9 sierpnia 2011 r. o godz. 18.00 na Barce przy pomniku Syrenki w Warszawie odbędzie się plenerowe spotkanie Dawna Warszawa nad Wisłą z Jerzym S. Majewskim. Spotkaniu towarzyszy wystawa Nad Wisłą – wielkoformatowe fotografie z Narodowego Archiwum Cyfrowego.
Wydarzenie jest inspirowane ostatnim 67. numerem kwartalnika historycznego KARTA. Jerzy S. Majewski jest redaktorem Gazety Wyborczej, autorem warszawskich Spacerowników. Spotkaniu towarzyszy wystawa Nad Wisłą – wielkoformatowe fotografie ilustrujące życie towarzyskie warszawiaków nad królową polskich rzek przed II wojna światową. Wystawa będzie czynna od 9 do 20 sierpnia 2011 roku.
Na piaszczystych plażach wzdłuż Wisły, podczas upalnych dni lata kwitło życie mieszkańców przedwojennej stolicy. Na ogólnodostępnych plażach na przykład na Golędzinowie, lub na terenach prywatnych, płatnych, jak Poniatówka czy plaża braci Kozłowskich – warszawiacy zażywali słońca i kąpieli, uprawiali sporty wodne, umawiali się na spotkania i potańcówki.
Z artykułu Na plaży w Kurierze Warszawskim z 4 lipca 1936:
Z nieba leje się żar: słupek rtęci w termometrze, wystawionym za okno, pełznie szybko w górę. 30 stopni, 35 stopni, 40 stopni – o, 45 stopni! Upał, upał… […]
Kiedy przychodzą takie dni – jak ostatnio, kiedy spocony, zgrzany do ostateczności człowiek bezskutecznie szuka namiastki chłodu w cieniu stołecznych ogrodów, nadpływa wraz z rześkim wiaterkiem znad rzeki myśl: Jakże mogłem zapomnieć! Przecież mamy Wisłę!.
Radośnie uśmiechnięty obywatel zrywa się raźnie z ławki, pędzi – nie zważając na gorąco – do domu, gorączkowo przeszukuje wszystkie szuflady, szafy, bieliźniarki, bo kostium – naturalnie! – schował się złośliwie w jakimś tajemniczym kąciku. […]
Kupno biletu – to jedna niemiła chwila, moment samotności w kabinie – i potem, w kostiumie opinającym kształty (o mało co nie napisałem… apolińskie!), usiłując zachować maksimum godności osobistej, obywatel-odkrywca schodzi ostrożnie z drewnianych schodów – na plażę.
Eheu! – na nic powaga godna rzymskiego senatora! Rozpalony piasek przypieka obnażone stopy, przyjaciel nasz nieruchomieje przez chwilę w głębokiej kontemplacji, ale to nie żarty! […]
Krótki galop do kabiny. O, teraz błogosławi chwilę, w której wziął ręcznik: rozpościera go dumnie; układa się na nim ostrożnie – i teraz grzej, słońce! […]
A w wodzie pluskają się tysiące ludzi: pryskają na siebie, nawołują się wesoło. Miejsce do kąpieli odgrodzone jest sznurami: nie ma tam ani prądów zdradliwych, ani dołów, ukrytych przed okiem ludzkim. Można spokojnie chodzić po terenie objętym sznurami. A niezależnie od służby, która uważa, żeby na plaży był porządek i żeby kapiący się nie uciekali na rzekę hen – za sznury, co i raz przejeżdża, głośno terkocząc silnikiem, łódź policyjna. Ubrani na biało, po marynarsku posterunkowi z rzecznego komisariatu czynnie pilnują, żeby ktoś nie wypłynął na Wisłę: łapią takiego amatora, zapraszają do łódki – i potem tłumacz się w komisariacie, żeś nie wiedział. […]
– Boże, jak to dobrze, że mamy w Warszawie Wisłę!
Kurier Warszawski nr 181 z 4 lipca 1936