Wystawa składająca się z kilkudziesięciu czarno-białych fotografii, wykonanych w technice podwójnej, a w przypadku Tomasza Sobieraja kilkukrotnej ekspozycji ma unaocznić interesujący problem, który należy do kategorii powidoku oraz techniki i estetyki montażu. Interesujące jest to, że dwóch artystów w tym samym czasie w Polsce niezlanie od siebie wykonywało bardzo zbliżone pod względem formalnym prace.
Leszek Żurek (ur. 1964) już w cyklu Moje ogrody (2004) wykorzystywał nakładanie negatywów o symbolicznym znaczeniu odwołującym się do atmosfery dzieciństwa. W Po-widokach (2011), z jednej strony, świadomie sięga do koncepcji Władysława Strzemińskiego, ale z drugiej, jest przede wszystkim przedstawieniem miejsc ważnych, a nawet archetypowych naznaczonych melancholijnym znamieniem i przemijalnością. Podwójna ekspozycją, daje mu możliwości uchwycenia zjawiska powidoku, w którym jeden z nałożonych obrazów jest wyrazisty, a drugi niewyraźny, jakby pochodził z innej sfery, np. podświadomości. Koncepcja powidoku ma duże możliwości rozwoju w fotografii, o czym zaświadczają prace Żurka, Sobieraja czy pokazywane kilka lat wcześniej w Galerii Wozownia Grzegorza Zygiera.
W bardzo podobnej koncepcji fotografowania uzyskał poetyckie fotografie Tomasz Sobieraj (ur. 1964). Jego cykl Obiekty banalne (2011), będącego walką o przetrwanie czy istnienie, ale także o pozostanie w ludzkiej pamięci. Nie ma on określonego początku, nie ma też rozwijającej się narracji i spektakularnego zakończenia. Każda praca, oparta na wielokrotnej ekspozycji materiału negatywowego, jest poszukiwaniem symbolicznym, które z chaosu przypadku ma wydobywać czy podnieść do miana wartości tytułowe obiekty banalne. Jest to trochę metoda podobna do tej, jaką stosował Marcel Duchamp, ale użyta w zupełnie inny sposób i w innym celu – pokazania, że potencjalnie wszystko godne jest poezji/fotografii i od mocy twórczej zależeć będzie, czy to się powiedzie, czy nie. Jest to również opowieść melancholijna, a nawet katastroficzna, korespondująca z filozoficznymi poglądami Witkacego.
Ekspozycja będzie też refleksją na temat przekroczenia granic konwencjonalnej fotografii, na rzecz poszukiwania jej alternatywnych wobec obrazu cyfrowego rozwiązań i przede wszystkim odnalezienia jej poetyckiej wyobraźni, która w przypadku Sobieraja i Żurka jest najważniejsza.
Krzysztof Jurecki, Jak z profanum uczynić sacrum?:
(…) Montaż negatywowy był ważną częścią światowej i polskiej historii fotografii (Jerzy Lewczyński, Andrzej Różycki, Stanisław Woś). Obecnie popularna jest dwukrotna (Grzegorz Zygier) czy wielokrotna ekspozycja (Tomasz Sobieraj), która jest konsekwencją techniki montażowej, ale o innym wymiarze, gdyż proces łączenia obrazów odbywa się w umyśle oraz polega na precyzyjnym przewidywaniu połączenia kilku obrazów. Przed taką racjonalną, ale przede wszystkim oniryczną i poetycką formą, pojawiają się ciągle nowe możliwości rozwoju.
Gdzie poszukiwać najnowszych idei spod znaku wielokrotnej ekspozycji? Idea kolażu (Pola Dwurnik), a następnie montażu stwarza szerokie możliwości dla artystów, zwłaszcza tych o poetyckim nastawieniu, posiłkujących się w swej twórczości filmem, w którym nakładanie obrazów w umyśle odbiorcy jest oczywiście jednym z najważniejszych elementów. Pierwszym odniesieniem, do którego można sięgnąć korzystając z wielokrotnej ekspozycji, są wysublimowane problemy estetyczne występujące w twórczości fotograficzno-filmowej Stefana i Franciszki Themersonów. (…)
Inną możliwością wykorzystania podwójnej ekspozycji w fotografii jest teoria powidoku, ale niekoniecznie według malarskiej wersji Władysława Strzemińskiego. Powidoki związane są z modernistycznym malarstwem i eksperymentami fotograficznymi, ale są też ludzkim postrzeganiem, będącym procesem zmiennym i dynamicznym, rzadko badanym przez artystów (Zygier). Dlaczego rozwijają się one pod wpływem świata realnego oraz kultury wizualnej, która jest kodowana w naszym umyśle jako istotna forma, podobnie, jak, zdaniem Oscara Wilde’a, malarstwo i chmury z obrazów impresjonistów francuskich?
Tomasz Sobieraj ukończył w 2011 roku cykl Obiekty banalne składający się z dwudziestu prac, który do tej pory nie był pokazywany w Polsce . Zastanawiam się nad kolejnością poszczególnych zdjęć w tej serii, nad rozwojem akcji i jej zakończeniem, mając na uwadze katalog z pracami z San Antonio. Występuje tu pewien porządek, nie do końca pewny i raz na zawsze ustalony. Na pierwszej reprodukowanej pracy puszka po fasoli wyłania się spośród zmrożonych lodem uschniętych liści. W ten sposób idea słynnych puszek zup Campbella Andy’ego Warhola zmieniła całkowicie swe oblicze z amerykańskiego snu na polską rzeczywistość. Ale to oczywiście moja metafora. Z kolorowego i realnego popartu stała się dla mnie nieokreślonym przedmiotem liturgicznym w zdegradowanej przestrzeni sacrum. To jest bardzo udana próba uczynienia z błahego przedmiotu czegoś bardziej szlachetnego, jeśli nie świętego.
W kolejnych pracach mamy te same próby (…). Fotograf niezwykle umiejętnie albo eksponuje sam przedmiot (deska klozetowa, która przypomina nam o obrazoburczym geście Marcela Duchampa) lub go maskuje (kosz wiklinowy). Zwykłe przedmioty zdają się jeszcze żyć albo raczej śnić o własnej egzystencji, gdyż w tej wizji bardziej graficznej niż fotograficznej nabrały autonomicznego życia. Artysta, niczym demiurg, dokonał trudnej sztuki, a mianowicie natchnął je życiem i zdynamizował, co ciekawe uzyskując w tle efekt znany z obrazów abstrakcyjnych, w których tło wywołuje efekty iluzjonistyczne – pulsuje rytmem użytej formy. (…)
Leszek Żurek serię liczącą niewiele ponad dwadzieścia prac, pod jakże znamiennym tytułem Powidoki, pokazał po raz pierwszy w 2011 roku. Od samego początku swej twórczości interesował się nakładaniem negatywów (Moje ogrody). Zamiłowania do efektu piktorialnego potrafił łączyć ze skrajnym minimalizmem (Sekrety), podejmując w melancholijnym wyrazie problem ludzkiego losu, który postrzega przez fotografowanie pozostałości nagrobków na cmentarzu w Rumi. W ten sposób akcentuje banalność formy.
Czym są dla niego Powidoki? Przede wszystkim przedstawieniem miejsc ważnych ze względów osobistych i symbolicznych, naznaczonych melancholijnym znamieniem i przemijalnością chwili, która łączy dwie różne czasoprzestrzenie. Z interesującymi efektami pracuje nad własną wersją powidoku, w której jeden z nałożonych obrazów jest wyraźny, a drugi nie, jakby pochodził z innej sfery, np. z podświadomości. Następuje zderzenie obrazowych materii, co stwarza bardzo silny efekt wizualny. (…) Ważny jest fakt, że niektóre prace bardzo przypominają te, które wykonał w tym samym czasie Tomasz Sobieraj. Ich poetyki obrazowania są bliskie, ponieważ obaj tworzą w bardzo zbliżonym klimacie artystycznym i mają podobne cele twórcze.
Obecna ekspozycja świadomie sytuuje się na marginesie modnych zainteresowań fotograficznych należących do innej sfery obrazu, próbującej często sytuować się po dokumencie, reportażu, konceptualizmie, etc. Często, poprzez powiązania z mediami reklamowymi, ponowoczesny obraz pragnie krytycznie lub obyczajowo bulwersować, ale bardziej symuluje tego typu działania. (…) Fotografia, aby przetrwała w natłoku form i stylistyk jako istotna forma aktywności człowieka, powinna mieć formę wypowiedzi o charakterze egzystencjalnym, głęboko zanurzoną w strukturze bytu, tak, jak napisał Tomasz Sobieraj w tekście Obiekty banalne (monodram albo monolog, co kto woli): Innymi słowy, profanum zamienić w sacrum.