Mięśniaki, łyse pały, prężące się muskuły, lenny face’y, emotikonki, chujki, uśmiechnięte kupki, sympatyczne cycuszki zaludniają obrazy Aleksandry Liput. Pchają się niezdarnie, prezentując wiecznie gotowe do działania członki. Te komiksowe, karykaturalne, rozlewające się, malowane grubym konturem lub sprayem, ozdabiane cekinami i błyskotkami z dyskontów ludziki pączkują we wszystkich kierunkach.
Penisy tańczą w naszych głowach szaleńcze tango. Męskość w zachodniej kulturze jest i była przedmiotem kultu. Symbolizowała siłę, bezpieczeństwo, pewność i kasę. Fallusy malowane na prehistorycznych ścianach czy ustawiane na rozdrożach miały być antidotum na zło, ostrzeżeniem dla intruza i zaznaczeniem terenu. W zasadzie niewiele się zmieniło. Wystarczy odpalić Tindera czy przeglądać hasztagi typu #polishboy.
Wobec tego przerostu wybujałej męskości dziewczyny powinny zawsze zachowywać się grzecznie, uśmiechać się, miło odpowiadać, po prostu być szczęśliwymi. Aleksandra Liput wyzwala się z tego kulturowego przymusu. W swoim najnowszym cyklu obrazów i lateksowych obiektów działa jak troll. Chuligani, upupia i umniejsza tych królów życia. Bazgroli wulgarne rysunki rodem z ostatnich kartek szkolnych zeszytów, obdartych kamienic czy obleśnych komentarzy internetowych. Śmieje się w twarz heteronormatywnej dominacji.
W dyplomowym cyklu malarskim Neverland Aleksandra malowała dziecięce strachy, poturbowane zabawki czy koszmary senne, które powracały do niej nad ranem. Teraz lukruje na różowo i przyozdabia kolorową posypką traumy starszych dziewczynek.
Tekst: Michalina Sablik
Aleksandra Liput. #behappyalways
27, 28 października 2018 roku
Aleje Ujazdowskie 8, Warszawa