Kilkanaście prac malarskich, pokazanych w Warszawie, Emilii Piekarskiej – Freudenreich to plon ostatniego czasu, ale i bardzo widoczny rezultat dokonanego rozwoju jej sztuki. Rzadko która twórczość malarska dojrzewa, narasta i sumuje się z podobną przejrzystością odbytej drogi. Naturalnie, z biegiem lat artystka rozwinęła paletę i zwiększyła swobodę ręki prowadzącej pędzel, utrwaliła świadomość swego miejsca i swoich możliwości. Oddaliła się wczesna, młodzieńcza twardość formowania – w miękkości i rozpraszaniu formy, paradoksalnie, zaistniała odwaga. Tematem tego malarstwa było i jest zawsze jedno – materia widzialnego świata. Jakkolwiek to ludzie odbierają, w płótnach Emilii nie ma popisów formy abstrakcyjnej. Wszystko jest zobaczone, albo w jednym ułamku chwili, albo w swoim przedłużonym trwaniu. Wszystko ma swój rodowód miejsca i można zawsze przywołać okoliczności malarskiego powodu obrazu. Więc pejzaż i jego uszczegółowienia są tą drugą stroną sprawy: jakieś jedyne światło nad wodą, wiatr w sadzie, ruchomy letni światłocień. W swoich obrazach Emilia dodaje dyskretny przykład panteizmu. Wergiliuszowskie nawołanie do opiewania rzeczy i spraw najważniejszych spełnia się u niej inaczej, odwrotnie. To świat części składowych jest najważniejszy. To główna jest materia budulcowa, jakby przedforemna, składająca się na pejzaż, wypełniająca przestrzeń, spinająca wszystko ze wszystkim. To byty elementarne trzymają rzeczy i kompozycje w równowadze. Tak to Emilia widzi.
Piekarska Freudenreich jest wychowanka Nachta Samborskiego, i mimo różnicy wieku i miejsca, mimo dystansu odsuwającego studentkę od profesora, bardzo wiele ja z tym twórca łączy. Najpierw postawa bycie osobno, odgrodzenie się w kręgu własnych spraw malarskich, niechęć do wystaw i publicznego obnoszenia sztuki. Następnie wierność dekalogowi malarstwa. Wreszcie stosunek do tego, co jest motywem żywym. Niewiele tylko przesadzając można powiedzieć, że dla Nachta fikus był modelem świata, metaforycznym obrazem życia w ogóle. Swój powód malarski Nacht analizował by zyskać pewność, a kadry jego obrazów są sprawą skończoną. U Emilii, przy podobnej potrzebie wyjściowej, najważniejsze okazuje się stawanie się formy, ruch samego procesu analizy, niepewność i olśnienie. Ale obydwie postawy są przecież siostrami bliźniaczymi i dziećmi jednej matki.
Danuta Wróblewska
Galeria Schody, ul. Nowy Świat 39, Warszawa
Wernisaż 11 grudnia 2006 r.