Jaki środek techniczny plątanizm artysta wynalazł w 1972 roku. Przebywając w malowniczym zakątku Czernihowa, miasteczku Sednewi. Tam na nowo spojrzał na czarujące piękno nagich drzew na tle niebieskiego nieba i zrozumiał, że żadna ze znanych jemu technik nie jest zdolna przekazać naturalną koronę bezlistnego drzewa. Wtedy przypomniało mu się jak w dzieciństwie splatał zboże dla dywanów. Dodał to do arsenału swoich artystycznych technik – wyszło fantastyczne plecenie z optycznym efektem, które odtwarzało fakturę gałęzi i pni drzew, zimowe krajobrazy, słoneczny i księżycowy blask z niewidzialną do tego realnością.
Nieodparte pragnienie by przedstawić doskonałe piękno w 1973 roku skłoniło artystę do rysowania kwiatów: realnych, nierealnych, surrealistycznych – powstał cykl Kwitnięcia. Później te poszukiwania zakiełkowały kwiatami w stylu nowoczesnego konstruktywizmu, w cyklu Kolorowe preludia. Lekkość akwarelowych farb pomogła dojść do podstaw doskonałości, rozłożyć proces jej tworzenia na różnobarwne elementy.
Koniec lat 70., początek 80. był okresem poszukiwań w gatunku malarskim jakim stał się portret: powstały niepowtarzalne portrety malarza Romana Selskiego, aktora Bogdana Stupki, konstruktora lotniczego Olega Antonowa, kardiologa Mykoły Amosowa, córek poety Dmytra Pawłyczki i innych.
Wtedy po raz pierwszy zaczęto mówić, że Marczuk w swoich utworach przewiduje losy i prognozuje wydarzenia. Nowa jakość hiperrealistycznego odtworzenia zewnętrznego podobieństwa zjednoczyła się ze zdolnością transformowania wewnętrznego potencjału swojego bohatera na dramatyczną zmienność przelotnego czasu. Na początku 1986 roku pojawił się jego tryptyk Monolog. W spustoszonej, spękanej ziemi, rannych tarninowymi kolcami, zrozpaczonych ludzkich duszach, odczytuje się apokaliptyczną przestrogę by uchować ten świat od pożądania i łakoci. Po kilku tygodniach nastąpił wybuch w Czarnobylu.
Dla samego artysty na apokalipsę złożyło się prawie 20 lat świadomego życia na Ukrainie. Jego innowacje wywoływały agresywne niepostrzeganie przez oficjalnej radziecką sztukę, odmowę w przystąpieniu do Związku malarzy (bez czego nawet nabycie farby było problemem). Lata 70-te były okresem prześladowań, męczącej walki o przetrwanie w warunkach piętnowania i ignorowania. Lecz właśnie w okresie tych epizodycznych, z reguły nielegalnych (w mieszkaniu lub pracowni) wystaw, zyskał uznanie szerokiego grona odbiorców.
Paradoksalnie, pierwsza oficjalna wystawa Marczuka była zorganizowana nie na ojczyźnie, a w Moskwie (1979 rok), na Małej Gruzińskiej. Wystawa miała ogromne powodzenie. Na Ukrainie pierwsza oficjalna i samodzielna wystawa miała miejsce w 1990 roku, w Narodowym muzeum artystycznym. Poprzedzała ją emigracja.
O emigracji, jak o ratunku, Marczuk marzył na początku lat 70., kiedy po raz pierwszy trafił on pod baczny nadzór organów KGB. I kiedy w okresie Gorbaczowskiej perestrojki pojawiła się taka możliwość, bez wahania zostawił ziemię, którą tak lubił – bo nie minęła obraza za przeżyte na niej poniżenie i cierpienie.
Od 1988 roku do 2001 artysta żył i pracował w Australii, Kanadzie, USA. W Sydney natychmiast otrzymał uznanie. Lecz Marczuk marzył o Nowym Jorku, trzymając w pamięci opowieści szkolnego nauczyciela matematyki o fantastycznych możliwościach 14-milionowego miasta. Najpierw udało się przyjechać do Kanady, lecz już za pół roku znalazł się on w mieście swoich marzeń.
Kiedy w pierwszym dniu swojego pobytu z tremą i uniesieniem wspiął się na 104 piętro jednej z wież-bliźniaków Światowego centrum handlowego, to i pomyśleć nie mógł, że 12 lat po tym te zabudowania na jego oczach za sekundy przetworzą się do ruiny pod ciosami zuchwałych ataków islamistów fundamentalistów. Wydarzenia z 11 września 2001 roku stały się bodźcem do powrotu na zawsze na Ukrainę. Długi pobyt za granicą dodał mu swobody w twórczych poszukiwaniach, przekonał, że jego artystyczny kalendarz pracuje z wyprzedzeniem realnego czasu. Jeszcze z większą skłonnością rzuca się na poszukiwania nowych środków wyrazu, ścisłych plastycznych formuł, wkracza w wolny polot bezgranicznego obszaru abstrakcyjnej sztuki, pragnąc i tu otworzyć się i doświadczyć siebie.
W cyklu Nowe ekspresje wybucha salutem linii, kresek, rytmu, stanowiąc wzorce półgrafiki-półmalarstwa. Na jednej z amerykańskich wystaw zadziwił setki widzów, stworzywszy na ich oczach autoportret z 1001 elementów w zaledwie dwie minuty.