Jakie były trudności w pracy. Czy łatwo było zachęcić do przedsięwzięcia artystycznego kobiety, które mają – jak Pani twierdzi z zasady (z racji zajęcia) – zmiażdżone poczucie własnej wartości? Do projektu poszukiwała Pani też mężczyzn, udało się?
Cały projekt był zbudowany w oparciu o partycypację. Po pierwsze współpraca z kobietami, które nigdy nie zajmowały się prostytucją, po drugie z kobietami pracującymi w prostytucji, po trzecie z mężczyznami. Zaangażowanie innych osób było dla mnie elementem kluczowym i ogromnym wyzwaniem. Konstrukcja katalogu polega na zestawieniu dwóch stron. Jedna jest różowa i stanowi ofertę erotyczną złożoną ze zdjęcia, krótkiego anonsu i pseudonimu zaczerpniętych ze stron z anonsami erotycznymi w Internecie. Druga jest biało-czarna i znajduje się na niej tylko tekst, wyznanie kobiety pracującej w prostytucji, pochodzące z blogów prostytutek lub listów, które otrzymałam na mój apel. O zdjęcia zwróciłam się z prośbą do kobiet, które nie miały żadnego związku z prostytucją. Chciałam stworzyć sytuację, w której zwykłe kobiety będą mogły zidentyfikować się poprzez wykonanie zdjęcia z kobietami stygmatyzowanymi na co dzień, czyli prostytutkami. Chciałam uczynić gest ku solidarności między kobietami, które z założenia powinny stać po przeciwległych krańcach barykady. Sama również zrobiłam sobie zdjęcia prostytuckie, jak je nazwałam, aby doświadczyć tego, czego oczekiwałam od innych kobiet. Poprzez zrobienie sobie takiego zdjęcia kobieta musi się niejako zdegradować, pokazać się w kontekście, który dla większości jest negatywny. Kilka kobiet odmówiło stanowczo, jedne wstydziły się, inne obawiały reakcji partnerów. Jednak najczęściej zdawały się w lot pojmować moją intencję i dostawałam zdjęcia od dziewczyn, których nawet nie znałam. Do projektu przyłączyła się również moja mama. To było niesamowite uczucie zjednoczenia w przynależności do tej samej płci. Czułam ogromną wdzięczność, tym bardziej że moja prośba nie jest była łatwa. Panie pisały, że zadziwione były efektem. Ich oczom ukazywała się postać, której nie rozpoznawały w sobie. Miały wrażenie, że to ktoś inny. Niektóre opowiadały o wstydzie, który musiały pokonać, z którego istnienia nie zdawały sobie wcześniej sprawy, o zatraceniu poczucia identyfikacji z ciałami, które pokazywały fotografie. Ciało na zdjęciu było im obce, jakby należało do jakiejś innej kobiety.
Trudne było nawiązanie kontaktu z kobietami, które mają do czynienia z prostytucją. Na maile wysyłane na adresy ze stron z anonsami erotycznymi (nie czułam się komfortowo, wykorzystując je) nie otrzymywałam odpowiedzi. Żadna z kobiet nie chciała podzielić się swoimi odczuciami. Wkrótce zdałam sobie sprawę z absurdalności mojej prośby. Prosiłam o coś, co z założenia wyklucza się w tym zawodzie. Prostytutka musi dystansować się od uczuć. Kobiety mówią o tym, że z chwilą wejścia do pokoju, w którym przyjmują klienta, swoje odczucia i emocje pozostawiają za drzwiami, odcinają się od nich, przyjmując jakby pewną rolę do odegrania, nie będąc sobą. A mnie jako kobietę najbardziej interesowały właśnie odczucia innych kobiet i nie chciałam zrezygnować z mojego pomysłu.
Najtrudniejsze okazało się jednak zachęcenie do współpracy mężczyzn, do których zwróciłam się o nagranie kilkusekundowych filmów wideo. Miały być to nagrania artystyczne, amatorskie, anonimowe, nie pornograficzne i nie ukazujące narządów ani twarzy. Prośba spotkała się z ogromnym oporem mężczyzn. Czułam, że sytuacja w jakiej ich stawiałam, kojarzy im się z przyjęciem roli oprawcy wobec kobiety, a najprawdopodobniej nie widzieli siebie w tej roli. Czy wynikało to z rzeczywistego sprzeciwu wobec wykorzystania i epatowania nim lub identyfikacji z klientem, czy z nieświadomego poczucia winy, tego nie dowiem się nigdy. Domyślam się, że część z nich zwyczajnie wstydziła się ukazania swojego ciała, potwierdzając tym samym, że wstyd nie jest przywarą jedynie kobiecą.
Dziś w sztuce toczy się dyskusja na temat etyki pracy z naturszczykami. Artyści angażują osoby chore psychicznie bądź nieuleczalnie, bezdomne, więźniów itp. Nie miała Pani oporów, prosząc o współpracę kobiety mające w życiu incydenty prostytucji? Nie czuła Pani, że traktuje je instrumentalnie?
Iwona Demko: Kiedy uprawiam swoje hobby i bawię się w wyszywanie mojej sztuki, często towarzyszy mi poczucie bezsensowności działania: egoistycznie uzewnętrzniam swoje emocje, produkując kolejną nikomu niepotrzebną rzecz. Tym razem poczułam, że mogę jakoś pomóc poznanym dziewczynom, chociażby moją obecnością. One czują się wykluczone, czują nieustanny strach, że ktoś się dowie, nie mają przyjaciółek, zaufanych osób. Ja mogłam zapewnić im ten komfort. Przy mnie nie musiały niczego ukrywać i jednocześnie nie odczuwały wykluczenia. Mogłam im dać odczuć akceptację, wsparcie emocjonalne, mogłam na chwilę oderwać je od rzeczywistości i zabrać w inny świat.
Mówi Pani, że tematyka waginalna, którą podjęła Pani w pracy doktorskiej pt. „Waginatyzm” pomogła Pani m.in. samej uporać się ze swoją cielesnością, seksualnością. Czy ten projekt też miał pomóc Pani przełamać osobiste stereotypy, uprzedzenia?
Racjonalnie rzecz biorąc, wiedziałam, że jeśli kobieta pracuje w prostytucji, to nie dlatego, że urodziła się inna. Jednak z drugiej strony obawiałam się tego kontaktu, choć obawy te trudno mi sprecyzować. Czułam, że założyłam sobie przekroczenie pewnej granicy społecznego tabu i podświadomie wyobrażałam sobie, że może wydarzyć się coś strasznego. Ten lęk teraz wydaje mi się niedorzeczny i śmieszny. Zaprzyjaźniłam się z dziewczynami, choć zajęło nam to trochę czasu. Jest wiele rzeczy, które nas łączą. Jeśli odczuwam jakiekolwiek obawy, to takie, aby w związku z wystawą nie spotkały ich nieprzyjemności, ponieważ czułabym się za to odpowiedzialna.
A ile kosztowało Panią przebrnięcie przez tak ciężkie zagadnienie? Potrafiła się Pani zdystansować do swojej roli czy nie do końca?
Temat ten zaczynałam od handlu kobietami do wymuszonej prostytucji. Przez trzy miesiące byłam kompletnie przybita, wszystkie te informacje były okropnie smutne i przytłaczające. W dodatku czułam swoją bezsilność. Teraz trochę bardziej się zdystansowałam. Poznałam Joannę Garnier z La Strady czy Joannę Leśniak z Hydry w Berlinie. Kiedy nie mogę sobie z czymś emocjonalnie poradzić w tym temacie wiem, że mogę się do nich zwrócić. To niesamowite poczucie wsparcia, czasami bowiem wydaje mi się, że już się oswoiłam z tym tematem, a potem znów są łzy. Brzmi to banalnie, ale odczuwam to mocno. Oczywiście, że wolałam temat afirmacji waginy i kobiecej seksualności, jednak nie mogę udawać, że nie ma ciemnej strony mocy, że o tym nie wiem i tego nie widzę, bo to jest i nie zniknie, bo taka rzeczywistość mnie otacza.
O prostytucję oskarża Pani świat ułożony i sterowany przez mężczyzn. Nie chodzi tylko o mechanizm kreowania popytu i struktur podaży, ale także wzorca kulturowego uprzedmiotowienia kobiety. Czy zatem my, kobiety, możemy to zmienić?
Podkreśam, że za taki stan rzeczy nie oskarżam pojedynczych mężczyzn, czyli Janka, Tadka czy Marka. Znam wielu mężczyzn i bardzo ich lubię. Oskarżam system, w który wszyscy jesteśmy uwikłani, zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Oskarżam patriarchat.
My, kobiety, możemy bardzo wiele zmienić, jednak jest to niezwykle trudne, bo jesteśmy socjalizowane nie na rewolucjonistki, lecz na potulne, ciche i spokojne, nie wadzące nikomu jednostki społeczne, bez sprzeciwu poddające się rzeczywistości. Dopasowujemy się do niej, nie wierząc, nie myśląc nawet o tym, że mogłybyśmy ją zmienić. Jesteśmy tak wychowane, że nawet nie widzimy problemu.
Jednak ja wierzę w to, że możemy i że zmienimy otaczający nas świat i zaczniemy patrzeć na niego swoimi, kobiecymi oczami. Myślę, że mogłybyśmy zacząć od zaprzestania stygmatyzacji kobiet pracujących w prostytucji. Tak naprawdę to bardzo niewiele, a może zmienić ogromnie dużo.
Rozmawiała Justyna Teodorczyk, Galeria Sztuki w Legnicy
Iwona Demko | Anioły.net
Od 6 marca do 5 kwietnia 2015 roku
Wernisaż: 6 marca 2015 roku, godz. 18.00
Galeria Sztuki w Legnicy