Od 18 do 20 grudnia 2008 r. w Teatrze Rozmaitości w Warszawie po raz pierwszy po długiej przerwie będzie można zobaczyć Uroczystość w reżyserii Grzegorza Jarzyny. W obsadzie m.in.: Ewa Dałkowska, Aleksandra Konieczna, Magdalena Kuta, Danuta Stenka, Danuta Szaflarska, Katarzyna Warnke, Mariusz Benoit, Andrzej Chyra, Jan Dravnel, Lech Łotocki, Zygmunt Malanowicz, Jan Peszek.
Jarzyna czyta Uroczystość jako sztukę o ojcobójstwie. Mówi o świecie, w którym Izaak ofiarował Abrahama, bo nie znalazł w nim ani Boga, ani prawdy, ani czystości. Reżyser świadomie ucieka od bluźnierczo-mitycznego szkieletu tej opowieści. Myli tropy, starannie ukrywa symboliczne gesty. Niczym jakiś teatralny Pan Freud zrywa z ludzi maski, pozbawia ich dostojeństwa, wydłubuje z głów emocje, kłamstwa i winy. Lecz jednocześnie nie doprowadza do wstrząsu, nie leczy, nie hipnotyzuje widzów. Po prostu wciąga w wir zdarzeń, każe z niepokojem śledzić walkę między Ojcem i Synem.
Ojciec Jana Peszka to człowiek, który nie ma wstydu, wyrzutów sumienia. Peszek zamienia go w pozbawiony emocji automat, przez którego pancerz pozornie nic się nie przedrze. Helge jest skupiony wyłącznie na celebracji własnej patriarchalnej dostojności; jak godnie kroczyć, jak elegancko siedzieć. Jest niewinny, bo nic nie pamięta. On swoje grzechy wobec dzieci wyparł ze świadomości, choć każde z nich skrzywdził.
Reżyser prezentuje się tu jako prawie racjonalista. Adaptując dramat, usuwa sceny z duchem Lindy. Obecność zmarłej siostry Christiana objawia się tylko w falujących foliowych firankach, którymi przesłonięty jest prysznic w łazience.
Jarzyna rozpoczyna spektakl niespiesznie, cichutko, jak gdyby długo kontemplował zdjęcie przedstawiające olbrzymi stół w monumentalnej sali balowej, powoli wypełniającej się gośćmi. I oto osiąga w niesamowity sposób kilka rodzajów teatralnego realizmu. Widz czuje, jakby stale patrzył na tę samą przestrzeń pod innym kątem, jakby unosiło go falowanie nastrojów bohaterów. Reżyser eksperymentuje z akcją symultaniczną: oto grupa aktorów wchodzi przez troje drzwi do swoich pokojów, a my widzimy ich wszystkich równocześnie przez nieistniejące ściany. W innych sekwencjach postacie wylewają się ze scenicznego świata jak woda z pełnego wiadra. Znikają za drzwiami, grają w kulisach, na drugim, trzecim planie. Kolejnym zabiegiem, przełamującym realistyczną perspektywę wydaje się usadzenie przy stole dwóch starych pierników z loży masońskiej, przyjaciół rodziny. To monstra, które w finale ujawniają swoje prawdziwe oblicze. (Łukasz Drewniak, Przekrój)
TR Warszawa
ul. Marszałkowska 8, 00-590 Warszawa