Marta Smolińska
Dyplomacja i punkt przecięcia trzech osi
„Kiedyś trzeba jednak zadebiutować w życiu. Nie można się od tego wymigać.”[1] Patrick Modiano
Powyższe zdanie Patricka Modiano, wyrwane z kontekstu jego powieści Nawroty nocy, nasunęło mi się w chwili, gdy zaczęłam zastanawiać się nad tegoroczną edycją Ogólnopolskiej Wystawy Najlepszych Dyplomów Akademii Sztuk Pięknych, organizowanej przez Akademię Sztuk Pięknych w Gdańsku. Jest to bowiem moment, w którym młodzi artyści i artystki wkraczają na scenę artystyczną, wychodząc z mikroklimatu własnych uczelni i pieleszy pracowni, które niejednokrotnie spowijają niczym miękki, przytulny i bezpieczny kokon. Ich dyplomy zostały wybrane jako najlepsze, wyróżniające się i w pewnym sensie mają reprezentować poszczególne akademie (jakże urocze są te zakulisowe szepty o tym, jaka uczelnia ma najlepsze np. malarstwo, a która jest konserwatywna! Który z mistrzów produkuje swoje klony, a kto pozostawia absolwentom swojej pracowni totalną swobodę i intensywnie inspiruje do wkroczenia na własne ścieżki itp.). Uczestnicy wystawy konfrontują się z pracami innych młodych twórców, rywalizują, poddają się ocenie jury, liczą na to, że zostaną zauważeni przez krytyków sztuki. Oczywiście wielu spośród nich wystawiało swoje realizacje wcześniej, lecz pokaz najlepszych dyplomów wydaje mi się jednak przełomowy – w spektakularnej przestrzeni Zbrojowni Sztuki dochodzi do debiutu i nie można się od tego wymigać. Na młodych i ich sztukę czeka świat: pociągający i niebezpieczny zarazem.
Krytycy sztuki przyglądają się każdej kolejnej edycji wystawy, próbując wyróżnić rysujące się tendencje i rozpoznać trendy znamienne dla generacji twórców właśnie opuszczających akademie. Przybywają – znam to uczucie z własnego doświadczenia – wygłodniali nowych wrażeń oraz oczekujący świeżości czy powiewu czegoś zaskakującego, odpowiadającego naszej epoce. Jednak w obecnych czasach szalenie trudno takie oczekiwania i ów głód zaspokoić. Uderza bowiem przede wszystkim różnorodność artystycznych poszukiwań, rozpiętych od sztuki autonomicznej po społecznie zaangażowaną, od poważnej po nasyconą ironią, od dzieł mieszczących się w ramach tradycyjnych gatunków sztuki po nowe media i performance, od miniaturowych do monumentalnych… Uwidaczniają się również liczne świadome lub nieuświadamiane dialogi z artystyczną tradycją i spuścizną poprzednich epok, które mogą być zarówno twórcze i pokazujące daną kwestię z nieoczekiwanej perspektywy, jak i naśladowcze i mieszczące się w kategoriach wyważania już dawno otwartych drzwi. Młodzi, wkraczający na scenę w epoce ponowoczesnej i postartystycznej, zazwyczaj nie łączą się w grupy i nie piszą wyrazistych, płomiennych manifestów pokoleniowych. Trudno wskazać więc jakieś dominujące nurty, można raczej mówić o rozproszonej energii pola minowego[2], gdzie tu i ówdzie rozlegają się wybuchy, choć nie można przewidzieć, czy i w jakim miejscu one nastąpią. Może taki wybuch usłyszymy w trakcie tegorocznej edycji wystawy?
Wiesław Juszczak, poświęcając książkę wczesnej twórczości Wojciecha Weissa, pokusił się o sformułowanie ogólnych cech znamionujących młodzieńczą twórczość[3]. Poczynania artystyczne młodych twórców wiążą się przede wszystkim z poszukiwaniem własnej, indywidualnej drogi. Postawa tego rodzaju, zdaniem Juszczaka, objawia się w nieustannych zmianach środków wyrazu, w tworzeniu dzieł zaskakująco dojrzałych obok szkolnych czy w występowaniu obok siebie rozmaitych konwencji określanych jako niezborność stylistyczna. Uwidacznia się ona także w częstym uleganiu wpływom oraz stawianiu kroków wstecz i eksplorowaniu bocznych ścieżek kuszących rozgorączkowaną wyobraźnię[4]. Młody artysta często obraca się wokół przypomnień czegoś znanego[5], a w jego twórczości wyczuwalne są niepokój i gwałtowność. Myślę, że uwagi Juszczaka, mimo tego, że były formułowane w latach 70. XX wieku i w relacji do malarza czynnego na przełomie stuleci XIX i XX, w dużej mierze zachowują swoją aktualność. Wystawa najlepszych dyplomów daje nam wgląd tylko w pojedyncze, wyrwane z kontekstu prace poszczególnych uczestników i uczestniczek – za nimi, jakby w tle, możemy domyślać się jednak owego młodzieńczego niepokoju i uporczywego poszukiwania własnej indywidualności artystycznej w połowie drugiej dekady XXI wieku.
Za każdym z prezentowanych dyplomów stoi także konkretna pracownia i konkretny promotor. W niektórych atelier stawia się bardziej na intuicję, w innych zaś docenia się zaplecze teoretyczne i samoświadomość twórcy. Patrząc na poszczególne realizacje, nie możemy dociec, ile jest w nich atmosfery pracowni i jej programu, ile wskazówek profesorskich, a ile własnej inwencji autorki czy autora. W większości przypadków do dyplomu studenci zmagają się z zadaniami, które otrzymują od prowadzących. Często dopiero dyplom jest tym momentem, gdy oczekuje się od nich podejmowania samodzielnych artystycznych decyzji: wyboru problematyki i odpowiedniej, kompatybilnej do pomysłu formy. Jest to kluczowy i jednocześnie bardzo stresujący moment: gdy młody twórca powinien kreować owo okolicznościowe dzieło z własnej potrzeby, by rozwiązać nurtującą ją/go osobiście kwestię. Można mieć nadzieję, że w takich pracach wyczuwa się ładunek intensywnej i autentycznej energii, która nie wynika z odrabiania zadania, lecz z własnych bebechów danego indywiduum, jakby określił to Witkacy.
Chociaż Umberto Eco postrzegał tę kwestię dokładnie odwrotnie. Włoski pisarz i badacz kultury podkreślał, że to właśnie na zlecenie napisał swoje najciekawsze teksty: „Czym jest tekst okolicznościowy i jakie są jego zalety? Otóż z reguły jego autor nie ma w planach zajmować się danym tematem, lecz zmusza go do tego czyjaś prośba o przygotowanie kilku wykładów lub wypowiedzi. Ta inspiracja nakazuje mu rozważanie czegoś, co inaczej by przeoczył – i niejednokrotnie temat «zadany» okazuje się bardziej twórczy od podyktowanego własną zachcianką. Inną zaletą tekstu okolicznościowego jest to, że nie zmusza do oryginalności za wszelką cenę (…)[6].”
Czym więc powinien być dyplom: okolicznościowym zadaniem czy rozstrzygnięciem indywidualnego problemu nurtującego danego artystę? Nie mam na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Może bowiem istnieje gdzieś punkt przecięcia tych dwóch aspektów, tych dwóch osi, w którym dochodzi do kumulacji szczególnie twórczej energii? Oczywiście taki punkt każdy z młodych adeptów sztuki musi dla siebie odnaleźć indywidualnie. Do tych dwóch osi dodałabym jednak jeszcze trzecią: oś naszych czasów. Podobnie jak Mieczysław Porębski uważam, że sztuka jest najczulszym instrumentem kontrolnym dla wszystkiego, w co wierzę i co mnie otacza: „Dlatego żądam od niej dużo. Żądam między innymi, by mi unaoczniła i potwierdziła sens czasu, w którym żyjemy”[7]. Powiedziałabym zatem, że tworzenie dyplomu to swego rodzaju dyplomacja – ale nie wobec promotora/promotorki czy tradycji artystycznej, lecz wobec punktu przecięcia owych trzech osi.
[1] Patrick Modiano, Nawroty nocy, tłum. Ewa Bekier, Kraków 2014, s. 93.[2] Zygmunt Bauman, Ponowoczesność jako źródło cierpień, wyd. II, Warszawa 2000, s. 156.
[3] Wiesław Juszczak, Młody Weiss, Warszawa 1979. Zobacz także: Marta Smolińska-Byczuk, Młody Mehoffer, Kraków 2004, s. 27–29.
[4] Ibidem, s. 6.
[5] Ibidem, s. 44.
[6] Umberto Eco, Wymyślanie wrogów i inne teksty okolicznościowe, tłum. Agnieszka Gołębiowska i Tomasz Kwiecień, Poznań 2011, s. 5.
[7] Mieczysław Porębski, Spotkanie z Ablem, Kraków 2011, s. 5.
VII Ogólnopolska Wystawa Najlepszych Dyplomów Akademii Sztuk Pięknych 2015
Od 17 do 23 sierpnia 2015 roku
Zbrojownia Sztuki w Gdańsku, ul. Targ Węglowy 6