Pod przewrotnym tytułem Kraina szczęśliwości kryje się cykl obrazów, których wymowa daleka jest od arkadyjskiej sielanki. Obrazy Marty Kiniewicz-Bruszewskiej niepokoją. Ich tajemnicze przesłanie pełne niejasnych, nonsensownych podtekstów stawia przed widzem wyzwanie.
Artystka niechętnie podpowiada interpretacyjne tropy. Pozostawia je intuicji widza. Punkt wyjścia stanowią zdjęcia z rodzinnego archiwum. Artystka buduje swoje dzieło na dziecięcej pamięci. Daleko tu jednak do nurtu czułych wspomnień Proustowskiej magdalenki.
Kiniewicz egzorcyzmuje pamięć rodzinnych spotkań. Z beztroskich wakacyjnych teł wycina grupy postaci, osadzając je w nowych niepokojących kontekstach. Sielankowy skok z pomostu przemienia się w skok w otchłań studni przypominającej bardziej krematoryjny komin. Rodzinna wycieczka łódką upodabnia się do przeprawy „Barką Dantego”, a fotografia z górskiej wycieczki przywołuje ducha ofiary alpinizmu.
Nie jest to próba rozliczenia własnego dzieciństwa, raczej chęć uświadomienia widzom istnienia traum uniwersalnych w bolesnym momencie przepoczwarzania się, kiedy zmuszeni jesteśmy kształtować swoją tożsamość w konfrontacji ze światem, z narzuconymi normami, z opinią najbliższych. Z Krainy szczęśliwości nierzadko przechodzimy w dorosłe życie posiniaczeni, jeśli nie poranieni.
Obrazy są w zasadzie monochromatyczne. Po części chodzi o nawiązania do kolorystyki starych zdjęć, ale zabieg również wynika z chęci wprowadzenia estetyki snu oraz skierowania uwagi widza na znaczenie obrazu, a nie na jego stronę dekoracyjną.
Artystka analizuje stosunek form przestrzennych. Zderza neutralne jednolite tła, płaskie, niekiedy wręcz papierowe postacie, z partiami realistycznie wystudiowanymi. Gdzieniegdzie otwiera się iluzjonistyczna otchłań. Jej głębia uzyskana zostaje poprzez rozpiętość waloru. Różnica ciężaru form tworzących poszczególne części obrazu staje się elementem konfliktu. Buduje napięcie i wzmaga ekspresję. Niektóre partie, pozornie nieistotne, występują z tła ku widzowi niemal namacalnie, tworząc zagadkowy język znaczeń. Dzieje się tak w przypadku lunety, czy butli płetwonurka. To szkiełko i oko, dzięki którym usiłujemy racjonalizować świat. Artystka zdaje się stawiać pytanie o przyszłość, o możliwość przewidzenia wydarzeń, o los zapisany w gwiazdach.
Talent Marty Kiniewicz dojrzewał długo. Artystce, absolwentce historii sztuki towarzyszyła świadomość trudności w wypracowaniu własnego oryginalnego sposobu wypowiedzi artystycznej, świadomość powielalności. Momentem przełomowym stała się lektura Rene Magritte’a 8 metod rozwiązywania kryzysu powstałego podczas odtwarzania przedmiotów na płótnie. Surrealistyczna zmiana skali, hybrydyzacja, wyjęcie z kontekstu dało impuls do stworzenia świeżej, niepoddającej się łatwym interpretacjom formuły malarskiej. Trudno oprzeć się wrażeniu, że to dziwne malarstwo rodem z seansu mediumicznego stwarza pozór istnienia innego, nieuchwytnego wymiaru. Bardziej odwołuje się do sfery ducha i do absolutu aniżeli dostępnej nam fizyczności. Operuje językiem nie zawsze czytelnych symboli, gdzie przewodnikiem może być tylko intuicja.
Kuratorka: Katarzyna Haber
Marta Kiniewicz-Bruszewska. Kraina szczęśliwości
Od 2 do 16 lutego 2018 roku
Wernisaż: 1 lutego 2018 roku, godz. 19.00
Apteka Sztuki w Warszawie