Projekt Sąsiadki – Nachbarinnen realizowany od stycznia 2012 roku przez Stowarzyszenie Arteria ma na celu promocję kobiet w sferze sztuki i jest formą nawiązania dialogu pomiędzy twórczyniami, środowiskami artystycznymi, instytucjami oraz wszystkimi zainteresowanymi współczesną sztuką polską i niemiecką. Do udziału w projekcie zaproszono dziewięć artystek z Gdańska i Berlina, tworzących w różnych dziedzinach sztuki, których twórczość kształtowała się przed 1989 rokiem: Beatę Ewę Białecką, Katarzynę Józefowicz, Teresę Klaman, Teresę Miszkin oraz Brigitte Denecke, Rosike Jankó-Glage, Elli Graetz, Gisele Kurkhaus-Müller i Marianne Schröder.
Wystawa przygotowana przez Muzeum Narodowe w Gdańsku pokaże prace tych artystek wykonane w ramach projektu lub wybrane tematycznie z ich dorobku. Obrazy, grafiki, rzeźby zbudują barwny pejzaż – punkt wyjścia do refleksji, dyskusji i próby odpowiedzi na pytania: czy inaczej było i jest się kobietą – artystką w Berlinie a inaczej w Gdańsku? Czy życie i tworzenie w różnych warunkach społecznych, ekonomicznych i politycznych determinowały i determinują poruszane przez artystki tematy i sposoby ich realizacji? Wystawa pozwoli także porównać różne podejścia do transformacji dojrzałych twórczyń.
Wystawie towarzyszyć będzie katalog oraz szeroki program edukacyjny przygotowany przez Stowarzyszenie Arteria. Złożą się na niego pokazy filmów o artystkach, warsztaty prowadzone m.in. przez Teresę Klaman i Beatę Ewę Białecką oraz lekcje muzealne. Oferta skierowana jest do dzieci, młodzieży oraz osób dorosłych.
Wystawa zostanie zaprezentowana w marcu i kwietniu 2013 roku w Inslegalerie w Berlinie – galerii związku artystek Berlińska Inicjatywa Kobieca Xantypa, która jest partnerem projektu.
O kobiecej perspektywie w sztuce wypowiadają się same artystki:
Beata Ewa Białecka:
Nie mam pretensji, kiedy określa się moją pracę jako sztukę kobiecą, nawet jestem z tego dumna, nie jestem też typem wojującej anarchistki. Moje malarstwo to kobieca perspektywa. Moja praca to nieustanne pytania o kobiecość, macierzyństwo, o to, co jest ukryte w podświadomości lub z niej wyparte, to relacja kobiety z jej ciałem, kobiecy wizerunek we współczesnej kulturze. Czerpię inspirację z zastanej, mitologicznej czy chrześcijańskiej ikonografii, kreując nową, renegocjowaną ikonografię kobiecości. Sztuka kobiet nie powstaje dziś z estetycznych wzruszeń, jest dziełem herstorii, konkretnych kobiet uwikłanych w konteksty.
Teresa Klaman:
Nie wyobrażam sobie nie być kobietą, podobnie jak nie wyobrażam sobie nie być artystką. Jako kobieta spełniam się w życiu rodzinnym. Być może z tego powodu nigdy nie czułam potrzeby manifestowania swojej kobiecości w rzeźbie. Nie zabiegałam o szczególne traktowanie i nie oczekiwałam od mężczyzn taryfy ulgowej, choć, owszem, zdarzało mi się nieraz przełknąć koleżeński protekcjonalizm. Oczywiście, mam świadomość własnych ograniczeń. Nigdy, na przykład, nie próbowałam się mierzyć z rzeźbą monumentalną czy pomnikową. Ale też ważniejsza wydaje mi się monumentalność wyrazu niż fizyczna wielkość. Możliwości, jakie daje współczesna technika, pozwalają mi na wybór trudnych w obróbce materiałów, o ile wpisują się one w ideowe założenie obiektu. Obce mi są wszelkie ideologie. Wybrałam drogę zgodną z własną konstrukcją psychiczną i nie wstydzę się tego. Twórczość pomaga mi wyrażać i rozumieć siebie, określać moje miejsce w świecie, czasem pozwala przetrwać trudne okresy w życiu. Praca dydaktyczna na uczelni uniezależnia mnie finansowo i podobnie jak rodzina daje mi poczucie bezpieczeństwa. Stworzyłam sobie mentalną i rzeczywistą przestrzeń tylko dla własnej twórczości. Jednak artystą, podobnie jak kobietą, nie da się być tylko w wyznaczonym harmonogramem dnia czasie.
Teresa Miszkin:
Maluję, więc jestem – ta parafraza kartezjańskiego powiedzenia towarzyszy mi, kiedy próbuję ogarnąć moje życie.
Maluję, mnożę ślady, znaczę tropy i nadal szukam takiego miejsca, z którego widziałabym ostro, najostrzej, wyraźniej… bo obraz namalowany teraz jest za blisko, a ten z „wczoraj” za daleko.
Maluję – chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że wszystko zostało już powiedziane, i że prawie wszystko zostało namalowane, a nasza pamięć nie jest niewinną pamięcią dziecka.
Jest zabrudzona, albo inaczej, wypełniona – zatrzymała mnóstwo śladów, skrawki wspomnień, ułamki obrazów. Nasz umysł nie jest więc dziewiczy, jesteśmy tylko jednym z kolejnych ogniw w tym olbrzymim łańcuchu istnień – a jednak, pomimo tej świadomości, tworzę według swojej miary tę swoistą matrycę, którą przykładam do świata, i przy pomocy której chcę mówić o tym świecie, o swoich ideach, lękach i obsesjach – o sobie samej. Moja sztuka, to sztuka mojego czasu, mojego świata, mojej wrażliwości, wyrasta z tego, w co wierzę, czego pragnę i czego się lękam.
Powtórzę za Gombrowiczem: Sztuka jest prywatną konwersacją między dwiema osobami: pomiędzy tym, który mówi i tym, który odbiera. Nie mniej i nie więcej.
Katarzyna Józefowicz:
Komentuję rzeczywistość poprzez moją codzienność. Pracuję w domu. Bardzo mi odpowiada takie określenie miejsca, w którym powstają moje prace. Sztucznym wydaje mi się nazywanie przestrzeni, w której żyję i pracuję, pracownią. Rytm życia codziennego i pracy zawodowej tworzą czasowe ramy mojej twórczej aktywności. Przy czym te trzy wymienione elementy są dla mnie równoważne. Ideałem (nie zawsze dające się zrealizować) jest harmonijne współistnienie. Dom, który wcześniej stał się miejscem pracy z konieczności, teraz jest miejscem pracy z wyboru.