Co rzeźbi Mariola Wawrzusiak? Czy to jest przeszłość, czy przyszłość gatunku ludzkiego? A może jest to swobodna wariacja antropologiczna poruszająca się w poprzek różnicy między człowiekiem a szympansem? Wystawa rzeźbiarki pt. Habitaty rozpocznie się 21 kwietnia w BWA w Rzeszowie.
Zatem: przeszłość, przyszłość, wariacja, możliwość, czy może raczej faktyczność, to co się dzieje teraz, w tej chwili? Czy Mariola Wawrzusiak tworzy fikcję – projektując możliwą społeczność humanoidów, które żyły, żyją gdzieś w odległej galaktyce, lub będą żyć kiedyś na Ziemi – czy raczej chwyta metaforycznie to, co jest tutaj, teraz, w nas – małpią istotę naszego gromadnego życia, archipelagi i konstelacje uczuć i zachowań, samotniczych, partnerskich oraz stadnych, które wszyscy dobrze znamy. Powyższa alternatywa jest pozorna. Artystka robi jedno i drugie. Poprzez humanoidalną fikcję, która jest wypadkową obserwacji szympansów, rzeźbiarskiej pomysłowości, możliwości technicznych i właściwości fizyko-estetycznych użytego materiału, autorka przedziera się do metafory, opowiadając niezwyczajną narrację o prostych sprawach, które dotyczą zarówno bezdomnych wagabundów, jak i pary zamożnych mieszczan, którzy wysiadają z suwa i wchodzą do galerii sztuki, żeby nasycić się sztuką w oparach drogich perfum.
Światła część społeczeństwa ponowoczesnego – targanego lękiem, z którym wielu ludzi radzi sobie dziś w sposób magiczny i średniowieczny (uwzniośleniem ideałów rycerskich i religijnych, będących kulturowym zapleczem polityki autorytarnej) – wraca do najprostszych spraw: uczuć, relacji i więzi między czującymi istotami dwunożnymi. Zdaniem tej światłej części społeczeństwa, do której niewątpliwie należy Mariola Wawrzusiak, wszystkie wielkie narracje (także religijne), już się wyczerpały, wszystkie, poza jedną – narracją naukową, ewolucjonistyczno-naturalistyczną. MW jest artystką w pełni wolną od narracji religijnej, nie znajdziemy u niej odniesień do judaizmu, chrześcijaństwa, buddyzmu, czy jakiejkolwiek innej religii – są małpoludzie, ich emocje i potrzeby, które nimi rządzą – aż tyle. Nadanie delikatności żelaznym prętom… ta sztuka udaje się artystce doskonale, ale udaje jej się także sztuka odnajdywania czułości, radości, zmysłowości, rozpaczy i radości, w świecie odczarowanym przez naukowy naturalizm. Dlatego rzeźba Wawrzusiak jest aktualna i ma przyszłość.
Autorka podejmuje na nowo próbę – podejmowaną już wielokrotnie, z różnym powodzeniem, od czasów oświecenia – opowiedzenia o wspólnocie ideologicznie niewynaturzonej, prawdziwej, czyli takiej, jaka jest. Zapewne jest to utopia, kolejna fikcja „o naturze ludzkiej”, ale nikt nigdy nie jest w stanie myśleć i tworzyć „w prawdzie”, całkowicie poza fikcją, a wszelka inwencja jest ostatecznie wynikiem swobodnego fantazjowania. W każdym razie, tym co decyduje o sukcesie tej sztuki, jest jej efekt, wrażenie, jakie wywiera na widzu. Nie każda sztuka potrafi rozbudzić – choć na chwilę – świadomość więzi łączącej bezdomnego z posiadaczem suwa! Mariola Wawrzusiak dąży do prawdy o człowieku, który sam siebie przecież nieustannie okłamuje, żeby przetrwać. Dusza nieśmiertelna, boskość, mesjasz, anioły itd. – żadna z tych rzeczy nie interesuje twórczyni. Tego rodzaju sprawom artystka nie poświęca w swojej twórczości ani minuty. Przeciwnie, nie dowierzając kaznodziejom, kapłanom i wszelkiego rodzaju mistrzom, artystka samodzielnie walczy z trudnym, opornym i ciężkim materiałem w jednym celu: aby stworzyć rzeźbiarską fikcję, która jest najbliższa instynktownie przeczuwanej prawdzie o wspólnocie istot czujących.
Mariola Wawrzusiak jest kontynuatorką tradycji oświeceniowej, która postrzega człowieka jako raczej pokraczne, nieco zabawne, czasami piękne, częściej nie – zwierzę. Prezentowane przez nią Habitaty są formami uczłowieczonej zwierzęcości. Rzeźbiarka pokazuje nam nawyki (od łac. habitus), ale też – w domyśle – miejsca zamieszkania, siedliska [od łac. habitat] gromady stworzeń dziwnie podobnych do nas. Intymność jest tutaj typowo ludzka, dotykalna i paradoksalna, poprzez twardość i chropawość żelastwa. Subtelność uczuć i sytuacji nadbudowana zostaje nad topornością materii, z której wykonane zostały te postacie. Nie tylko konieczność oddychania tlenem, przyswajania i wydalania pokarmów, ale także potrzeba towarzystwa, zabawy, miłości, przyjaźni, życia w grupie, chwili refleksyjnej samotności, wszystko to łączy nas w wielką gromadę „mądrych zwierząt” (jak wielkodusznie określił nasz gatunek Nietzsche). Te potrzeby są naprawdę powszechne, mówi Mariola Wawrzusiak w języku rzeźby.
Jej bohaterowie są anonimowi, mają status typów, ogólnych form relacji psychofizycznych spajających humanoidalną społeczność. Stalowe małpoludy nie używają znanych nam narzędzi i gadżetów, nie chodzą do sklepów, nie płacą rachunków, nie modlą się w kościołach, nie jeżdżą samochodami, nie grają w tenisa, nie mają imion i nazwisk. Jedynym rekwizytem pochodzenia cywilizacyjnego jest trzepak, na którym bawią się wykute i wyspawane ze złomu dzieci. Obserwujemy postacie w konkretnych sytuacjach psychofizycznych, na które naprowadzają widza lapidarne tytuły: dialog, zabawa, zwiadowca, uczucia, walka, wędrówka, więzi, wystraszony, manifestacja, monarcha, bez wyjścia, konsternacja, matka, nietoperz, myśliciel, pokazy, obserwator, przyjaciel, przywódca, strata, rytuał, ucieczka, trzepak, upadek. Są to kadry (osoby i sytuacje) z życia jakiegoś bezimiennego, uniwersalnego plemienia, żyjącego w symbiozie ze sporej wielkości mrówkami i nietoperzami. Pomimo ekspresywnej chropawości i materialnego ciężaru, postacie tworzone przez Mariolę Wawrzusiak nie są ani groźne, ani przesadnie prymitywne czy pokraczne, przeciwnie, przeczuwamy, że łączy nas z nimi dyskretna i głęboka więź.
Mariola Wawrzusiak, Habitaty
Wernisaż: 21 kwietnia 2016 roku, godzina 18.00
BWA w Rzeszowie