7 czerwca w Teatrze Narodowym na Scenie przy Wierzbowej będzie można zobaczyć spektakl zatytułowany 36,5°C. Autorką choreografii jest Magdalena Reiter. Muzykę skomponował Bolesław Pietraszkiewicz. Ponadto w spektaklu wykorzystano utwory: Giacomo Pucciniego (Tosca) i Włodzimierza Korcza (Ogrzej mnie sł. Wojciech Młynarski).
Widoczną tendencją naszych konserwatyzujących się społeczeństw jest dążenie do unifikacji. Każdy, kto w jakiś sposób nie mieści się w ustalonej »tabeli przeciętności« może być napiętnowany. Powody są różne i dotyczą niemal każdej dziedziny życia: pochodzenia, religii, koloru skóry, seksual-ności, wyznawanych zasad i poglądów. Ile szkody wyrządzamy sami sobie tym, że zamykamy się przed innymi? Odmienności się boimy i ją osądzamy." Magdalena Reiter
Udział biorą i współkreują: Karina Adamczak – Kasprzak, Agnieszka Błacha, Katarzyna Kowalska, Anna Marek, Iwona Pasińska, Paulina Wycichowska, Andrzej Adamczak, Kacper Lipiński, Paweł Malicki, Daniel Stryjecki.
Recenzje: Przerażający taniec samotności
Czy można tańcem opowiedzieć o głębokiej, przejmującej samotności? Okazuje się, że można. A przynajmniej Magdalena Reiter to potrafi. Pokazała to w swoim spektaklu 36,5 na premierze w CK Zamek. Co to właściwie znaczy – 36, 5? To temperatura zdrowego ludzkiego ciała. Zdrowego fizycznie – bo ze zdrowiem psychicznym i temperaturą duszy nie jest już tak łatwo. Potrzebujemy o wiele więcej rzeczy do zdrowia psychicznego: miłości, akceptacji, obecności innych ludzi, ich życzli-wości, przyjaźni i tak dalej. Staramy się robić wszystko, by osiągnąć tę idealną temperaturę duszy – ale, jak wynika ze spektaklu Magdy Reiter, bardzo często przesadzamy. W pogoni za ideałem rozpaczliwie staramy się dorównać wymyślonym kanonom piękna, idealnym wzorcom zachowania, żeby stać się doskonałą kobietą, prawdziwie męskim mężczyzną, najbardziej rozrywkowym kolesiem na świecie albo najbardziej seksowną dziewczyną… I nie widzimy tego, że te szaleńcze i z góry skazane na niepowodzenie poszukiwania – bo przecież ideałów nie ma – niszczą bliskich nam ludzi, tylko dlatego, że idealni nie są. Niszczą także i nas samych, bo ileż można gonić za nieosiągalnym i nie zwariować…? I właśnie to wyobcowanie, piętnowanie za każdy przejaw inności, niezrozumienie, ból i rozpacz, a później już tylko strach przed kolejną próbą zbliżenia się do kogoś porusza najmoc-niej. Bo właśnie o to pyta autorka: jak często nawet będąc razem ranimy się, bo nie potrafimy się porozumieć? Ile szkody wyrządzamy sobie sami, kiedy zamykamy się przed innymi? To tkwi w mniejszym lub w większym stopniu w każdym z nas. Ale najlepiej widzi się to dopiero z dystansu – powiedzmy z widowni na skraju sceny. I dopiero stamtąd uderza nieuchronnością jak obuchem jedyny możliwy finał: samotność. I ten straszny chłód w duszy, której, kiedy już jest za późno, w żaden sposób nie da się rozgrzać… Doskonały, choć przerażający spektakl. Szkoda tylko, że PTT nie ma własnej sceny, na której mógłby go pokazać i miłośnicy dobrego tańca muszą polować na okazje, by zobaczyć kolejne premiery tego niezwykłego teatru. Lilia Łada, "Tutej.pl", 06.12.2007.