1 lipca w Galerii Arsenał w Białymstoku rozpocznie się wystawa Czas lisów. Będzie można oglądać na niej prace, których autorką jest Corin Sworn.
Corin Sworn przegląda razem ze swoim tatą stare zdjęcia. Rzutnik pokazuje slajdy z lat siedemdziesiątych XX w. „Dostałem się na łódź, którą popłynąłem z Liverpoolu do Limy”, opowiada mężczyzna. Ojciec Sworn to Gavin Smith, antropolog, który badał rebelie chłopskie w Peru. W trakcie dwudziestominutowego filmu zatytułowanego The Foxes Smith opowiada córce o swoim pobycie w tym państwie: o ludziach, których spotkał, ich historiach, własnych wnioskach badawczych i odczuciach związanych z miejscem, które dawno temu odwiedził. Sworn wspomina, że wiele z tych zdjęć już widziała, wiele historii słyszała, kiedy ojciec przyjechał do jej szkoły w 1981 roku i pokazywał je klasie swojej córki. „Nie rozumiałam wtedy ani zdjęć, ani związanych z nimi przeżyć, które opisywał” – przyznaje artystka.
Rytmiczny dźwięk rzutnika przerywany jest co pewien czas przez ruchome obrazy. Zostały zarejestrowane niedawno, w Peru – a dokładniej w górskiej wiosce Huasicancha – przez samą Sworn. Podążała trasą młodzieńczej wyprawy ojca, który towarzyszył jej jako przewodnik. Spotkali wiele spośród osób, z którymi Smith pracował lub rozmawiał w latach 70. Wydaje się, że w wiosce Huasicancha niewiele się zmieniło. Widzowi można wybaczyć pomyłkę, jeśli zdjęcia pokazujące teraźniejszość weźmie za obraz przeszłości. Jedyną wskazówką przy ich rozróżnianiu jest sposób przedstawienia – nieruchome slajdy lub nagranie wideo. Dzieje się tu coś dziwnego. Przeszłość miesza się z teraźniejszością za sprawą powiązań rodzinnych. Strukturę tę można porównać do płaszczyzny obrazów Henriego Bergsona, w której filozof odrzuca czas linearny. Twierdzi, że jaźń jest miejscem, w których dochodzi do spotkania postrzegania (światła, koloru i otaczających nas obrazów) oraz pamięci-obrazu. Sworn odtwarza to spotkanie. Na początku filmu widzimy ulicę z wnętrza jadącego samochodu. Obraz jest podwójny, ponieważ w szybie samochodu odbija się to, co widać przez okno z drugiej strony. Sworn powtarza ten podwójny, rozmazany efekt za pomocą serii fotografii towarzyszących instalacji wideo, w której oryginalne negatywy ojca zostały umieszczone nad zdjęciami tych samych miejsc zrobionymi przez artystkę w trakcie niedawnej podróży. Ponownie nie możemy mieć pewności, na co patrzymy. Sworn zatrzymuje nagranie wideo, żeby pokazać, że na obrazie rozmazanym z powodu ruchu samochodu pieszy wygląda, jakby znikał z fotografii. Przechodzień przemyka przez obraz jak duch zagubiony w czasie i przestrzeni. Ześlizguje się z bergsonowskiej powierzchni. Zestaw stereo odtwarza peruwiańską piosenkę pop.
Kiedy Smith pokazuje stare zdjęcia mieszkańcom Huasicanchy, początkowo mylą się, próbując rozpoznać widniejące na nich postaci, lub w ogóle ich nie rozpoznają. Dwie kobiety nie zdają sobie sprawy, że patrzą na mężczyznę, który właśnie stoi obok nich – sfotografowany młodzieniec nijak się ma do ich tęgiego towarzysza. Czas oddalił od siebie te dwa ciała. Sami tego doświadczamy. Na jednym ze slajdów widzimy Sworn jako małe dziecko. Nawet jeśli wiedzielibyśmy, jak wygląda (w sekcji obrazów ruchomych artystka zawsze znajduje się po drugiej stronie kamery: obecna, ale niewidoczna), trudno byłoby odnaleźć ją na ziarnistym zdjęciu grupowym. Na filmie zmieniają się tylko ludzie. Starzeją się, podupadają na zdrowiu. Na ekranie pojawia się zdjęcie Smitha. „No tak,” mówi z wahaniem, „tak wyglądałem, kiedy pracowałem w terenie”.
Nie mamy tu do czynienia ze studium antropologicznym prowadzonym w jakiejś odległej wiosce; to swoisty autoportret. Sworn nie spogląda przed siebie – przez ocean w stronę Peru, lecz w siebie – w kierunku wspomnień, wspomnień-obrazów, które ją ukształtowały. Praca jest refleksją na temat napływu wizualnych informacji, z których złożona jest świadomość. We wstępie do jednego z artykułów poświęconych wiejskim społecznościom w Peru Smith poetycko spostrzega: „Wszelkie poszukiwania intelektualne, jak np. antropologia czy historia, są w gruncie rzeczy próbą poradzenia sobie z tym, czego nie potrafimy wyrazić słowami”. Mówienie o sobie graniczy z niemożliwością, bo to przez siebie musimy mówić. Autorefleksja wymaga niemożliwego – wyjścia poza samego siebie. The Foxes są próbą dokonania tego.
Oliver Basciano, Londyn, 2016
Corin Sworn, Czas lisów
Od 1 lipca 2016 do 11 sierpnia 2016 roku
Wernisaż: 1 lipca 2016 roku, godzina 18.00
Kuratorka: Sylwia Narewska
Galeria Arsenał
Białystok