Północ Norwegii to surowy klimat, garstka ludzi, tysiące reniferów, lodowate morze i wicher, który mąci świadomość. Dla bohaterów książki Ilony Wiśniewskiej Finnmark, region przez wieki utożsamiany z Ultima Thule, to centrum świata i niekończąca się opowieść.
Najdalszą północ Europy Ilona Wiśniewska ogląda oczami umierającego starca, wsłuchuje się w nią razem z Mari Boine – najsłynniejszą na świecie saamską wokalistką – godzi się na nią z tymi, którzy nie mają dokąd wyjechać, albo stara się ją uchronić od zniknięcia wraz z tymi, którzy malują murale na opuszczonych budynkach.
Finnmark to kraniec. Nie ma znaczenia, skąd się patrzy, bo to nadal będzie albo daleko, albo hen daleko. Słowo „hen” w norweskim odnosi się do odległości, tyle że równie dobrze może znaczyć „po drugiej stronie globu”, jak i „tuż za rogiem”. Hen to równocześnie daleko i blisko.
Ten norweski koniec świata staje się częścią naszej historii, opowieścią o nas. Długo czekaliśmy na kogoś takiego jak Ilona Wiśniewska. Jej pierwszą książkę, znakomite Białe, można było jeszcze traktować jako relację z wyspy, na którą mało kto z nas trafi. Spitsbergen to przecież polarna egzotyka. Hen to już jednak opowieść o „kontynentalnej” Norwegii – literacko olśniewająca, reportersko wciągająca wędrówka przez śnieg, lód i przeganianą wichrem pustkę. Każdy spotkany tu człowiek to skarb. Nikt nam do tej pory nie objaśniał Północy. Lubimy wierzyć, że wszystko jest tam prostsze i lepsze i dlatego droższe. W Hen okazuje się, że nie taki ten skandynawski raj cudowny, jak go malują. Ale i tak po przeczytaniu chce się pojechać i sprawdzić. Nikt tak nie kusi podróżą na Północ jak Wiśniewska.
Filip Springer
Ilona Wiśniewska, Hen
Premiera: 27 kwietnia 2016 roku
Wydawnictwo Czarne