Bergman i kobiety nie jest tylko przeglądem dzieł wybitnego szwedzkiego reżysera, choć dzieł tu nie zabraknie. Nie jest również kolejną pieśnią pochwalną na jego cześć, choć powodów można by znaleźć aż nazbyt wiele.
Przegląd jest próbą problematyzacji twórczości Bergmana, dla którego świat kobiet był uniwersum, tematem przewodnim jego twórczości i życia, nierozłącznie ze sobą związanych. Dla warszawskiej publiczności jest również okazją poznania tych wczesnych filmów Bergmana, które nie znalazły miejsca na dotychczasowych przeglądach. Pokazywano na nich zwykle dzieła skończone, stanowiące efekt żmudnej pracy i wieloletnich poszukiwań twórczych. Wśród prezentowanych przez nas filmów są te uznawane za lepsze i gorsze. Pochodzą one z okresu, gdy Bergman, chcąc pogodzić własne ambicje z wymogami stawianymi mu przez rynek, próbował odnaleźć się w formule komedii, kina popularnego, a nawet reklamy. Choć sam z rozrzewnieniem wspominał pracę nad reklamą mydła Bris (podobno zdzierało skórę z ciała), dziś trudno wyobrazić go sobie w tej roli. A może warto?
Za kamerą prezentowanych filmów stoi człowiek, któremu nie obce są dylematy młodych twórców. Reżyser, który czasem zmuszony jest pójść na kompromis, by potem realizować swoje własne projekty, już bez jakichkolwiek ustępstw. To twórca, z którym chce się wejść w dyskusję. Bergman i kobiety to doskonała okazja, by przyjrzeć się kształtowaniu warsztatu Bergmana, zobaczyć, jak formowały się charakterystyczne dla niego obrazy i tematy, które powrócą w jego późniejszej twórczości – chociażby w zamykających przegląd Milczeniu czy Personie. We wspomnieniach Bergman powraca do czasu, gdy zakradał się na wieczorne pokazy jednego z prezentowanych filmów – Kobiety czekają – by posłuchać zanoszącej się śmiechem publiczności. "To była najzabawniejsza rzecz, jaka mi się zdarzyła od czasu, kiedy nauczyłem się jeździć na rowerze", mówił. Bez tych filmów trudno o pełny obraz twórczości reżysera.
Fenomen niesłabnącej popularności Ingmara Bergmana na świecie świadczy o tym, że szwedzki mistrz znalazł z widzami ponadczasowy kanał porozumienia.
Wątpliwościami i niezliczonymi pytaniami o naturę człowieka przyciąga już trzecie pokolenie. Nadal zachwyca formą swoich filmów – szczegółowo dopracowanymi kadrami, zbliżeniami twarzy czy montażową grą w rozsypane puzzle. Tym bardziej ciekawią reakcje, jakie Bergman wywołuje w swoim rodzinnym kraju. Śmierć Bergmana nie stała się przełomem dla kina skandynawskiego. Nastąpił on tuż po odejściu reżysera od dużego ekranu w latach 80. Skandynawscy twórcy poczuli się wtedy wolni, bo przez kilkadziesiąt lat musieli tworzyć w jego cieniu i znosić ciągłe do niego porównania. Nawet antybergmanowski front, który powstał w latach 60. i skupiał zwolenników kina społecznego z Vilgotem Sjömanem, Royem Anderssonem i Bo Widerbergiem na czele, nie zdołał zwrócić większej uwagi zagranicy na szwedzkie kino nie-Bergmanowskie. Dzisiejsze młode pokolenie reżyserów szuka własnych środków ekspresji. Po latach obecności Bergmana w Polsce czas już rozmawiać o nim w szerokim kontekście kina skandynawskiego.
5-9 kwietnia 2008, kino Muranów, Warszawa