13 kwietnia w krakowskim teatrze Słowackiego odbędzie się premiera monodramu Sławka Maciejewskiego Cosi, gdziesi, kajsi, ktosi – z Wesela Stanisława Wyspiańskiego.
Od dawna miałem wrażenie, że słowa wieszcza mimo, że w sztuce wypowiadane przez różne osoby, mogłyby ułożyć się w dziwnie spójny monolog. Pełen dowcipu, ale i gorzkiej prawdy – mówi o swoim autorskim projekcie Sławomir Maciejewski.
Tak o spektaklu pisze Anna Burzyńska:
Wyspiański wielkim poetą był, a Wesele to zawsze aktualne arcydzieło, w którym – bez względu na czas i miejsce – możemy się przejrzeć jak w zwierciadle. Takie słowa, cierpliwie powtarzane przez nauczycieli, słyszał zapewne każdy z nas. Ale czy tym nieśmiertelnym wprawdzie, lecz – jak to zwykle bywa ze szkolnymi lekturami – niezbyt chętnie czytanym tekstem Wyspiańskiego można śpiewać ostre hardrockowe kawałki, albo – dla odmiany – liryczne rockowe ballady? Czy da się przy jego pomocy nawiązać żywy kontakt z publicznością? A więc – czy można Weselem gadać w taki sposób, byśmy na chwilę zapomnieli, że jest to pomnik naszej literatury, a pomyśleli, że przyjaciel opowiada nam o życiu? Albo – czy można zdaniami z Wesela uwodzić kobiety? Czy wreszcie – użyć go w monologu rodem ze stand up comedy i rozbawić widzów do łez? Na te pytania każdy zapewne odpowiedziałby przecząco. No bo jak to? Narodowy arcydramat?! Jeden z największych skarbów polskiej kultury?! Świętość narodowej tradycji?! Tymczasem Sławomir Maciejewski pokazuje, że można. Można się Wyspiańskim świetnie bawić, autentycznie wzruszać, zaciekawiać a nawet budzić lęk. Można jego słowami rozmawiać. I nie ma w tym wszystkim śladu patosu ani koturnowej sztuczności.
Maciejewskiemu udała się rzecz naprawdę niebywała. Pociął Wesele na kawałki, a następnie na powrót je złożył, tak by stworzyły spójny monolog, a właściwie– w pełnym tego słowa znaczeniu – performans. W jego wykonaniu rozpoznajemy ze zdziwieniem nie tylko słowa Pana Młodego, Czepca, Poety, Dziennikarza i innych, ale również – Panny Młodej czy Haneczki. Mówione przez mężczyznę brzmią zupełnie inaczej i – nieoczekiwanie – działają znacznie mocniej. Bo Maciejewski wcale nie odgrywa postaci z Wesela. Wypożycza sobie tylko ich słowa, by opowiadać nimi o sobie i o nas. O tym, co nas teraz, dzisiaj dotyka i boli, albo – przeciwnie – śmieszy i bawi. Mówiąc fragment monologu pijanego Dziennikarza – przeistacza się w dobrze nam znanego współczesnego pijaczka. Wyjmując z Wesela przechwałki Czepca, opowiadającego o tym, jak huknął w pysk Żyda, staje się – równie dobrze nam znanym – agresywnym kibolem i sprawia, że na chwilę zamieramy z przerażenia. Takie – rzec by można Brechtowskie, bo oparte na zasadzie efektu obcości – przeniesienia epizodów klasycznego tekstu w zupełnie nowe konteksty – powodują, że przestaje on być szacownym eksponatem z muzeum literatury, a zaczyna przemawiać bliskim nam głosem. Bezpardonowo wkracza w sam środek naszych dzisiejszych doświadczeń. Aktor pozornie bawi się Weselem, żonglując nim z niebywałą wprawą. Przy okazji jednak udowadnia wręcz nieprawdopodobną aktualność tego tekstu – udowadnia ją naprawdę, do bólu prawdziwie, nie uciekając się do sztywnych formułek czy oklepanych komunałów, ale całym sobą i z niebywałą siłą przekonywania. A najbardziej niezwykłe jest to, że w jego brawurowym performansie nie pada ani jedno słowo, które nie byłoby słowem napisanym przez Stanisława Wyspiańskiego.
Cosi, gdziesi, kajsi, ktosi – z Wesela Stanisława Wyspiańskiego
reż. Sławek Maciejewski
Premiera 13 kwietnia 2013 r. o godz. 19.00.