Rysunki Zbigniewa Halikowskiego prezentowane w legnickiej Galerii Ring, pochodzące z lat 2004–2015, są dziełem w pełni dojrzałego twórcy. Choć późno i dość przypadkowo sięgnął po technikę rysunku, bo dopiero w 2001 roku, szybko osiągnął w tej nowej dla siebie dziedzinie sztuki rzadko spotykaną biegłość i oryginalność.
Sztuką zainteresował się bardzo wcześnie. Już w szkole średniej zajmował się amatorsko malarstwem, co zaowocowało kilkoma juwenilnymi obrazami. Do malarstwa na krótko powrócił na przełomie lat 80. i 90. Wykonał wówczas kilkanaście martwych natur, które odznaczały się poprawną kompozycją i dużymi walorami kolorystycznymi. Już wtedy dało się zaobserwować jego zamiłowanie do precyzji, różnicowania faktur przedstawianych przedmiotów i dbałość o każdy szczegół. Z dużą swobodą malował metale, wzory na płóciennych obrysach, wiklinowe kosze i połyskujące łuski ryb, szkło. Niektóre z tych obrazów pokazał na wystawie w chojnowskim muzeum. Choć pod względem warsztatowym nie można im było nic zarzucić i wydawało się, że pójdzie dalej tą drogą, to jednak realistyczne malarstwo nie dawało mu poczucia spełnienia i szybko je porzucił.
Jego przygoda ze sztuką się nie zakończyła. Nieoczekiwanie odnalazł nowe możliwości wyrazu, które dał mu rysunek. Ten ważny moment w jego artystycznej karierze zdarzył się w 2001 roku i był dziełem przypadku. Córka dała mu do ręki kartkę papieru oraz ołówek 2B i poprosiła o rysunek, który miał być prezentem dla koleżanki. Jak się okazało, to było to, czego poszukiwał. Rysunek stał się odtąd jego jedyną pasją, jedynym medium, które służy mu do wyrażenia swojej osobowości, ekspresji twórczej i opisywania otaczającej go rzeczywistości.
To wszystko, co wystąpiło w jego malarstwie, można też odnaleźć w rysunkach z pierwszego okresu, przypadającego na lata 2001–2004. Poza tym, że w obu gatunkach widać zamiłowanie do martwej natury, to dotyczą ich również podobne cechy natury formalnej. Ta sama skrupulatność, dążenie do odtworzenia każdego szczegółu, ogromny pietyzm, z jakim podchodzi do każdego przedmiotu i każdego centymetra kartki papieru. Szybko opanował nową technikę i wyrobił sobie bardzo indywidualny, łatwo rozpoznawalny styl rysowania, który nie pozwala wątpić, spod czyjej ręki wyszedł rysunek.
Ten pierwszy okres to także czas intensywnej pracy nad rysunkami. Każdy rysunek zabiera mu po kilka godzin dziennie, a do niektórych wciąż powraca, by nadal nad nimi pracować. Praca często tak bardzo go pochłania, że przerywa ją dopiero po północy. Przypomina rzemieślnika, który pochyla się pracowicie nad swoim dziełem.
Mam satysfakcję, kiedy nad czymś ciężko pracuję i są tego efekty. W ciągu zaledwie trzech lat wykonałem kilkadziesiąt rysunków, wyłącznie martwych natur, i zorganizowałem ponad dziesięć wystaw. Pracowałem z przeświadczeniem utraconego czasu oraz poczuciem, iż zbyt późno zająłem się rysowaniem – powiedział Zbigniew Halikowski w jednym z wywiadów.
Ważną cezurę w jego życiu i artystycznej karierze stanowi rok 2004. W październiku dostał się do Związku Polskich Artystów Plastyków. Rekomendacji udzielili mu wybitni artyści, twórcy wrocławskiej szkoły szkła: prof. Ludwik Kiczura, prof. Kazimierz Pawlak i artysta malarz Jerzy Kapłański. Nieco umownie można zamknąć tą datą pierwszy okres jego twórczości; jest to tym bardziej uzasadnione, że odchodzi też wtedy od rysowania martwych natur.