przez nią w 2004 roku w Gdańsku. Ubrana w podomkę, w chustce na głowie „maluje” szare ściany bloków (w których na oryginalną szarość nałożyła się patyna zanieczyszczeń). Jej ręką kieruje niewidzialny przewodnik, którego głos dobiega zza kadru, dbając, aby farba równo pokryła wyznaczone pola.
Julita Wójcik czerpie pożywkę z najbliższego otoczenia, w jakim żyje (mieszkanie, miasto). Życzliwym okiem patrzy na brzydkie bloki, wciąż dostrzegając w nich wartości wynikające z pierwotnego modernistycznego myślenia o architekturze, jak i na przejawy życia mrówkowca (praca wkładana przez mieszkańców w wykreowanie prywatnych przestrzeni, indywidualne historie w nie wpisane). Tytuł wystawy Z nadzieją i niecierpliwością w nieco ironiczny sposób opisuje uczucia ludzi oczekujących na własne mieszkanie w nowo budowanym największym bloku mieszkalnym w Polsce (opisywany falowiec ma 11 kondygnacji, 700 metrów długości i pięć i pół tysięcy mieszkańców!). Mówi jednocześnie o ambicjach architekta – autora projektu osiedla Przymorze, które doprowadziły do stworzenia założenia urbanistycznego, które niewątpliwie robi na przybyszu z zewnątrz wrażenie – wprawiając go w podziw zmieszany z przerażeniem. Jak podają źródła, na realizację swojej wizji musiał czekać (z nadzieją i niecierpliwością) ponad dziesięć lat. Teraz podobno odmawia komentarzy na temat tego projektu.
Wystawa Julity Wójcik prezentowana w Kordegardzie jest kolejnym głosem w dyskusji nad przyszłością budowli tak zwanego socmodernizmu. To także historia o architekturze nasączonej mnogością znaczeń oraz ironiczno-sentymentalna podróż przez dobrze znany z dzieciństwa pejzaż.
kurator Magda Kardasz
Galeria Kordegarda
13.05 – 2.07.2006