Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku to krótki, pełen humoru i niekończących się gagów dramat. Dwoje przesympatycznych bohaterów pod wpływem niejasnego impulsu udaje się w niezamierzoną frenetyczną podróż życia po Polsce, pełną śmiesznych przygód, które stopniowo przestają być tak aż śmieszne, a wręcz przeciwnie, całkowicie nieśmieszne, a wręcz straszne. Widz musi się liczyć z tym, że jest to sztuka nie aż tak wesoła, jak może się wydawać, jej bohaterowie nie reprezentują pozytywnych postaw społecznych i psychologicznych, a ta podróż wcale nie musi okazać się podróżą życia, a wręcz przeciwnie.
Zaletą sztuki jest połączenie komediowych chwytów z tonem serio. Śmiejemy się, kiedy „Rumuni” udają podziw dla samochodu marki Cinquecento i traktują choinkę zapachową niczym cenną biżuterię. Stopniowo jednak spod zgrywy wyłania się ich prawdziwa historia: on jest sfrustrowanym aktorem grającym w telewizyjnym serialu rolę księdza, ona – pozbawioną stałego zajęcia samotną matką. Oboje należą do kategorii ludzi społecznie zbędnych i może dlatego tak łatwo wchodzą w role rumuńskich żebraków. To, co początkowo było zabawą, zamienia się dla nich w traumatyczną podróż do własnych lęków. Kiedy narkotyki przestają działać i następuje zjazd, bohaterowie stają twarzą w twarz z groteskową rzeczywistością przydrożnego baru, tirówek, pijanych kierowców, dziecka nieodebranego z przedszkola, zawalonych terminów, straconych pieniędzy i pracy. I nie potrafią sobie na trzeźwo dać z tym rady.
Podobnie jak wcześniej w Wojnie polsko-ruskiej… Masłowska opowiada w Dwojgu biednych Rumunów… o polskim kompleksie niższości, który kompensujemy sobie za pomocą stereotypu „Rumuna”, „Ruskiego”, „Cygana”, „buraka”, „pedała”, czyli istoty stojącej niżej w hierarchii. A zarazem mówi o problemie wyobcowania: bohaterowie pędzący w pijackim widzie przez Polskę uciekają sami od siebie, od nudy i beznadziei własnego życia, ale wpadają w jeszcze gorszą nudę i beznadzieję. Kto wie, czy najszczęśliwszym człowiekiem w tym świecie nie jest mieszkający na odludziu staruszek, który do tego stopnia zżył się z telewizją, że postacie z seriali traktuje jak żywych ludzi. Parchę wita tak, jakby to prawdziwy ksiądz Grzegorz złożył mu wizytę. On przynajmniej ma swoją telenowelową rodzinę, Parcha i Dżina nie mają nic.
Roman Pawłowski, Gazeta Wyborcza
reżyseria: Przemysław Wojcieszek
scenografia: Magdalena Maciejewska
muzyka: Pustki
światło: Katarzyna Łuszczyk
obsada: Roma Gąsiorowska, Magdalena Kuta, Maria Maj, Janusz Chabior, Marek Kępiński, Eryk Lubos, Lech Łotocki, Mirosław Zbrojewicz
premiera 18 listopada 2006, g. 19
kolejne spektakle:
19 listopada, g. 19
21-23 listopada, g. 20.15;
24-26 listopada, g. 19
Teatr Rozmaitości, Warszawa