Sztuka Kobro pióra Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk jest pierwszą dramatopisarską próbą pokazania fenomenu kobiety i prekursorki, o której twórczości przez wiele lat mówiono wyłącznie w kontekście prac znanego męża – Władysława Strzemińskiego – lub uwypuklając wątki biograficzne związane z rodzinnymi konfliktami. Fascynująca historia znanej na całym świecie awangardystki związanej z Łodzią zostanie tym razem pokazana oczami córki, Niki.
I o to mi chodziło. Żeby była w wieku, kiedy nie jest jeszcze za późno, by uporać się z pamięcią o rodzicach i zacząć wszystko od nowa. To znaczy – na to nigdy nie jest za późno, ale akurat taka jungowska czterdziestka wydała mi się dobrą cezurą, bo to przełomowy moment, uwaga kieruje się do środka i można poradzić sobie z dzieciństwem. A prawdziwa Nika Strzemińska nigdy sobie, mam wrażenie, z tym nie poradziła, jej książka o rodzicach jest tego najlepszym dowodem. Wiem, że mówię rzeczy niepoprawne – walczyła o rodziców, o ich pamięć i dorobek, by istniał, nie przepadł. Walczyła o to tyle lat, pisała też odważnie o trudnej, pełnej nienawiści relacji osobistej rodziców podczas ostatniej dekady ich związku. A jednak… Postanowiłam spojrzeć na to walczenie i rozliczanie oczyma innego bohatera, dla którego to nie są takie bezdyskusyjne wartości. Skonfrontowałam ją z kimś zwyczajnym, bez rodzinnych obciążeń, z takim sobie petentem Urzędu. To trochę szemrany gość, który też ma swój problem: kiedy zatyka mu się nos, zaczyna mówić o miłości niczym nawiedzony prorok – i chce to jakoś załatwić w Urzędzie. Za to kiedy nie jest zakatarzony, potrafi może walnąć sobie pół litra, ale cieszy się życiem, nie ma problemów związanych z rodzicami. Możemy domniemywać, że też miał niefajne dzieciństwo, tylko że on się tym nie przejmuje. I próbuje bohaterkę po prostu poderwać, podczas gdy ona pozostaje uwięziona w swojej traumie.
Małgorzata Sikorska-Miszczuk
Za próbą rozrachunku dziecka z rodzicami kryją się pytania o cenę, jaką płaci artysta, gdy tworzy, o to czy połączenie działalności artystycznej z życiem prywatnym jest możliwe.
Spektakl Kobro to kolejna odsłona łódzkiej trylogii. Po premierach spektakli Kokolobolo, czyli opowieść o przypadkach Ślepego Maksa i Szai Magnata i Hotelu Savoy działania Nowego zostały zauważone przez recenzentów, którzy przyznali scenie przy Więckowskiego specjalną Złotą Maskę za przywrócenie teatrowi łódzkich tematów.
Najzdolniejsza z młodych, rzeźbiarka Kobro, zjawiskiem o znaczeniu europejskim są jej rzeźby suprematyczne. Jej prace są prawdziwym krokiem naprzód, zdobywaniem wartości niezdobytych, nie są naśladownictwem Malewicza, a twórczością równoległą.
Władysław Strzemiński, 1922