Rozgrywki, systemy i komplikacje.
Trudno przypuszczać, by wielokrotnie ogłaszana „śmierć” czy równie liczne ponowne „triumfy malarstwa” miały dla Jana Tarasina jakieś szczególne istotne znaczenie. I to mimo faktu, że malarzem jest stuprocentowym, wykorzystującym sporadycznie fotografię i rysunek przede wszystkim jako szybki zapis, szkic. Jednak nie o samo malarstwo tu chodzi, ani nie wyłącznie o rozstrzygnięcia dokonywane w odniesieniu do historii sztuki.
“Dobrze czuję się sam”, mówi malarz, który przynależał do kluczowych powojennych ugrupowań artystycznych. Samotność i wybór malarstwa jako pewnego sposobu, na tyle użytecznego i skutecznego, by nigdy nie zaistniała potrzeba szukania innego, wyznaczają terytorium jego indywidualnej wolności. Wolności od zależności dodatkowo pochłaniających energię – w wymiarze praktycznym, ale przede wszystkim wolności kontynuacji otwartego procesu obserwacji i badania świata. Jego konsekwencją staje się, jak to określił kiedyś artysta, „wewnętrzne poczucie wielkiego otwarcia” – które można by także uznać za próbę przekroczenia dystansu dzielącego ja-obserwatora od zewnętrznej materii i włączenia w jeden, pozbawiony hierarchii, wszystkoogarniający obieg. Istnieje więc świadomość kierunku, tego, ku czemu rzeczy idą, według sformułowania niezwykle cenionego przez Tarasina Johna Ruskina, choć nie ma – i nigdy być nie może – jednego, zdefiniowanego punktu docelowego.
Malarstwo jest w tym wypadku obszarem szczególnym, gdzie dokonuje się filtrowanie nieustannego przepływu obrazów składających się na strukturę rzeczywistości, zakłócanych, przerywanych i na nowo układających się w nieskończoną sekwencję. To ciągłe wyostrzanie widzenia w makro- i mikroskali, przemieszczając się od chaosu wszechrzeczy do chwilowo logicznej, rozpoznawalnej i zapisywalnej struktury detalu, by na powrót zobaczyć nieprzewidywalnie zmienny plan ogólny. Stenogram porządku, w którym człowiek nie zachowuje uprzywilejowanego miejsca zawiera fragmenty o określonym układzie i rytmie, ale też wolne, niczym nie powiązane cząstki elementarne. Powstaje otwarta forma, w której to, co abstrakcyjne, staje się materialnie konkretne, a to, co jednostkowo przedmiotowe ulega uniwersalizacji zapisu. Analiza, łącząca sztukę Tarasina z procesem naukowym, ale także ze spekulacją filozoficzną dokonywana jest w pełnej świadomości jej niedoskonałości i ograniczenia horyzontem percepcji i schematów myślowych. Fundamentalny dla poszukiwań artysty relatywizm nakazuje kontynuować ten proces bez końca – jednak nie poprzez mechaniczne próby kolejnych rzutów kostką, ale poddanie się sinusoidom energii układu będącego w bezustannym ruchu – bardziej w formie gry, którą nieprzewidywalne i elastyczne zasady zbliżają do życia.
Założenia tych od lat kontynuowanych przez artystę badań nie są jednak wyłącznie intelektualną rozgrywką – ich integralną częścią jest zmysłowość, przywoływana za pomocą wyobraźni – i tu niezastąpione okazuje się obrazowanie malarskie. Artysta wspomina obraz z podróży, zanotowany jedynie w pamięci – chmurę utworzoną przez stado szpaków na niebie, chwilową strukturę, zdumiewający, dynamiczny żywy system. To jakby ślad po pragnieniu powrotu wszechwiedzącego narratora wielkich narracji, mimo świadomości dzielonej z przytaczanym w rozmowie, nieco ironicznym J. L. Borgesem, piszącym o stadku ptaków, które przeleciały po niebie – i o tym, że tylko Bóg wie, że było ich siedemnaście.
W niektórych z najnowszych prac Tarasina biomorficzność układów rozgrywających się na różnych planach to jakby dalszy krok we wnikaniu w strukturę cząstek najmniejszych, dokumentowanie procesów łączenia, krystalizowania się struktury. Podczas pracy najważniejsze pozostają te same indywidualne wytyczne, określone przez artystę jako umiejętność zastosowania odpowiednich sposobów na siebie, także zdolność powstrzymania się od pokusy realizacji pomysłu w sposób zbyt oczywisty, zbyt łatwy łamiącego opór malarstwa. Jak twierdzi malarz, obraz jest najlepszy wtedy, gdy powstaje wrażenie, że zrobił się sam, nie został przez nikogo wymyślony. Staje się wtedy takim samym nienazwanym obiektem jak inne elementarne formy kolekcjonowane, szeregowane i zapisywane w nieokreślonej przestrzeni – i sam, na równych prawach może dosłownie znaleźć się wewnątrz obrazu.
Kurator: Kaja Pawełek
Otwarcie wystawy: piątek 12 października, godz.18.00
Wystawa czynna od 13 października do 19 listopada 2007
Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski