19 kwietnia Galeria Milano w Warszawie zaprasza na wernisaż wystawy Gdy stoję z boku i słucham autorstwa Jacka Mirczaka. Ekspozycja będzie czynna do 10 maja.
Barwa. Czy zawsze musi być obecna? Oczywiście biel i czerń to także barwa. To kolor. Podstawowy. Najważniejszy. Gdyby istniały tylko one, to dla wielu artystów proces tworzenia byłby zamknięty, stałby się niemożliwy. Dla Jacka Mirczaka nie stanowiłoby to problemu. Wiele jego prac ograniczonych jest tylko do tych dwóch kolorów, a ekspresja płócien nic na tym nie traci. Czasami nawet zyskuje, bo te dwubarwne kompozycje są bardziej pierwotne. Sprowadzone do niezbędnego minimum, komunikują się na podstawowej płaszczyźnie.
Jest w kompozycjach Jacka Mirczaka bardzo wiele – gest, faktura, znaczący zazwyczaj format, silny kolor – a jednak to malarstwo czyste, można powiedzieć, że dźwięczne. Osoby wrażliwe na muzykę znajdą w tych płótnach pokrewieństwo z mocno brzmiącymi akordami sekcji perkusyjnych i dętych, może z muzyką współczesną, a może i z operą. W każdym razie z tą sferą muzyczną, w której nie chodzi o przyjemność słuchania i ilustracyjność, a emocje i wywieranie wrażenia. Znowu te emocje. Do malarstwa Miraczka jest to jednak klucz.
Malarstwo Mirczaka jest nieprzedstawiające i nie ma w nim żadnej narracji, a jego podstawą jest emocja. Artysta przyznaje, że to dla niego najważniejsza kwestia. Ta emocja towarzyszy mu przy tworzeniu i powinna być też obecna w odbiorze prac, choć niekoniecznie komunikat nadawany i odbierany musi być identyczny. Ważne, aby malarstwo nie pozostawiało widza obojętnym. Zazwyczaj nie pozostawia, bo Jacek Mirczak ma szczęście do wrażliwych odbiorców.
Przyznaje się, że lubi wiedzieć, jak „odczuwane” są jego obrazy. Czasami stara się anonimowo podsłuchać komentarze w trakcie wernisażu czy później, w ciągu trwania ekspozycji. Szczególnie cieszy go, kiedy natrafi na „spór interpretacyjny”. Jego obrazy nie mają jednej, właściwej definicji, jednak taka emocjonalna sprzeczka o jakieś konkretne płótno, trochę bez względu na jej merytoryczną treść, sama w sobie jest najlepszą interpretacją.
Prace artysty generują bardzo silny przekaz. Dla niektórych mogą być wręcz zbyt mocne. Powodów jest kilka. Bardzo zdecydowany gest malarski. Nie ma co kryć – Mirczak w swoim tworzeniu zaklina niebanalną energię charakteru. Do tego dominująca w kompozycji plama barwna. Żadnych ozdobników, finezji – niczego, co złagodziłoby i oswoiło kształt. Wszystko jest pierwotne, naturalne, witalne.
Często też faktura, impast, coś, co bardzo intensywnie dzieje się na powierzchni kompozycji. I czerń. Też zawsze obecna. Takie są pierwsze wrażenia. Brutalne. Dlatego warto dać sobie czas, pozwolić na głębszy dialog z twórczością Mirczaka, bo to malarstwo wymaga trochę dystansu. Wymaga też przestrzeni. Twórczość artysty jest bardzo trudna aranżacyjnie, stąd każda jego wystawa to spore wyzwanie. Pojedyncze obrazy stanowią zamknięte światy, a zbudowanie z nich kolekcji to sztuka sama w sobie.
Agnieszka Gniotek
Jacek Mirczak urodził się w 1968 roku w Częstochowie. W roku 1988 ukończył tamtejsze Liceum Sztuk Plastycznych. W latach 1988–1991 studiował na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu. Od 1991 roku mieszka w Warszawie. Prezentował prace na wystawach w Polsce, Włoszech, Algierii, USA i Australii.
Gdy stoję z boku i słucham
Autor: Jacek Mirczak
Wernisaż: 19 kwietnia 2016 roku
Wystawa czynna: od 19 kwietnia do 10 maja 2016 roku
Galeria Milano w Warszawie