14 września 2010 r. w Galerii Schody w Warszawie odbędzie się wernisaż wystawy Janiny Osewskiej pt. Fotocolage – Nowy Jork. Wystawa potrwa do 27 września 2010 r.
Przy ujściu rzeki Hudson do Oceanu Atlantyckiego znajduje się Nowy Jork. Położony na wyspach (Manhattan) i kontynencie jest jedną z największych aglomeracji świata. Tutaj skupiły się wielkie banki, korporacje międzynarodowe, giełda nowojorska, towarzystwa ubezpieczeniowe. To również główny ośrodek przemysłu USA i Ameryki Północnej i węzeł komunikacyjny, zwłaszcza lotnisko J. F. K. Główna dzielnica, nazywana przez mieszkańców tyglem, to Manhattan.
Fragment pamiętnika podróży Janiny Osewskiej Tętno Manhattanu:
Do Nowego Jorku trafiłam ze swoim aparatem przez szczęśliwe zrządzenie losu. Przepustką do wyjazdu był wiersz pt. Dzieci, za który otrzymałam pierwszą nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Poezji, zorganizowanym przez Polish American Poets Academy w New Jersey, i zaproszenie na I Zlot Poetów w Wallington. Zamieszkałam na Manhattanie, w samym centrum nowojorskiej metropolii. Postanowiłam poznać bliżej to miasto i wsłuchać się w jego tętno, sfotografować. Było to możliwe dzięki doskonałym rozwiązaniom tutejszego metra, które dociera w każdy zakątek Manhattanu oraz na Brooklyn i Queens.
Pierwsze spotkanie z metrem nie wywiera najlepszego wrażenia, a w porównaniu z moskiewskim czy paryskim wypada całkiem blado. Jest nieestetyczne, ale wydaje się, że nikt się tym nie przejmuje, gdyż nie pozwala na to panujący tutaj powszechnie pośpiech i stale płynąca rzeka ludzi z telefonami komórkowymi przy uchu. Odległości są ogromne, więc mieszkańcy miasta utrzymują kontakt telefoniczny. Rozmawiają prawie wszędzie: w autobusie, na ulicy, w restauracji, w parku. Tylko w metrze telefon nie ma zasięgu. Tutaj nowojorczycy nagminnie słuchają muzyki.
Metro ma niepisane prawo, które najlepiej starać się poznać szybko. Należy zaplanować sobie zajęcie na czas jazdy lub wbić wzrok pomiędzy własne stopy, bo przyglądanie się współpasażerom może być źle zrozumiane. Tak więc, jak zauważyłam, można studiować mapę, czytać książkę, robić na drutach, pudrować twarz lub ją kremować, czesać się, uczyć się albo prowadzić rozmowę, jeśli jedzie się w towarzystwie.
Trudno jednak pohamować swoją ciekawość, bo koloryt undergroundu jest niesamowity. Wkładałam więc ciemne okulary i dyskretnie oglądałam wszystko wokół. Zauważalna wielość nacji, a co za tym idzie – różnorodność fryzur, kolorów skóry, włosów, profili twarzy, tuszy i strojów przyciągała wzrok. Zauważyłam, że młodzi murzyńscy chłopcy poubierani są tak samo, jak niektórzy nasi gimnazjaliści. Spodnie z obniżonym krokiem, długie podkoszulki, nieco krótsze kurtki i oczywiście kaptury na głowie. Taka moda podziemia nowojorskiego. Aż dziw, że u nas uchodzi wśród niektórych nastolatków „za szyk i pierwszy krzyk”. Inaczej, czyli normalnie, wyglądają młodzi nowojorczycy w dzielnicy Greenwich Village, gdzie znajduje się nowojorski uniwersytet, czy w New York Public Library (bibliotece) przy 5-th Avenue, a najbardziej elegancko poubieranych można spotkać na Wall Street, w dzielnicy finansowej położonej na Dolnym Manhattanie.
W Nowym Jorku swoje enklawy mają ludzie różnych narodów. Odwiedziłam prawie wszystkie dzielnice. W większości z nich poruszałam się pieszo, bo dopiero wówczas poczuć mogłam atmosferę i zobaczyć życie z bliska. W murzyńskiej dzielnicy Harlem właściwie nie widzi się białych i dlatego trudno przełamać obawy. Jest to dzielnica nadal niechętnie odwiedzana przez turystów. Jest ciągle miejscem napięć rasowych, biedy i bezrobocia. Tutaj czułam się obco i byłam niechciana, co zauważyłam w spojrzeniach. Do najciekawszych miejsc należy legendarny Cotton Club czy Apollo Teatre, gdzie występowały takie sławy, jak Ella Fitzgerald i James Brown. Tutaj ma też swoje biuro były prezydent Bill Clinton.
W dzielnicy Chinatown mieszka obecnie około stu tysięcy Chińczyków. Jest to prawie połowa chińskiej populacji Nowego Jorku. Życie tutaj tętni. Kolorowe stragany z niezliczonymi gatunkami ryb, przypraw i owoców przyciągają oko i obiektyw aparatu fotograficznego. Odwiedziłam sklep, w którym jeden funt przyprawy kosztuje kilka tysięcy dolarów. Feeria barw, zapachów, kolorów, smaków i dźwięków chyba na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Jest to miejsce, gdzie nowojorczycy robią tanie zakupy. Podobnie jak w Turcji, tutaj znaleźć można „podróbki” wyrobów najlepszych światowych firm.
Okrążona przez Chinatown od południa i SoHo od zachodu Little Italy (Mała Italia), jeszcze sto lat temu gęsto zaludniona i rozkwitająca enklawa włoskich emigrantów, z każdym rokiem staje się mniejsza i mniej włoska. Mimo to zachowały się jeszcze sklepy i restauracje serwujące typowe dania włoskiej kuchni. Stoliki wystawiane są na zewnątrz jak w rodzinnym kraju Włochów. W październiku jednak było zbyt chłodno, aby w zupełności poczuć klimat Italii.
Janina Osewska – Fotocolage
wystawa fotografii
14 – 27 września 2010 r.
Galeria Schody
ul. Nowy Swiat 39, Warszawa