Takie jest moje odczucie, czy też wrażenie, a może i myśl własna po medytacji post factum obejrzenia tych obrazów lub specyficznych preparatów np ceramicznych, serii obrazkowych w zmyślnie sporządzonych książeczkach. Seria nowych obrazów, o której tutaj myślimy przede wszystkim, jest wyraźnym wyodrębnieniem się tego malarstwa z morza najróżniejszych konwencji, bogato wyposażonych w przemyślne atrakcje dla oczu, ale tym środkiem, jaki znajduje Patterson, dla uzyskania autonomii jest swoista animacja – wrażenie ruchu form. Uzyskuje to wrażenie środkami „ubogimi”. Kreska, plama, delikatne falowannie natężeń i walorowych różnic płaszczyzny tła, wyciszone kontrasty barwne na rzecz radykalnych przeciwstawień walorowych, a to w intencji rozróżnienia przedstawianych form w akcji. To jakby samo życie zarysowuje delikatnie kolejne ekrany – poletka, a też laboratoryjne płytki i wnętrza próbówek i nie zatrzymuje się. Wciąż i wciąż jest w ruchu. Zdaje się ignorować czarne obszary zniszczenia i zasadzki jakie napotka na drogach swego przepływu. Te czernie pojawiają się nagle i dramatycznie, niejako wbrew zapowiedzianej logice obrazowania. Wstawione jako niezbyt regularne czworoboki, lub wysmukłe trójkąty, a także jako oczekujące na ruch życia czarne okrągłe dziury – duże kropy perforujące tło w regularnych uporządkowanych szeregach. Na paru obrazach, jakby na planie i w przybliżonej arenie zmagań, jest też miejsce dla krainy cienia – czarno srebrzystej krainy śmierci. To jest brutalne rozcięcie obrazu na dwie strefy w zasadzie nieprzystające do siebie gdyby nie ta sugestia sensu takiej operacji. Nie ma tutaj bowiem prostej „znakowej” symboliki, lecz zderzanie obrazowych, a zatem i „znaczących”, elementów w jednym obszarze prezentacji.
Obrazy, rysunki i ceramiczne reliefy mogą wnikać w nienazwane i nieopisywane, jak również w dosadnie opisywane i przeciwstawiane sobie przeżyciowe odniesienia. To jest jedna poważna część pracy Iaina Pattersona. Są też jeszcze inne.
Stosunkowo niewielkie prostokątne płótna to swego rodzaju wzierniki do wnętrz różnych stanów rzeczy w życiu samego życia. Malarz nam to umożliwia. Jest niewinny. Sam nie uczestniczy w przedstawianych dramatach, lub w radosnych zwycięstwach. Nie mógłby inaczej powołać ich do istnienia. To bowiem co robi szkocki malarz podlega jego naczelnemu nakazowi wewnętrznemu i najwyższej sile jaką posiada, a jest to siła talentu kształtowania. To jest uzdolnienie powodujące nadzwyczajną lekkość wykonania i niejako brak „oporu materii”, zarówno tej „tylko wizualnej”, jak i tej konkretnej, takiej do ujęcia w rękę, opracowania i ustawienia w przewidzianym właściwym miejscu, w domu lub w ogrodzie. Tak powstają nowe formy piękna. Patterson nie obawia się, że przez będzie jego praca mniej rozpoznawalna. Pamięta raczej o zaleceniu Pabla Picassa: „Zmierzajcie do doskonałości, po błędach zawsze was poznają”. Tak powstawał w różnych formach jego świat konstruowany z upodobaniem do form niejako wydestylowanych z natury. Z różnych biologicznych struktur. Ta twórczość w pewnym sensie budowała w sumie sztuczną artystyczną wyspę wśród morza innych zdarzeń i zjawisk – artystycznych, społecznych, politycznych… i wszelkich innych.
Zdarzało się Pattersonowi przerzucać „mosty” na drugi brzeg, czyli budować coś w konkretnym własnym bytowaniu, ale w subtelnej, czasem jawnej, a innym razem ukrytej łączności z tym najbardziej własnym wykreowanym lądem. Te mosty, mostki i kładki – łączniki z codziennością egzystencji miały, jak to zwykle u Pattersona, wyrafinowaną formę. stanowiącą tą ważną możliwość powrotu na swój brzeg, do swego zamku i tam otoczenia się niewzruszonym murem wirtuozerskich popisów czystej formy. Pierwszy taki most zbudował Iain tworząc wielką kolekcję All The Monroes (wszystkie najwyższe wzniesienia Szkocji, które zdobył lord Monroe, a Iain wymodelował na porcelanowych płytkach o wymiarach 10 x 10 cm) i podobnie modelowane Peat Roads (wielokilometrowe cięcia w linii prostej po odkrywkowych kopalniach węgla brunatnego w północnej Szkocji). Te modele (domniemane) gór szkockich mają swoje szczególniejsze znaczenie, jeśli przypomnimy sobie, że takie porcelanowe modele gór wykonywali dawniej Chińczycy wierząc, że moc gór, ich tajemnicza energia będzie mogła im się w ten sposób udzielać. Czy Patterson podziela takie przekonania Chińczyków? Tego nie wiem, ale wiem, że jego żywiołem, duchowym źródłem jego dzieł, jest naprawdę wciąż obecna historia i przyroda Szkocji. Raz wprost, a innym razem, jako pośrednia, lecz silna inspiracja. Są i pomniejsze pomosty-kładki gdy Iain przedstawia historię wierzbowej alei w pewnej wsi węgierskiej, albo przygody kulinarno-obrazowe z tradycją kuchni polskiej w Polsce w drugiej połowie lat siedemdziesiątych (wystawa i książka pt. Smacznego).
Wreszcie te uzdolnienia konstrukcyjne i mnogość obserwacji kształcących wrażliwość wskazały miejsce do zaprowadzenia owego ładu, jaki wciąż był w intencji Pattersona, a okazją stał się opuszczony domek rybacki na wyspie Tiree (Eilean Tiriodh) w archipelagu Hebrydów Wewnętrznych. To jakby twierdza, bo z własnym ogrodem, warzywnikiem i brakiem zasięgu dla wszystkich sieci telefonów komórkowych. Wokół morze błękitne i piasczyste srebrne szerokie plaże. Raj. Ale tylko wtedy gdy nie wieją silne orkany i nie zacina jesienny deszcz. W tym raju drzewa są rzadkością, ale jest mnósto owiec i niewielu ludzi. Ta maleńka wysepka ma także lotnisko i przystań promową, ma też niewielkie muzeum (Tiree’s Historical Center), a w nim wielką fotografię lotników z polskiego dywizjonu bombowego, który tutaj bazował w latach 1940-1945. Na tym niewielkim skrawku lądu swój ślad w różnej postaci zostawiła dawna historia (zabytkowe ruiny kościołów i cmentarzy celtyckich) i współczesne dzieje. I tutaj jest możliwe dążenie do doskonałości. Oprawa piękna natury i tej wysepki i wysp archipelagu zachęca i ośmiela.