Po czym nagle Joanna wraca do akrylu, do pędzla i do aktu. Maluje siebie znowu na tle natury, lecz już innym. Bezlistne lasy. Barwy są teraz wystudzone, sine. Panuje jakaś zima, jakiś czas, który mitologie łączą z porwaniem dzieweczki o imieniu Kora. Otóż Kora tańczyła beztrosko na nadmorskiej łące, aż ujrzawszy cudne kwiecie fioletowego hiacyntu, schyliła się zerwać kwiat. Jednak kwiat mocno tkwił. Gdy szarpnęła, ukazała się w ziemi dziura i ta dziura rosła i rosła, aż wynurzył się z niej sam Hades na czarnym rumaku. Rumak łypnął szalonym okiem, a jeździec – zgoła jak na słynnym płótnie Podkowińskiego „Szał”, porwał nieprzytomną z przerażenia dziewczynę w ciemność. Odtąd Kora jest Persefoną, panią Piekieł. Świat jak hiacynt, wyrwany z korzeniami, obumiera, zapada w milczenie, w śniegową biel. Na rzeczonych obrazach mamy jakby moment przełomowy tych konwulsji, pośredniość pór roku, a gwałtowna emocja daje o sobie znać za pośrednictwem rytmów, błysków oraz światła, które aż razi na wodzie lub śniegu po to tylko, by na powrót zmatowieć. W ten rytm wpisany zostaje autoportret: zgięcie gałęzi i podciągnięte udo siedzącej postaci, to wyczuwalnie nierozłączna para elementów. Laski i zagajniki układają się w jakieś balladyczne amfilady, dając posmak niewidzialnej struktury istnienia.
I tej struktury szuka coraz namiętniej Joanna Ratajczak-Kurowicka. Stworzyła cykl nowych mandali. To abstrakcyjne źródła światła w brązach, sepiach, ugrach, zgniłych zieleniach i bieli. Formaty znacznie mniejsze. Grubo kładziony akryl. Tak jakby pusty, ogołocony las sprężył się, skurczył i rozbłysnął ślepym oczkiem moczarów. Czyli dziewczyna zbliża się do miejsc, o jakich mówią baśnie, mianowicie takich, z których „nikt jeszcze nie wrócił”.
I nagle to zostaje odepchnięte. Własny obraz lub zdjęcie jest niszczone. Cięte, dzielone na fragmenty, układane w nowych sekwencjach. Zwykle są to promieniście rozchodzące się pasma, jak gdyby coś, wstępnie ujrzane jako rzeczywistość, rozszczepiało się w niewidzialnym pryzmacie. Efektem jest eksplozja, a zarazem jakaś implozja. Mnie zastanawia tu jeszcze pewien nadmiar świadomych ustaleń, czuję artystyczną premedytację, wskutek której na nowych obrazach ciąży symetria i przewidywalność, aczkolwiek te poranione, prześwitujące fragmenty realistycznego „tworzywa”, jak kawałki plaży morskiej, ciała niemłodego, tęgawego mężczyzny, ciemniejących chmur, łatwo rozpoznawalne, rządzą się już po swojemu. Nieba zresztą jest coraz więcej i więcej. Wszystko wymyka się, uwalnia, i tutaj też harmonijna symetria blasków ugina się i odkształca, przestrzeń wchodzi w asonansowe wibracje, a sprawy „tego świata” odzyskują wieloznaczność.
Jestem bardzo ciekawa kierunku, w jakim te rozbłyski się rozwiną. Mężczyzna, o jakim wspomniałam, jest z pewnością przekroczeniem granicy egocentryzmu – odkrywana rzeczywistość przestała być zatem egocentryczna. I w rezultacie obsesyjne „ja” Joanny Ratajczak-Kurowickiej stało się kosmiczne. Jak głęboko kosmiczne? Rozłączenie rzeczywistości i racjonalności, to sposób opamiętania się filozofii, powiada w „Rozmowach przed końcem” Philippe Petit do Jeana Baudrillarda. Tak, dawno już myśl uznana za byt stała się przedmiotem – przedmiotem wymiany, wręcz handlu. Sztuka odczuła to boleśnie, sztuka bowiem „wie”, i to z góry „wie”, co chce pokazać, a także wie, co jest z jej punktu widzenia „dobre”, a co „złe”. Artyści mimowolnie uczestniczą w naszej kulturowej walce ze „złem”, tyle, że sztuka w ten sposób (a i sam artyzm też) się socjalizuje. Podkreślę, że Ratajczak-Kurowicka naprawdę, z pasją, szuka swojego jądra ziemi, swojego praźródła, że jest gotowa – jakkolwiek byłoby to sprzeczne – odrzucić pokusę nieustannego skręcania z wytyczonych sobie ścieżek na prawdziwszą, oraz którąś z nich pójść aż do końca, czyli w sferę tego szczególnego absurdu, jakie daje katharsis. Tak więc pozornie niewinna estetyczna delektacja albo zgrzyty, bolesne paroksyzmy, kiedy zapadać się będzie w swoje świetliste studnie. Jest już teraz unikalna, wymyka się samej sobie. Już teraz zdolna wykrztusić „nic nie wiem”.
Joanna Ratajczak-Kurowicka. Kiedy ciało staje się promieniem
Wernisaż: 18 czerwca 2015 r., godz. 18.00
Wystawa czynna od 17 czerwca do 8 lipca 2015 r.
Galeria Sztuki, pl. Katedralny 1
Legnica