Malarstwo Katarzyny Rotkiewicz-Szumskiej jest ekspresyjne niezależnie od motywu, niezależnie od tego, czy artystka porusza się na granicy abstrakcji i figuracji, czy – jak ostatnio – najchętniej maluje figuratywnie. Zniekształca wizerunek kamienia, człowieka, zabawki, a jednak nie zatraca realności ich przedstawienia. Zabijamy właśnie te rzeczy, które kochamy mówił Oskar Wilde. Katarzyna na swoich modeli wybiera postacie ze zdjęć, obiekty z bliskiego otoczenia, pejzaż widziany z okna pracowni. Przypadek wyboru kończy się na przypadkowości momentu dostrzeżenia modelu. Liczy się uważność, chyba nawet nie empatia, bo przy tym mocnym, nawet brutalnym realiźmie przedstawień, termin empatia odstaje, wydaje się zbyt słownikowy, jak wata.
To uważność pozwala uchwycić spojrzenie kilkunastu twarzy ze zbiorowej fotografii w mini formacie w gazecie, potem wyciągnąć te twarze, uczynić z nich bohaterów obrazu, dodać wyrazu ich zamazanym rysom, wyostrzyć ich spojrzenie, pokazać jak są intrygujące. Wyjęte ze swojego kadru i wstawione w kadr obrazu zyskują na sugestywności, zaczynają grać jakieś nowe role. To portrety, za którymi czai się historia, chęć opowiadania. Znowu: niby realizm, ale daleki od wiernego odtwarzania rzeczywistości. Portret to dla artystki w ogóle nowe doświadczenie.
(Małgorzata Czyńska)
Wcześniej malowałam abstrakcyjne pejzaże – wyjaśnia artystka – balansowałam na granicy realu i nie-realu. Jak zaczęłam malować twarze, okazało się, że to niekończący się temat. Twarze ze zdjęć robionych przeze mnie (od lat dużo fotografuję), twarze z przypadkowych zdjęć z gazet (tu się zdarzają perełki, bardzo inspirujące), z książek, twarze z rzeźb, obiektów z naszego domu. Na niektóre patrzyłam codziennie, ilekroć się budziłam, i wiedziałam, że w końcu muszę je namalować. Chciałabym zresztą wątek tych domowych twarzy pociągnąć dalej. One wcale nie są takie znów martwe! Wierzę w siłę przypadku, który często nadaje nowe znaczenia zwykłym rzeczom, wierzę w nieoczekiwane i nieprzewidywalne zestawienia nabierające nagle ni stad ni zowąd wielkiej siły. Trzeba tylko rozglądać się wokół.
Zabawka, człowiek, kamień – nazewnictwo, siła stereotypu, a może raczej, może lepiej: zmiana sposobu widzenia. Cementowy niedźwiadek, drewniana rzeźba boginki, maskotka z Disneylandu w rozumieniu artystki zasługują na portret.
(Małgorzata Czyńska)
Człowiek, kamień, zabawka grają ograniczoną gamą kolorystyczną. Czasami zalśni czerwień, żółć. W obrębie ugrów artystka pokazuje bogactwo niuansów, często czerń, biel. szarości starczają jej za wszystko. W tyle głowy ciągle pobrzmiewa cytat z Francisa Bacona: Czułem, że przez ciemność i brak koloru mogę sprawić, że te obrazy będą jeszcze bardziej dojmujące.
Małgorzata Czyńska