24 lutego 2012 roku w Galerii Sztuki Współczesnej w Przemyślu o godzinie 18.00 odbędzie się otwarcie wystawy Tadeusza Bachowskiego Sjesta.
SJESTA. Kiedy miejski gwar i ruch uliczny cichnie.
Żar leje się z nieba. Ulice są puste, sklepy zamknięte, okna przesłaniają okiennice. Dla nas, jeżdżących na Południe w celach turystycznych sjesta jest czymś irytującym. Każda chwila jest cenna, a tu… zamknięte muzeum, galeria, kościół, sklep. Brniemy w gęstym upale przez rozgrzane kamienne uliczki. Pot cieknie nam po plecach i zastanawiamy się, jak tu można żyć? (…)
Jednak ktoś, kto przybywa tam, aby zobaczyć zabytkowe mury, miejsca znane z albumów historii sztuki, czy z filmów, nie zważa na palące promienie. Do takich osób należy Tadeusz Bachowski, który podczas podróży do Monte Carlo, na Lazurowe Wybrzeże i do Włoch, zwyczajem mieszkańców Północnej Europy, przemierzał w ostrym słońcu południa ulice miast i miasteczek. Spotykał na swej drodze bezludne miejsca; mieszkańcy udali się na obowiązkową sjestę… Również ich pojazdy.
Właśnie te ostatnie: czteroślady i dwuślady, stare Citröeny, lśniące limuzyny, stateczne choppery, skromne skutery i miejskie rowery są bohaterami cyklu fotografii Tadeusza Bachowskiego pod tytułem Sjesta. Ostre światło, surowa architektura i finezyjne linie maszyn. Szorstki, matowy kamień i lśniąca blacha. Ostre światło i głębia cienia. Linie proste i zakrzywione. Odrapane, popisane mury i eleganckie, wypolerowane maszyny. To wszystko ujęte zostało w niezwykle czystych, oszczędnych, niekiedy wręcz pedantycznych kompozycjach. (…)
Katarzyna Winiarska (fragmenty wstępu z katalogu wystawy)
Tadeusza Bachowskiego znam od dawna, ale TE Jego zdjęcia zobaczyłem kiedyś zupełnie przypadkowo i od razu zwróciły moją uwagę. Właściwie do końca nie wiem dlaczego i co w nich jest tak bardzo intrygującego, ale nadal patrzę na nie z zainteresowaniem, chociaż – tak naprawdę – to nic tam się szczególnego nie dzieje… no nic się nie dzieje…
W dzisiejszych czasach, kiedy jesteśmy zewsząd osaczeni natłokiem agresywnych obrazów, totalną przemocą, horrorem i wszelakim ludzkim nieszczęściem – widok cichej i pustej uliczki, opuszczonej przez bywalców kawiarni czy stojącego przed witryną sklepu jakiegoś Harleya, a nawet niech by i Rolls Royca jest dziwny, surrealistyczny i wręcz niewiarygodnie spokojny. W napięciu czekam na moment, kiedy ktoś obcy pojawi się w kadrze i brutalnie zburzy ten błogi spokój i wszystko wróci do tak dobrze nam znanej codziennej normy…
Zastanawiam się, czy zaletą tych obrazów jest dziwna konfrontacja przedmiotów, uznanych przez kolorowe tabloidy za ikony pożądania z urbanistyczną pustką przestrzeni… brakiem ludzi, a może raczej z nostalgiczną próbą powrotu do czegoś, co tak naprawdę już minęło… a może wogóle nie istniało?
Dla mnie, te obrazy należałoby jeszcze dopełnić dochodzącą zza kadru, spokojną muzyką upalnych plaż, rozgrzanych bulwarów, w których nawet nocą brak wytchnienia i gdzie kawałek prawdziwego cienia, wygodny fotel i schłodzona szronem szklaneczka białego rumu z colą, jest tak bardzo realistycznym, miłym wspomnieniem – pełnym fizycznego wręcz pożądania?
No kto tego nie lubi? – szczególnie o tej porze roku, kiedy u nas światło ledwo przebija się przez ciężkie i szarobrudne chmury z których tylko śnieg, deszcz ze śniegiem, albo Bóg wie co jeszcze… Wiosna gdzieś daleko, a tutaj sjesta bucha pełnią rozgrzanego powietrza, w wyciszonych, pustych o tej porze dnia uliczkach, cierpliwie oczekują na swoich właścicieli te wszystkie piękne Harleye, Rolls Roycy czy Lambretty…
Zima jest podobno piękna, może to i prawda, ale chętnie przeniósłbym się tak na trochę w tak piękne i spokojne okoliczności przyrody – z dala od polityki, problemów, pracy i zgiełku – no prawdziwa sjesta – nie?
Obrazy, obrazy, obrazy – niewielkie, wyciszone fragmenty pustych przestrzeni, które przenoszą nas w te wszystkie wybrane czy raczej odnalezione przez autora miejsca, gdzie cisza spokojnie kolaboruje z wolno przepływającym czasem i wyciszoną muzyką. Sjesta leniwie ogarnia nas i wtedy dopiero możemy usłyszeć i zrozumieć o czym śpiewa Astrud Gilberto, Diana Krall czy saksofon Stana Getza… sjesta… sjesta… sjesta…
Zastanawiam się także w czym tkwi siła tych niewielkich, czarno-białych obrazów fotograficznych, dokumentujących rzeczywistość, która jest tak banalna, a zarazem tak bardzo pociągająca i jednocześnie tak abstrakcyjnie ciekawa. Dla mnie, ta wystawa jest prywatnym odkryciem czegoś, o czym jakby już zapomniałem, jest powrotem do podstawowych wartości, które chciałbym przeżyć na nowo…
Woytek Grela / w Przemyślu, ciemnym i zimnym popołudniem końca stycznia…
Tadeusz Bachowski – urodzony w Przemyślu, gdzie od wielu lat działa w grupach fotograficznych, uczestniczy w plenerach artystycznych. Uprawia klasyczną technikę czarno-białą i fotografię cyfrową. Interesuje się reportażem, pejzażem, portretem, aktem i martwą naturą. Udział w 40 wystawach fotograficznych w kraju i za granicą. Jest członkiem międzynarodowej grupy B&W, z którą zrealizował szereg projektów, m.in.: Ulica Andy Warhola, 1999 / Słowacja; Jacy jesteśmy, 1999; Portrety miast 2000; Razem, 2001 / projekt związany z pobytem Papieża Jana Pawła II we Lwowie; Karpaty 2000; Artyści Euroregionu Karpaty. Jego prace znajdują się w Muzeum Andy Warhola w Medzilaborcach na Słowacji oraz w zbiorach prywatnych.
Wystawa czynna będzie do 13 marca 2012 roku.
Galeria Sztuki Współczesnej w Przemyślu
ul. T. Kościuszki 3
Przemyśl