Kolos to wydany w 1963 roku debiut norweskiego pisarza Finna Alnaesa. Książka zyskała status kultowej i stała się wydarzeniem na skalę światową. 29 kwietnia ukaże się w wydawnictwie Wielka Litera.
Wszystko zaczyna się w 1954 roku, kiedy Brage Bragesson – szaleńczo zakochany w młodszej o parę lat pięknej Siv miłośnik sportu, gór i literatury – postanawia przeżyć przygodę życia. Zaciąga się na statek i wypływa w rejs. Korzystając z przepustki na ląd, wybiera się do stolicy Holandii. Postanawia zwiedzić słynną, znaną z prostytucji dzielnicę Czerwonych Latarni w Amsterdamie. Ma przeczucie, że spotka go coś złego. Tej nocy bierze udział w bójce, która prowadzi do śmierci jednego z uczestników. Zostaje oskarżony o zabójstwo i postawiony przed sądem. Jego obrońcą jest Stefan Borovic, Żyd, ktory przeszedł przez obozy koncentracyjne. Człowiek, który uważa, że choć zabójstwo jest sprzeczne z prawem to… zabójca jest zawsze niewinny. Czy tak jest też z Bragessonem? I co się stało z jego ukochaną, Siv, ktora zaginęła w górach w niewyjaśnionych okolicznościach? Po wyjściu z więzienia Bragesson decyduje się na szaleńczą wyprawę szlakiem ukochanej w nadziei, że ją odnajdzie.
Kolos to niezwykła, brutalna wyprawa po świecie, który zamienia się w ruinę. Świecie, który można tylko odrzucić. Norweski pisarz z wyjątkowym talentem opisuje bezlitosny XX wiek. W efekcie Kolos to z jednej strony pasjonujący traktat na temat natury człowieka, jego odpowiedzialności za swoje czyny, a z drugiej przejmujące studium wyobcowania i trzymająca w napięciu love story o miłości silniejszej niż śmierć. Debiutancka powieść Alnaesa, doceniona przez krytyków i czytana na całym świecie, zapewniła mu trwałe miejsce w historii literatury i spowodowała, że jednym tchem można wymieniać go obok mistrzów skandynawskiej prozy.
Tak, nazywam się Brage Bragesson i urodziłem się 15 stycznia 1932. Gdy rozpoczynam to sprawozdanie, mam lat dwadzieścia osiem, nie posiadam stałego miejsca zamieszkania, jestem stanu wolnego i bezdzietny. Mój tytuł brzmi: były student, były narciarz, były marynarz i były więzień. Jest majowy dzień roku 1960.
Nie mam pojęcia, dokąd zaprowadzi mnie to sprawozdanie. Nie mam żadnego innego celu, któremu mógłbym się poświęcić, i opiszę te wydarzenia, jakie uważam za najważniejsze w swoim życiu: proces 1955, późniejsze wypadki i przeżycia podczas zamieci śnieżnej 1960… historię kilku ampułek szybko działającej insuliny.
To jest moje zadanie. Nie wymaga ono rzeczy niewykonalnej: żebym był obiektywny. Wymaga czegoś przeciwnego: żebym w tym opowiadaniu odbił swój wewnętrzny krajobraz tak, aby stał on przede mną jak coś w rodzaju lustra. Ale w celu zachowania pewnej dozy obiektywizmu – który wprowadzam, bo mnie samego to bawi – mam przed sobą na biurku dokumenty z rozprawy sądowej, wycinki prasowe i trochę innych papierów. Użyję ich wszystkich po to, aby w przybliżeniu pokazać swój obraz widziany oczyma opinii publicznej. Nie mam jednak zamiaru wiązać się chronologią procesu, sam ustalam swój własny porządek: tu trochę przemówienia, tam trochę przesłuchania, tu trochę pisaniny z gazet, ówdzie trochę opinii rzeczoznawców – krótko mówiąc, biorę wszystko, co uważam za najważniejsze, w porządku, który wydaje mi się najwłaściwszy, a przy tym tu trochę opuszczam, a ówdzie trochę dodaję.
Ale sprawozdanie musi się przecież od czegoś zacząć i wielu ciągle jeszcze uważa, że najmądrzejszą taktyką jest zacząć od dzieciństwa – szczególnie, jeśli było smutne – tak jakby w nim można znaleźć przyczyny postępowania dorosłego człowieka – szczególnie wtedy, gdy było smutne.
Mnie jednak taka taktyka nie interesuje, uważam bowiem, że dorosły człowiek w żadnym wypadku nie jest prostym zadaniem arytmetycznym. Uważam, że najbardziej zasadniczych spraw nie można określić w związku czasowym i przyczynowym, ponadto zaś babranie się dorosłego człowieka w swoim własnym lub cudzym dzieciństwie wydaje mi się nieprzyzwoite. Gdy to się dzieje w imię nauki, świadczy również o zarozumiałości: człowiek wyobraża sobie, że udało mu się znaleźć klucz do zagadki świata, i w zapale rozwiązywania, rozwiązywania problemów, rozwiązuje je, lecz czyni to z punktu widzenia swoich malutkich i lekkomyślnych założeń, nie może więc zauważyć, że dziecko w dorosłym człowieku jest tym, czym nasz system słoneczny we wszechświecie: małą wielkością w bezmiarze wielkości.
Jeżeli jednak rozpoczynam od sylwetek rodziców, robię to nie dlatego, bym widział w nich jakieś ważne, współdziałające czynniki mego życia, tak jak ono się układa, lecz dlatego że mgliste wspomnienie tych dwojga ludzi po prostu mnie wzrusza.
Mimo wszystko ma się przecież rodziców. Choć trudno to pojąć, miał ich nawet Fuhrer i deprawator Trzeciej Rzeszy.
(fragment książki)
Finn Alnaes (ur. w 1932 roku w Baerum, zm. w 1991 roku w Lillehammer) – norweski pisarz i dziennikarz. Studiował dramat w Wielkiej Brytanii. Powieść Kolos to jego pochodzący z 1963 roku debiut, który był wydarzeniem literackim w Norwegii, a następnie został przetłumaczony na wiele języków i przyniósł mu międzynarodową sławę. Nominowana do preseżowej Nagrody Literackiej Rady Nordyckiej książka szybko zyskała status kultowej. W 1993 roku została sfilmowana przez Witolda Leszczyńskiego.
Finn Alnaes, Kolos
Premiera: 29 kwietnia 2015 roku
Wielka Litera