Właśnie ukazał się nowy tom poezji Jacka Podsiadły – Włos Breugueta. Tytuł kieruje nas w stronę słownika zegarmistrzowskiego, precyzyjnej i delikatnej sprężyny, skonstruowanej przez Abrahama Bregueta w XVIII wieku. Czyżby to właśnie chciał Podsiadło powiedzieć na temat życia i poezji: jak delikatnymi są mechanizmami oraz jak odmierzać upływający czas rytmem wierszy?
Najnowszy tom Jacka Podsiadły Włos Bregueta znowu zręcznie splata ze sobą bieguny życiopisania, poetyckiego dziennika i frywolnego żartu. Prawem analogii przywodzi na myśl książkę profesorską, którą można nareszcie wydać bez presji, z miłością, zawierając w niej wieloletnie doświadczenie obcowania z literaturą. „Wiersz ten składałem jak bajkę, rozum mnie nie gonił” (Wynurzają się zręby) ‒ deklaruje podmiot w swoim pląsającym élan vital i rozgrywa kolejne teksty między folkową balladą a charakterystyczną dla siebie metafizyką codzienności. Tytuł kieruje nas w stronę słownika zegarmistrzowskiego, precyzyjnej i delikatnej sprężyny, skonstruowanej przez Abrahama Bregueta w XVIII wieku. Czyżby to właśnie chciał Podsiadło powiedzieć na temat życia i poezji: jak delikatnymi są mechanizmami oraz jak odmierzać upływający czas rytmem wierszy? Autor Kry skończył niedawno pięćdziesiąt lat, a zegar wybija kolejne, ale robi to u niego w sposób wyjątkowy, jakby w tykaniu zawarta była nie egzystencjalna nieuchronność, lecz anarchiczna wolta. „Łamiące się co połowa godziny inaczej dziś znaczą./ Nie chcę zaczynać od nowa. A od połowy bym zaczął” ‒ ogłasza poeta, trochę parując się z samym mechanizmem odliczania czasu, a trochę w sztubackim geście pokazując mu środkowy palec. Zachwycająca jest ta lekkość pisania dojrzałego Podsiadły, jakby w całej rymotwórczej nieskładności, w tym imperatywie, że poezja powinna się jednak rymować, pojawiały się nagle momenty zupełnie frywolne, broniące autora przed popadnięciem w pozę egzystencjalnego buntownika lub mędrca (choćby takie „Uczniowie noszą noże, a stare zgredy dready”).
Włos Bregueta to powrót ze snu, tom, w którym wręcz cierpi się na bezsenność, ale też wejście w samą materię życia po nieco lunatycznym i nostalgicznym Przez sen. Stary niedźwiedź budzi się z dziecięcej rymowanki i bywa groźny, bystry, trzeźwy w osądach, jak w kronikarskim Przebiegu wydarzeń, czyli przepisanym na wiersz raporcie z rozruchów antyżydowskich w Ostrowców w 1904 roku, czy Memu miastu na odpierdol, gorzkim i zarazem intymnym obrazie Opola. Jest oczywiście Podsiadło pacyfistyczny (Autozapisywanie) i anarchistyczny (choćby w groteskowym, formalistycznym Układzie rozkwitającym), jest wierny poholokaustowej pamięci (Breakpoint, Oczy oczu), ale jego największa siła tkwi od zawsze w języku miłości.
Pisał przed laty Konrad Góra, że „język to sznur pod dzwon”, wyzywając Podsiadłę na poetycki pojedynek i pośrednio zarzucając mu rezygnację z politycznego zaangażowania. Teraz, niejako rykoszetem, autor Kry odpowiada, zgodnie z ponadczasową naturą swojej poezji, z wiarą w siłę prywatności i intymności: „język to znieruchomiały dzwon, ona stoi pod nim” (Magda rozpuszcza włosy); odpowiada we wspaniałym erotyku do jednej z muz. Magda to adresatka i bohaterka większości wierszy z Włosa…, również tych najlepszych, najbardziej poruszających fraz („Wiecznie bezradny, mogę tylko powtarzać jej imię / tak jak się powtarza: «Życie, życie»”, 687). Jej osoba oraz zegarmistrzowska klamra równocześnie odsyłają nas jednak zręcznie do innego tomu autora ‒ Wychwytu Grahama (1999) i dopowiadają kolejny akt zmagań Podsiadły z upływającym czasem. W Romansie w Durango ‒ trochę przekładzie, trochę parafrazie piosenki Boba Dylana (która nabiera dodatkowego znaczenia w kontekście ostatniego Nobla), odartej z elementów łotrzykowskich oraz lokalnie usytuowanych marzeń ‒ Magdalena z oryginału łączy się zatem z Magdą samego Podsiadły. To ballada skondensowana i jakby wbrew pierwowzorowi skupiona na frazie „Jesteśmy w samym środku życia”, zamiast śmierci obiecująca bohaterom dalszą ucieczkę w stronę wymarzonego miasta. Dylanowski fatalizm zastępuje więc Podsiadło nadzieją i tańcem, i tak do końca książki: im więcej Magdy, tym więcej świata, zbliżeń, miłości, aż po swobodną parafrazę starej, łacińskiej komplety Te lucis ante terminum, która zmienia się w manifest wiary w życie, nieustępliwe i nieustępujące, nawet na chwilę przed północą.
Jacek Podsiadło, Włos Bregueta
Premiera: listopad 2016 roku
Wydawnictwo WBPiCAK
1 komentarz
Idziesz na łatwiznę Jacek – “Stare polskie filmy” – słaby tekst w stosunku do tego co kiedyś pisałeś