5 festiwalowych dni Wałbrzyskich Fanaberii Teatralnych będzie okazją do zobaczenia 10 spektakli z gatunku teatru dokumentalnego, prezentowanych przez artystów z całej Polski. Tym samym organizatorzy pragną stworzyć pierwszą edycję festiwalu w całości poświęconą szeroko rozumianej literaturze faktu – biografiom i autobiografiom, reportażowi, fabularyzowanym dokumentom i zjawiskom społecznym, które dzięki udramatyzowaniu – bądź nie – stały się tematem dla teatru.
XI Wałbrzyskie Fanaberie Teatralne przebiegać będą pod hasłem Festiwal Teatru Reportażu. W ciągu pięciu dni uczestnicy Festiwalu zobaczą 10 spektakli z gatunku teatru dokumentalnego, prezentowanych przez artystów z całej Polski. Tym samym organizatorzy stworzyć chcą pierwszą edycję festiwalu w całości poświęconą szeroko rozumianej literaturze faktu – biografiom i autobiografiom, reportażowi, fabularyzowanym dokumentom i zjawiskom społecznym, które dzięki udramatyzowaniu – bądź nie – stały się tematem dla teatru. Potrzeba takiej tematyki wynika z obserwowanej przez nas nowej tendencji w polskim teatrze: gwałtownie rosnącej liczby scenicznych realizacji opartych o ten rodzaj literatury.
W głównym nurcie XI Wałbrzyskich Fanaberii Teatralnych zaprezentowane zostaną m.in.:
Love and Information, reż. Monika Strzępka, PWST Wrocław (POMOST)
Autor – Caryl Churchill
Tłumaczenie – Paweł Demirski
Asystent reżysera – Radomir Rospondek
Scenografia i kostiumy – Mateusz Stępniak
Asystent scenografa, projekcje multimedialne – Mateusz Mirowski
Muzyka – Jan Suświłło
Występują: Agata Bykowska, Karolina Gibki, Agata Grobel, Sonia Roszczuk, Michał Czaderna, Dawid Czupryński, Dariusz Dudzik, Łukasz Kaczmarek,Tomasz Kocuj, Michał Kosela, Dawid Lipiński, Adam Pietrzak, Radomir Rospondek, Jacek L. Zawada
Ktoś kicha. Ktoś nie otrzymał wiadomości. Ktoś wyjawił tajemnicę. Ktoś nie chce otworzyć drzwi. Ktoś położył na stole słonia. Ktoś nie jest jeszcze gotowy do rozmowy. Ktoś jest matką swojego brata. Ktoś nienawidzi niewymiernych liczb. Ktoś doniósł policji. Ktoś dostał wiadomość od świateł drogowych. Ktoś nigdy nie czuł się jak teraz. Sztuka Caryl Churchill składa się z pięćdziesięciu sześciu scen, w których ponad sto postaci stara się zrobić użytek z posiadanych informacji. Czy świat w którym informacja staje się walutą jest w stanie poddać się autoanalizie? Czy informacje, które z niej wynikną są w stanie cokolwiek zmienić? A informacje o tym, że nie są w stanie nic zmienić, są w stanie coś zmienić?
Margarete, reż. Janusz Turkowski, Teatr KANA, Szczecin
Koncepcja i wykonanie – Janek Turkowski
Wideo -MargareteRuhbe, Martyna Głowacka, Adam Ptaszyński, Marcin Piątkowski, Janek Turkowski
Scenografia – Wiesława Turkowska, Martyna Głowacka, Janek Turkowski
Muzyka – Roger Anklam, Przemek Radar Olszewski
Tłumaczenie – Jeannette Boettcher, Marcin Piątkowski, Andrzej Wojtasik
Poprzednie pokolenia pozostawiają nam w spadku po własnych wspomnieniach nie tylko ręcznie pisane pamiętniki czy zdjęcia, ale też celuloidowe filmy w formatach 8 i 16 mm, których przeznaczeniem było odtwarzanie z analogowych projektorów o nieostrych ramkach kadru, w ciemnych pokojach, przy akompaniamencie nastrojowego terkotu i opowieści uzupełniających brak ścieżki dźwiękowej. Często dokumentują rozległe obszary czasu konkretnych osób, nawet całych rodzin. Podobne im, tworzone dzisiaj, zmontowane w atrakcyjny sposób filmy zapewne miałyby szansę na opublikowanie w formie wideobloga. Te prywatne wspomnienia trafiają jednak dzisiaj na rynek ponownej sprzedaży; można je znaleźć na pchlich targach, internetowych aukcjach i w antykwariatach, gdzie w nieco ironiczny sposób świadczą o ciągłym stanowieniu dla kogoś wartości. Margarete opowiada o wynikającym z prostej ciekawości zakupie sześćdziesięciu czterech taśm należących do przypadkowej osoby, mieszkanki przygranicznego rejonu wschodnich Niemiec. Fascynacja estetycznym walorem obrazu starej kliszy i sentymentalna podróż w czas socjalistycznych scenografii inkrustowana jest poznawaniem procesu przetwarzania i ponownego wykorzystania pierwotnego materiału. To refleksja na temat rejestracji wspomnień i prywatne śledztwo dotyczące tożsamości osoby, która pozostawiła po sobie wątły ślad na niemej kliszy.
Synek, reż. Maciej Podstawny, monodram w wykonaniu Marcina Gawła
na podstawie tekstów Marcina Gawła, Zbigniewa Stryja i Zbigniewa Kadłubka
Ruch sceniczny – Baśka Gwóźdź
Materiały wideo – Jerzy Koenigshaus
Scenografia i reżyseria światła – Bartłomiej Latoszek
Uwikłany w obsesję śmierci Śląska, Marcin Gaweł, śląski synek, pisze elegię o jeszcze nie umarłych. Trzysta dwadzieścia metrów pod ziemią, w ultralokalnym języku, brzmiącym jak mowa dużych niemowlaków. Po raz pierwszy na scenie obserwujemy narodziny języka śląskiego (który na każdej ulicy brzmi inaczej) z ducha muzyki i nawoływań fok, oraz zmaganie synka z pytaniem o idiom Śląski i obecne tu proporcje polityki – metafizyki – biografii. Ślązak jest zawsze pojedynczy, na jaki zatem rodzaj samotności skazuje Śląsk swoich obywateli? Monodramatyczny spektakl Marcina Gawła, grany jest w języku śląskim.
Shylock, monodram w wykonaniu Piotra Kondrata
na podstawie Kupca weneckiego Williama Szekspira
Reżyseria – Marcin Ehrlich
scenariusz – Andrzej Żurowski
Adaptacja – Andrzej Żurowski
Tłumaczenie – Leon Ulrich
Muzyka – Louis Armstrong, Barbra Streisand
To stara wenecka historia o wielkich pieniądzach, utraconej ukochanej córce i różnych odcieniach miłości. I, jak to u Szekspira – o próbie zemsty. Kupiec wenecki jest utworem, który zawsze sprawiał kłopot reżyserom, krytykom i aktorom. Bo nic łatwiejszego niż dopatrzenie się w tej sztuce antysemityzmu albo co gorsza, możliwość popchnięcia w tym kierunku interpretacji. Nie jest jednak żadnym odkryciem, że Szekspir nie byłby Szekspirem, gdyby jego osąd którejkolwiek ze spraw ludzkich był jednowymiarowy, że Szekspir zawsze pokazuje swoich bohaterów w ich wielkości i nędzy. Tak jest z Hamletem, a nawet z wielkim magiem, Prosperem w Burzy. I tak pokazywał Shylocka przed kilkunastu laty Gustaw Holoubek w Teatrze Ateneum. Shylock jest przecież nie tylko bogatym Żydem, weneckim rekinem finansjery, jest także kimś, komu zabrano wszystko – nie tylko jego pieniądze, ale także ukochaną córkę. Kimś, kogo poniżano, kogo jego dłużnik, Antonio, nieustannie obrażał. Znakomity szekspirolog, drugi obok Kotta tej rangi polski znawca Szekspira, Andrzej Żurowski, robiąc tę adaptację poszedł właśnie tym tropem. Pomysł jest prosty i genialny, ale pomysły genialne zwykle bywają proste. Współczesny sprzedawca książek, uliczny bukinista, który ma na swoim straganie także dzieła Szekspira, przy wtórze muzyki Armstronga i Barbary Streisand wcielając się w Shylocka, prezentuje nam, widzom dzisiejszym, tę niegdysiejszą wenecką historię… Jest to historia Shylocka opowiedziana jego ustami, widziana jego oczami. Historię, która jak się okazuje, nie jest wbrew pozorom dawna. Dziś nazywa się to rasizmem, wykluczeniem, nietolerancją.