Wszystkie lektury nadobowiązkowe to wszystkie felietony Wisławy Szymborskiej – te z poprzednich zbiorów i te publikowane do tej pory tylko na łamach gazet, ukazujące się w latach 1967–2002 w rubrykach „Życia literackiego”, „Pisma”, „Odry” i „Gazety Wyborczej” – po raz pierwszy zebrane w jednej książce.
Niepoprawna czytelniczka. Uzależniona od książek. Wyrafinowana koneserka słowa drukowanego, buszująca wśród tekstów zdumiewająco różnorodnych – od arcydzieł literatury przez prace popularnonaukowe z różnych dziedzin po poradniki i literackie kurioza. Zdolna wychwycić w każdym mało znaczący szczegół, jedną myśl lub obraz, by osnuć wokół nich poetycki felieton, olśniewający niezwykłością spojrzenia, zaskakującą puentą, właściwym sobie poczuciem humoru.
Tadeusz Nyczek tak opowiadał Annie Bikont oraz Joannie Szczęsnej, autorkom książki Pamiątkowe rupiecie: „(…) zaczęła czytać tak zwane książki «z dolnej półki». W czasach PRL-u wydawnictwa rozsyłały po redakcjach stosy książek. Te ważniejsze dawano recenzentom, a reszta zalegała szafy w charakterze makulatury. Szymborska odkryła urok tego typu produkcji literackiej. W swoich felietonach, podobnie jak w wierszach, stanęła po stronie rzeczy straconych i pomijanych”.
Błyskotliwe, zabawne, a niekiedy głęboko przenikliwe felietony układają się w erudycyjną opowieść o świecie, przyrodzie, historii i sztuce.
Thomas R. Henry, Paradoksy natury, przekład Jerzego Chmurzyńskiego, ilustracje J. S. Miklaszewskiego. „Wiedza Powszechna”, Warszawa 1967
Lubię książki, w których liczy się nogi stonogom. Czytanie wyłącznie literatury tzw. pięknej ma w sobie coś przerażającego. Traci się właściwą perspektywę. Po lekturze monologu wewnętrznego dobrze jest dowiedzieć się, jak np. kichają słonie. Takie książki jak Paradoksy natury nie mają na oko nic wspólnego z problematyką pism literackich. Nic? Ależ mają wspólnego czytelnika. I dlatego pozwólcie kilka słów, jak myślę, w interesie nas wszystkich. Chodzi o ilustracje, które w książce popularnonaukowej spełniają rolę arcyważną. Jeśli nie ma ich wcale, można, choć z dotkliwym bólem, wytłumaczyć to sobie jakąś nadrzędną techniczną niemożliwością. Jeśli jednak są, to muszą lojalnie i dokładnie informować nas o wyglądzie omawianych zwierząt. Graficzne impresje, etiudy czy dowolne wariacje są tu co najmniej nie na miejscu. Nie czekam na wizję dumnego artysty, ale na rzetelność sprawnego rzemieślnika. „Koń jaki jest, każdy widzi” – krótko i węzłowato zawyrokował nasz saski encyklopedysta ksiądz Benedykt Chmielowski. Proszę zauważyć, że zasada powyższa nie obejmuje rzekotek workowatych.
(fragment)
Wisława Szymborska, Wszystkie lektury nadobowiązkowe
Premiera: 7 października 2015 roku
Wydawnictwo Znak