Nakładem wydawnictwa PIW ukazała się najnowsza książka Milana Kundery Spotkania (Une rencontre). Spotkanie moich refleksji i moich wspomnień; moich odwiecznych tematów (egzystencjalnych i estetycznych) i moich starych miłości – tak Milan Kundera doprecyzowuje tytuł swojej najnowszej książki, zbioru szkiców, rozmyślań, impresji.
To prawdziwa uczta dla miłośników literatury. Kundera przyzwyczaił czytelników do celnych, przenikliwych rozważań, które rzucają na znane i wielokrotnie omawiane dzieła nowe światło, wydobywają z nich głębię. Nowy tom zaludniają nietuzinkowi pisarze i ich dzieła, a wśród nich Dostojewski i Idiota, Gabriel Garcia Màrquez i Sto lat samotności, Louis-Ferdinand Cèline i Z zamku do zamku; znajdujemy tu teksty o Carlosie Fuentesie, Anatole’u Fransie, rozmowę o Rabelais’m. Nowy zbiór to także Spotkanie z malarstwem Bacona, muzyką Beethovena, operami Janáčka, filmami Felliniego, to wreszcie Spotkanie z Don Kiszotem.
ISBN 978-83-06-03224-4
Przełożył z francuskiego Marek Bieńczyk, wydanie I, oprawa miękka, 168 s.
fragment
POWIEŚĆ I PROKREACJA
(Gabriel García Márquez: Sto lat samotności)
Kiedy czytałem na nowo Sto lat samotności, nawiedziła mnie dziwna myśl: Bohaterowie wielkich powieści są bezdzietni. Ledwie jeden procent populacji nie ma dzieci, lecz co najmniej pięćdziesiąt procent wielkich bohaterów powieściowych opuszcza powieść, nie wydawszy na świat potomka. Nie mają progenitury ani Pantagruel, ani Panurg, ani Donkiszot. Ani Valmont, ani markiza de Merteuil, ani cnotliwa Prezydentowa z Niebezpiecznych związków.
Ani Tom Jones, najsłynniejszy bohater Fieldinga. Ani Werter. Wszyscy bohaterowie Stendhala są bezdzietni; podobnie jak bohaterowie Balzaka i Dostojewskiego; a w stuleciu dopiero co minionym Marcel, narrator W poszukiwaniu straconego czasu, i oczywiście wszyscy wielcy bohaterowie Musila, Ulrich, jego siostra Agata, żona Klarysa i Deotyma; i Szwejk; i bohaterowie Kafki z wyjątkiem bardzo młodego Karla Rossmanna, który zapłodnił służącą i z tego właśnie powodu, chcąc wymazać dziecko ze swego życia, ucieka do Ameryki, gdzie powieść może się zacząć. Ta bezpłodność nie wynika ze świadomej intencji powieściopisarzy; to duch sztuki powieści (lub jej podświadomość) brzydzi się prokreacji.
Powieść powstała wraz z czasami nowożytnymi, które uczyniły człowieka, by zacytować Heideggera, jedynym prawdziwym podmiotem i podstawą wszystkiego. W dużej mierze to dzięki powieści człowiek osiadł na scenie Europy jako indywiduum. Poza powieścią w życiu realnym niewiele wiemy o swoich rodzicach, jakimi ludźmi byli przed naszym przyjściem na świat; swoich bliskich znamy jedynie wyrywkowo; widzimy, jak się pojawiają i odchodzą; ledwie znikną, ich miejsce zajmują już kolejni: wszyscy oni tworzą długi szereg bytów wymiennych. Jedna powieść wyodrębnia jednostkę, oświetla całą jej biografię, jej idee, uczucia, czyni ją niepowtarzalną: ustanawia z niej środek wszystkiego.
Donkiszot umiera i powieść dobiega końca; zakończenie jest doskonale ostateczne dlatego tylko, że Donkiszot nie ma dzieci: gdyby je miał, jego życie byłoby przedłużone, naśladowane, podważone, strzeżone lub zdradzone; coś takiego słyszymy zresztą od maleńkości: twoje życie będzie trwało w twoich dzieciach; dzieci są twoją nieśmiertelnością. Ale jeśli moja historia ma trwać dłużej niż moje życie, oznacza to, że nie jest ono niezależną całością; oznacza to, że jest niespełnione; oznacza to, że istnieje coś na wskroś konkretnego i ziemskiego, w czym jednostka się rozprasza, godzi się rozproszyć, godzi się na zapomnienie: rodzina, potomstwo, plemię, naród. Oznacza to, że jednostka jako podstawa wszystkiego jest złudzeniem, zakładem, marzeniem kilku europejskich stuleci.
Wraz z powieścią Sto lat samotności Garcíi Márqueza sztuka powieści zdaje się porzucać to marzenie; w centrum jej zainteresowania tkwi już nie jednostka, lecz cały szereg ludzi; wszyscy są oryginalni, niepowtarzalni, a przecież każdy z nich jest ledwie przelotnym błyskiem słońca na rzecznej fali; każdy niesie ze sobą swe przyszłe zapomnienie i każdy jest tego świadomy; nikt nie pozostaje na scenie powieści od jej początku do końca; matka całego tego plemienia, Urszula, umiera w wieku stu dwudziestu lat, powieść zaś dobiega kresu dużo wcześniej; i wszyscy noszą imiona do siebie podobne, Arcadio José Buendia, José Arcadio, José Arcadio Drugi, Aureliano Buendia, Aureliano Drugi, aby kontury, które ich wyróżniają, się zacierały i czytelnik ich ze sobą mylił. (…)