Iwona Demko – urodzona w 1974 roku w Sanoku. Studiowała na Wydziale Rzeźby ASP w Krakowie w pracowni prof. Stefana Borzęckiego i prof. Jerzego Nowakowskiego. Dyplom uzyskała w roku 2001. Od 2008 roku pracuje jako asystentka w Pracowni Rzeźby IV na Wydziale Rzeźby ASP w Krakowie. W 2012 roku uzyskała tytuł doktorki sztuk plastycznych w dyscyplinie artystycznej sztuki piękne na podstawie rozprawy doktorskiej pt. Waginatyzm oraz pracy rzeźbiarskiej pt. Kaplica Waginy.
Wywiad z artystką
Według Pani tezy my, kobiety, utraciłyśmy seksualność przez fakt istnienia prostytucji, a ona sama jest metodą, która ma na celu kontrolowanie i sterowanie kobiecą seksualnością. Czy może Pani to wyjaśnić?
Iwona Demko: Nie jest to oczywiście proste do wyjaśnienia w kilku zdaniach, to niezwykle poważny i szeroki temat, ale spróbuję…
Dawno temu ludzie nie wiedzieli, że do poczęcia potrzebny jest mężczyzna, gdyż prokreację od narodzin dzieli 9 miesięcy. Natomiast pewnym było, że to kobieta wydaje na świat dziecko. Wierzono więc, że jest ona zapładniana przez duchy przodków czy siły natury. W związku z tą magiczną umiejętnością kobieta miała zupełnie inny status społeczny niż obecnie. Była czczona, zajmowała naczelne stanowisko w życiu społecznym, politycznym i religijnym. Mogła kochać się z wieloma mężczyznami, bez najdrobniejszego szwanku na swojej reputacji, a nazwisko czy dziedziczenie odbywało się w linii po matce. Nie istniało wtedy pojęcie rozwiązłości seksualnej ani pojęcie dziewictwa w takim znaczeniu, w jakim jest to rozumiane dzisiaj.
Sytuacja kobiety zaczęła się diametralnie zmieniać, kiedy odkryto udział mężczyzny w prokreacji. Aby usankcjonować znaczenie mężczyzny, matrylinearność postanowiono zmienić na patrylinearność, a w tym celu należało ograniczyć seksualność kobiet, czyli wprowadzić monogamię. Wtedy też powstało pojęcie dziewictwa związane ze stanem fizycznym, czyli z posiadaniem błony dziewiczej (wcześniej określało kobietę niezależną od mężczyzny, mogła nią być matka dzieci, kobieta rozwiedziona czy ladacznica). Stopniowo kobiecie wmówiono jej naturalną skłonność do monogamii oraz to, że jej potrzeby seksualne są mniejsze niż męskie, nazywając ten nowy porządek zgodnym z naturą. Równocześnie seksualność mężczyzny nie została ograniczona, on mógł mieć drugą żonę czy niewolnicę. Dlatego też naturalną konsekwencją była instytucja prostytutki.
W ten sposób kobiety i ich seksualność zostały podzielone na dwa przeciwległe bieguny, na których jedne kobiety miały być cnotliwe, porządne i oddane mężowi, a na drugim mogły być rozwiązłe, ale płaciły za to wykluczeniem społecznym i utratą szacunku. Ani jedna opcja, ani druga nie respektowała naszych potrzeb. Odkąd nastąpił podział między świętą a grzesznicą, każda z nas niezależnie czy ma coś wspólnego z prostytucją, czy nie, czuje na sobie presję, że każdy może oskarżyć nas o rozwiązłość przypisaną prostytutce, jeśli będziemy się źle prowadzić. Większość kobiet obawia się spełniania swoich rzeczywistych pragnień seksualnych, bojąc się etykietki potocznie zwanej zdziry. Mężczyzna nie zna takiej presji. Jego seksualność jest jego atutem i nie wyklucza go społecznie. Pielęgnując ten podział, stygmatyzując prostytutki, umacniamy ograniczenie kobiecej seksualności.
To telegraficzny skrót. Szerzej na ten temat wypowiedziałam się w tekście w katalogu wydanym specjalnie na okazję tej wystawy. I gorąco go polecam, gdyż będzie nam wtedy dużo łatwiej zrozumieć ten długi proces zmian i przekształceń wartości i naszej świadomości.
Odżegnuje się Pani od prowokacyjności i chęci epatowania obscenicznymi treściami. Ale w naszym kraju rzeczywistość artystyczna mocno uwikłana jest w kontekst obyczajowy. Nie obawia się Pani, że wystawa wywoła skandal, który przysłoni artystyczny wydźwięk i przesłanie?
Kiedy konstruuję pomysł na wystawę, zawsze posiłkuję się literaturą. Lubię zagłębić się w poszukiwania odpowiedzi na moje pytania, wątpliwości czy choćby zaciekawienie. Kiedy dowiaduję się rzeczy, które nie istnieją w powszechnej świadomości, czuję się, jakbym odkrywała nowy ląd i mam niewyobrażalną chęć dzielenia się tym. Odkrycia te mają wpływ na moją samoświadomość jako kobiety i są dla mnie przełomowe, dlatego czuję, że inne kobiety też powinny się o tym dowiedzieć, ponieważ poprawi to ich samoocenę. Nie myślę więc w kategoriach skandalu, ale bardziej głoszenia radosnej nowiny. Wydaje mi się, że mam obowiązek dzielić się wnioskami ,do których doszłam. Zachowałabym się egoistycznie, zachowując je tylko dla siebie. Skoro te informacje są niezwykle ważne dla mnie jako kobiety, to wyobrażam sobie, że powinny być tak samo ważne dla pozostałych kobiet.
Podkreśla Pani udział Moniki i Julii – osób związanych z prostytucją, które pomogły w realizacji projektu, współtworzyły go. Na czym polegała rola tych dziewczyn?
Gdybym stworzyła ten projekt sama, to byłaby to historia o moim wyobrażeniu prostytucji, która być może nie miałaby zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Poza tym zależało mi przede wszystkim na tym, aby skonstruować wystawę, która pokazywałaby prostytucję z punktu widzenia kobiety pracującej w prostytucji. Chciałam, by wybijała obserwatora z jego stanowiska, by na chwilę poczuł się w innej skórze, ponieważ tylko z takiej perspektywy można dokonać prawdziwej oceny. Dlatego rzeczywisty udział kobiet związanych z prostytucją wydawał mi się niezbędny. Myślę, że w ten sposób chciałam zmienić również mój własny punkt widzenia, spróbować lepiej to zrozumieć.
Pomoc dziewczyn polegała na moich nieustannych konsultacjach. Miałam ogólny zarys wystawy, który chciałam przegadać. Powiedziałam im o moich wyobrażeniach i zapytałam, na ile się pokrywają z rzeczywistością. Potrzebowałam też ich szczerych zwierzeń do katalogu i technicznych informacji typu: jakie pozycje uszyć, co napisać na kołderkach. Monika zwróciła mi uwagę, że całą wystawę zbudowałam jedynie wokół prostytucji, zapominając o tym, że istnieje też życie poza nią. Że wiele kobiet ma dzieci, są matkami, mają swoje zainteresowania, swoje życie poza. Wtedy pomyślałyśmy o prezentach, czyli upominkach zrobionych własnoręcznie przez dziewczyny dla osób, które przyjdą na wernisaż. Prezent to szczególny gest sympatii. Wieziemy go ze sobą, jadąc w odwiedziny, obdarowujemy kogoś, chcąc sprawić mu przyjemność lub kiedy chcemy się z kimś pojednać, pogodzić. Monika przygotowała własnoręcznie uszyte broszki, Julia namalowała obraz i podarowała fotografie, które sama zrobiła. Dostałam również misę robioną z gazet.