W dniach od 1 do 20 września 2011 roku w Galerii Olympia w Krakowie będzie można oglądać wystawę Wasserfarbe Alicji Kośmider-Feist.
Akwarela nie ma łatwo. Powód jest prosty. Jest kobietą. Co gorsza kobietą delikatną i piękną, więc mało kto dopuszcza myśl, że może być czymś więcej niż błahostką. Paleta płaskich kolorowych oczek przypomina zestaw cieni do powiek, a każdemu, kto przebrnął przez polską szkołę kojarzy się przede wszystkim z edukacją przed- i wczesnoszkolną. Dla oczytanych w romansach wiktoriańskich akwarela jest także rodzajem ręcznej robótki panien z wyższych sfer, sposobem na zabicie czasu w oczekiwaniu na zamążpójście.
Słowem, a raczej dwoma: akwarela – bagatela, podczas gdy tak naprawdę jest ona najtrudniejszą z technik malarskich. Co więcej, mimo że znana już w starożytnym Egipcie, pełnię możliwości jakie daje artyście zaczęto odkrywać dopiero w wieku XX.
Nawet dla Albrechta Dürera (z całym szacunkiem dla jego słynnego Zająca) była techniką ilustracyjną. Wyjątkiem jego nieduża praca, będąca zapisem sennego koszmaru. Kara boska. Powtórny potop. Strumienie wody uderzają w ziemię z ogromną siłą, formując się na kształt atomowego grzyba. Dürer namalował ją pośpiesznie, pod wpływem przerażenia, może na chwilę zapominając, że jest mężczyzną i nie powinien pozwolić zapanować emocjom nad rozumem.
Dzięki problemom ze snem Dürer po raz pierwszy odsłonił istotę akwareli. Akwarela jest emocją. Jest plamą, kałużą, żywiołem, nad którym trzeba umieć zapanować. Gramatura i struktura papieru; rodzaj pędzla, długość i gęstość jego włosia, stopień ich zużycia; proporcja ilości nabranej wody wobec pigmentu; siła i kąt uderzenia – wszystko to trzeba idealnie wyczuć, bo wymierzyć się nie da. Malując akwarelę nie sposób niczego poprawić. Każde uderzenie pędzla jest ostateczne.
Alicja Kośmider-Feist to wie, co więcej doskonale nad tym panuje. Technicznie jej prace są lekkie, emocjonalne, sprawiają wrażenie jakby powstawały bez wysiłku, intuicyjnie oraz z ogromnym wyczuciem, wręcz empatią względem materii. Są piękne, ale też jednocześnie niebezpieczne. Jak kwiaty owadożerne, jak les fleurs du mal, gdyż poprowadzona w nich narracja to istne przygody Alicji w Krainie Dziwów.
Oglądający schodzi w głąb króliczej nory, powodowany ciekawością wypija wypij mnie, zjada zjedz mnie, i z każdą chwilą robi się coraz bardziej interesująco, a za razem coraz niebezpieczniej. Przepływa przez kałużę łez, przepływa przez kałużę krwi. Bierze udział w wyścigu kumotrów, tańczy kadryle z homarami. Wysłuchuje historii Żółwiciela, zagryzając przy tym coraz to kolejnego grzyba.
Jest tu niejeden szalony królik, niejedno krągłe ciało Humpty Dumpty, płynność pigmentu przelewa się w płynność nalanych tłuszczem ciał. Ciał kobiet-rodzicielek, których bujnością nasycają się różowe ciała noworodków. Różowość ich delikatnego naskórka zlewa się z różowością wieprzowego żywca. Obok leśnej fauny jest tu cały sklep rzeźniczy.
Również i on jest jak z bajki, tym razem jednak zdecydowanie Bajki dla niegrzecznych dzieci i ich troskliwych rodziców Dusana Taragela. Ćwierci i półtusze. Podgardle, karkówka, łopatka, polędwiczka. Niekiedy brak rąk, niekiedy nadmiar raciczek. Główka, czasem świński ryj, czasem pysk króliczy.
Alicja Kośmider-Feist opowiada historię bardzo dojrzałej już i bardzo niegrzecznej Alicji. Jej akwarele są jak raporty tajnej policyjnej komórki do zadań specjalnych spisane przez wytrawnego kaligrafa trymetrem jambicznym.
kurator: Elżbieta Bela
aranżacja przestrzenna: Rafał Bartkowicz
tekst: Iwo Ohrenstein
1 – 20 września 2011 r.
Galeria Olympia
Józefa 18
31-056 Kraków