Projekt Wrocławskiego Teatru Współczesnego Strefy Kontaktu 2016 w ramach programu Europejskiej Stolicy Kultury to między innymi koprodukcje i własne realizacje tekstów Helmuta Kajzara, Tymoteusza Karpowicza i Tadeusza Różewicza, a także konkurs dramaturgiczny i wystawienia najnowszych sztuk polskich autorów niemal od razu po ich napisaniu. Do konkursu są zapraszani nie tylko dramatopisarze, ale również scenarzyści filmowi, poeci, prozaicy, publicyści, aktorzy i performerzy, którzy debiutują w nowej roli. Głównym celem jest inicjowanie i wspieranie twórczości dramaturgicznej poszukującej nowych form wyrazu, oryginalnego języka teatralnego. Takie właśnie były strategie twórcze Kajzara, Karpowicza i Różewicza – twórców wrażliwych na otaczającą ich rzeczywistość i nieustannie eksperymentujących w poszukiwaniu jej artystycznego wcielenia.
Strefy Kontaktu to projekt nawiązujący do bogatej tradycji dramaturgicznej Wrocławia i sceny przy ul. Rzeźniczej. W latach 60. i 70. utwory patronów tego projektu wyznaczały jej profil programowy. Ich dzieła należały do kategorii najbardziej nowatorskich, eksperymentalnych zjawisk teatralnych w Polsce, były świadectwem podjętego przez ich autorów twórczego ryzyka. Sztuki te gościły także często w repertuarze wrocławskiego Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych, były na nim nagradzane i dyskutowane. Nieprzypadkowo zatem, odwołując się do tej tradycji, WTW ustanowiło Kajzara, Karpowicza i Różewicza patronami projektu Strefy Kontaktu 2016 i właśnie im będą poświęcone październikowe Dni Patronów.
W utworach Helmuta Kajzara oprócz problemu zniewalającej człowieka konsumpcji, dehumanizacji życia czy manipulacji społecznej pojawiał się często temat przemocy. Kiedyś pojmowaliśmy przemoc tylko jako opresję polityczną, dziś doświadczamy innych, może nawet bardziej zniewalających jej form – to dyktat idei, poglądów, mód, obowiązujących narracji estetycznych, politycznych czy intelektualnych. Dzisiejszej przemocy poddajemy się z własnej woli. Czy może raczej: z braku woli. Kajzar sprzeciwiał się takiemu formatowaniu człowieka, chciał wspólnoty wolnych, „suwerennych jednostek”, niepoddających się owczemu pędowi zbiorowości. I szerzej – chciał widzieć wspólnotę jako pakt społeczny i kulturowy, a nie metafizyczny czy narodowy. Odczuwał przy tym radykalną niechęć wobec wszelkiej mitologii zbiorowej: „Nie mogę już wytrzymać tego… śnienia. Teatry studenckie, teatry zawodowe opowiadają mi o sennej, mitycznej nadbudowie fobii narodowych. (…) Dramaturgia nasza najchętniej zajmuje się tym, jak wygląda Polak. Jest to bardzo podobne do tego, co robią aktorzy, gwiazdy warszawskie, które się samym sobie z bolesnym zachwytem przyglądają. Ma to pewne znamiona chorobowe”. Dziś, w dobie narastającej presji do wyznaczania jednoznacznych definicji tożsamościowych, wobec lęków przed innością, obcością, doświadczenie kajzarowego „odmieńca” staje się dotkliwie aktualne.
Tymoteusz Karpowicz również zasługuje na uwagę nie tylko jako autor oryginalnych, nowatorskich sztuk – irracjonalnych, poetyckich a zarazem mocno osadzonych w politycznej rzeczywistości powojennej Polski – ale także jako wyznawca bardzo szczególnego etosu artysty, swoistej filozofii sztuki, która staje się narzędziem poznania. Postawa artysty, jego uporczywe dążenie do „niemożliwego” fascynuje radykalizmem i bezkompromisowością. W eseju Sztuka jako ryzyko pisał m.in. tak: „Szczerość w dramacie jest po prostu ryzykiem, które w spotkaniu z publicznością autor podejmuje na koszt własny, a nie tej ostatniej. (…) Szczerość jest pytaniem stawianym przez autora nie światu (jakże łatwo jest przepytywać świat), lecz sobie. Najwięcej właśnie sadystycznych nieuków znęca się nad ludzkością jej egzaminowaniem, wymyślając skomplikowane pytania, aby obserwować z pozycji pseudo-siły belfra, jak się pocą egzaminowani”. Czyż nie brzmi to znajomo? Czy właśnie nie w takiej pozycji często ustawia się dziś teatr wobec widza?
Tadeusz Różewicz, najbardziej utytułowany z całej trójki, pozostał zarazem bodaj najbardziej niezależnym twórcą Polski powojennej. W przenikliwy i oryginalny sposób opisał doświadczenie człowieka XX wieku – ukazał, jak głęboko historia i polityka wnika w życie człowieka, jak wpływa i kształtuje jego świadomość i jego zachowanie także w innych aspektach życia. A jednocześnie całym swoim dziełem wskazywał, że twórca, cokolwiek głosi, zawsze przede wszystkim jest… twórcą. I ten fakt nakłada na niego oczywisty obowiązek: „Nowa sztuka powstaje przez wynalezienie nowej formy, nowego wyrazu, nowego języka i składni, nie przez składanie najszlachetniejszych deklaracji, nie przez angażowanie się w słuszne i jedyne poglądy polityczne, nie przez podpisywanie listów i protestów, nie przez składanie wyznań, że jesteśmy pełni najszlachetniejszych uczuć humanitarnych i humanistycznych. Twórca zaangażowany to twórca zaangażowany w walkę o nową formę”. […]
Marek Fiedor
Fragment tekstu powstałego na zamówienie Gazety Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016 (wrzesień-październik 2016)