317 days to Mars to tytuł najnowszej wystawy w Starej Galerii ZPAF w Warszawie. Maciej Jeziorek zaprezentuje na niej swoje fotografie, które wykonał w New Delhi w latach 2013–2015.
Maciej Jeziorek w ostatnich latach parokrotnie odwiedził Indie. Nie jechał tam jako turysta, nie pracował dla miejscowych ani zagranicznych. Trochę się włóczył, trochę edukował, ale przede wszystkim robił zdjęcia. To jego przeznaczenie i powinność. Wie, kiedy i po co nacisnąć spust. Zwykle trafia w punkt, chybionych strzałów nie pokazuje. Z tych indyjskich podróży przywiózł całą walizkę zdjęć, pełniusieńką. Gdy ją otworzył, rozsypały się w nieładzie, a on pozbierał fotografie i ułożył je jedną po drugiej. I tak powstał zaskakujący ciąg obrazów.
Wybieram kilka w przypadkowej kolejności: sześć dziur w jakiejś dziwnej, pomarańczowawej, nudnej płycie, starannie wywierconych, wyglądają, jakby prowadziły znikąd donikąd. Gość w białej koszuli, o nieczytelnej, ciemnej twarzy, puszcza bańki mydlane w mrok. Na tarasie stoją dwa plastykowe stoły z blatami uginającymi się pod własnym ciężarem, a przy nich plastykowe krzesełka, które można spotkać na polskiej działce, węgierskim balkonie, afrykańskim targowisku i we francuskiej stróżówce; pod ścianą duża, czerwona butla na gaz, na wspornikach nad tarasem ekrany przerabiające energię słoneczną na elektryczną, na jednym z krzesełek siedzi gość w zielonej bluzie i sięga po coś, czego nie ma. Pomnik rodziny zrobiony z białej substancji, ojciec siedzi dumnie z nagim torsem, trzymając wiązankę kwiatów na kolanach, obok kobieta z telefonem komórkowym przy uchu, dalej świecąca lampa, taka domowa, stojąca zwykle obok stolika, trochę niżej młodzieniec w wieku gimnazjalisty, chyba czyta, w jego rękach otwarta księga, na nią pada światło z lampy, dzięki temu widać, że kartki czysto białe.
Można mnożyć te obrazy. To wszystko Indie i Hindusi. Patrząc na zdjęcia widzimy wiele przedmiotów, rozpoznajemy je bez kłopotu. U nas też takie są. Oglądając zdjęcie po zdjęciu, a jest ich dość sporo, gubimy się, próbując je odczytać. Rodzi się pytanie: co to za świat? Gdzie my jesteśmy, w co wdepnęliśmy?
Dobrze jest zrobić przynajmniej dwa podejścia do tego zbioru obrazów. Pierwsze na szybko, tak by przez nie przebiec. Chaos, kadry boksują się ze sobą, prawie słychać niestabilne, rozedrgane dźwięki, drażni natarczywość pierwszego planu i nie oczywistość tego, co przedstawiają ujęcia. Wtedy warto zacząć jeszcze raz, by rozsmakowywać się niczym przy spożywaniu wykwintnego koniaku. Bo jest w tych zdjęciach wyrafinowany smak, który pewnie nie wszystkim przypadnie do gustu. Warto jednak podjąć próbę, bo a nuż uda nam się zobaczyć prawdę ukrytą w tym totalnym rozgardiaszu, kompletnie niepasującym do naszej wizji świata uporządkowanego pod linijkę.
Bohaterowie zdjęć Jeziorka nie są stąd, co prawda tu żyją i przyjmują pewne formy zachowań zbliżone do naszych, ale nie byli chyba tu od początku. Oni są z innego świata. Przybyli z daleka i upodobnili się do nas, ale to jednak inna planeta. To przypuszczenie potwierdzili całkiem niedawno. Tylko im udało się za pierwszym razem zrealizować lot kosmiczny na Marsa, bez żadnej wpadki. Nikomu innemu to nie wyszło. Robią rzeczy niemożliwe, to widać na zdjęciach. Jeziorek nie dał się nabrać na towary dla turystów – świątynię miłości Tadź Mahal, żelazną kolumnę z Delhi, groty Adźanta, Czerwony Fort czy inne obiekty, które mają być jak nasze Wersale, Wawele, kolumny Nelsona czy bazyliki świętego Piotra. To tylko zasłona. Za tymi obiektami wystawionymi ku uciesze przybywających z naszego świata są te prawdziwe Indie, żywe, głośne, nieprzewidywalne, o innej energii, innej organizacji życia, innym systemie wartości. Uwodzą i odpychają, nie dają się pojąć, ale tak jak Jeziorek wracamy do nich, by otwierając szeroko oczy chłonąć inność bez potrzeby jej zrozumienia.
Tekst: Andrzej Zygmuntowicz
Maciej Jeziorek, 317 days to Mars
Od 8 lutego do 4 marca 2016 roku
Wernisaż: 8 lutego 2016 roku, godzina 19.00
Stara Galeria ZPAF
Warszawa