Kiedy oglądamy prace georgii Krawiec i Ute Lindner, słowa rozpoczynające książkę Marca Augé mogą wydawać się prowokacyjne. Dychotomie gniazd pierwszej i Jestem jeszcze w swoim domu drugiej opowiadają bowiem o potrzebie powrotu do utraconej przeszłości. Jak zatem zgodzić się na zapominanie, jeśli opowieść odnosi się do utraty? Wymuszonego przez historyczne okoliczności odejścia z własnego domu? Tymczasem, jeśli starannie wczytamy się w słowa francuskiego etnologa, dostrzeżemy, że mądre zapomnienie może być jedyną drogą odnalezienia świata utraconego i pogodzenia się ze zmianami. To jedna z dróg prowadzących do tego, co inny myśliciel – Paul Ricoeur – nazywa trudnym wybaczeniem.
Rodzina Ute Lindner opuściła Erdmannsdorf/Mysłakowice w 1946 roku. Także bliscy georgii Krawiec zostali rozdzieleni. Jednak nie trzeba, jak sądzę, czytać realizacji artystek przez ich biografie. Owszem, one są ważne, bo przecież pytania stawiane przez każdą z nich wyrastają z postawy postpamięci, pamięci drugiej generacji, która z doświadczeniem utraty ma kontakt poprzez świadectwo rodziców czy dziadków. Jednak w istocie, tak Dychotomie gniazd jak i Jestem jeszcze w swoim domu być w równym stopniu opowieściami o konkretnych śląskich rodzinach, których losem było rozdzielenie bliskich, jak bardziej generalną metaforą wymuszonych migracji, które w dwudziestym wieku były udziałem Ślązaków, lecz także innych mniejszości narodowych. Już z tych kilku wstępnych uwag widać, że prace artystek dotykają trudnych kwestii, w których łatwo o narodowe resentymenty i uprzedzenia. Jednak georgia i Ute potrafią zmierzyć się z przeszłością w sposób wyważony i pełen współczucia. Unikają politycznego i ideologicznego zacietrzewienia, tak często obecnego w komentarzach publicystycznych. W zamian proponują nam opowieść o rozstaniu nie z własnej woli i odnalezieniu po latach. […]
Znaczący jest tytuł cyklu stereoskopów [georgii Krawiec] – Dychotomia gniazd. Gaston Bachelard pisał: Nie tylko wracamy do gniazda, ale marzymy o powrocie na sposób w jaki ptaki wracają do gniazda, lub owce do zagrody. Gniazdo wiąże się zatem z marzeniem o powrocie. To wyobrażenie domu rodzinnego, który się opuszcza i do którego się powraca. To miejsce, które zostaje zapomniane w codziennej aktywności, i którego też nie sposób zapomnieć, bo jego obraz powraca podświadomie. Ono jest z nami, przemieszcza się w naszym ciele, gdziekolwiek będziemy. Nawet, gdy stworzymy nowy dom, kolejny, to owo założone kolejne gniazdo będzie oparte na fundamencie tamtego, już niewidocznego. […] Jeszcze trudniejszy staje się powrót do miejsca, które znamy z opowieści rodzinnej. Nasze wyobrażenie nie było przecież nigdy doświadczeniem realnym, istniało ukształtowane przez opowieść innej osoby, poddane przez nią mityzacji i idealizacji. To zderzenie wyobrażenia i realności odnajduję w jednej z prac Ute Lindner. Jestem jeszcze w swoim domu zestawia fotogramowe cienie trzech postaci: jednej dziecięcej i dwu dorosłych (z komentarza wiem, że fotogram pokazuje artystkę, jej matkę i jej córkę) ze zdjęciem przedstawiającym dziewczynkę na tle gospodarstwa. W mojej wyobraźni powstaje opowieść, w której na cyjanowym niebie duchy obecnych unoszą się nad przeszłością. Właśnie tak, nie duchy przeszłości towarzyszą teraźniejszości. Lecz współcześni wznoszą się nad tym, co było. Chcemy odnaleźć, powrócić, zrozumieć. A być może czasem trzeba pozwolić przeszłości odejść i w jej miejscu pojawić się przyszłości. Trzeba zapominać, aby być obecnym, zapominać, by nie umrzeć, zapominać, by pozostać wiernym.
Fragment tekstu: Marianna Michałowska Zapomnieć, by odzyskać przeszłość, z katalogu wystawy Dylematy tożsamości, Galeria Wozownia, kwiecień 2015.