Około połowy 2004 roku zainteresował się portretem. Na wystawie w Galerii Ring można obejrzeć siedem dzieł należących do tego gatunku. Wśród nich jest najwcześniejszy, chyba nawet pierwszy, jaki wykonał. Wybiera osoby z kręgu znanych mu chojnowian, ale szuka twarzy niebanalnych, naznaczonych bagażem życia i śladami upływającego czasu. Interesuje go przede wszystkim twarz człowieka, na niej koncentruje swoją uwagę. Portretów nie rysuje z modela, ale według fotografii. Wcale ich to jednak nie deprecjonuje. Przenosi je bowiem całkowicie do innej skali, co jest zabiegiem trudnym i niekoniecznie przynosi zadowalające efekty. Dokonuje też innego istotnego zabiegu – podkreśla pewne cechy portretowanego, ale ich nie deformuje, raczej wydobywa i wzmacnia to, co go intryguje: zmarszczki, różnego rodzaju defekty urody. Ten weryzm jest widoczny we wszystkich jego pracach. Jego sposób tworzenia portretów przypomina technikę miedziorytu punktowego, który upowszechnił się w XVII i XVIII wieku, zresztą rysunki wykonywane są tą samą metodą punktowania, tyle że nie igłą na miedzianej płycie, ale rysikiem na kartonie. Tworzy je z gradacji punktów i kropek, które zagęszcza lub rozprasza, tak by osiągnąć jak najdoskonalszy modelunek i delikatność tonalnych przejść. Ta niesamowita precyzja rysunku, na którą zwraca szczególną uwagę, nieco osłabia psychologiczną głębię portretowanych.
Najliczniej w Galerii Ring reprezentowana jest seria rysunków zrealizowanych w latach 2007–2015. Po okresie martwych natur zaczęły się pojawiać rysunki z przedstawieniami wytłoczonych z drewna postaci-marionetek, niby-ludzi. Choć sama forma tych postaci-marionetek jest bardzo oryginalna, to pomysł takiego przedstawiania świata i ludzkich emocji ma swoje antecedencje w sztuce europejskiej i polskiej i można tu wskazać kilka nazwisk znanych twórców: Tadeusza Makowskiego czy Witolda Wojtkiewicza, który inspiracji do swojej twórczości szukał w dziełach literatury europejskiej. Tą metaforyczną stylistyką posługuje się współcześnie Stasys Eidrigevičius. Jak bardzo stare są to tradycje, pokazuje przykład z obszaru literatury. Żyjący bowiem na przełomie XI i XII wieku Omar Chajjam w jednym ze swoich czterowierszy pisał:
Kukiełkami jesteśmy, niebo jest kuglarzem,
i to naprawdę, nie tylko w przenośni
przez chwilę poskaczemy tutaj, po tych deskach
i wracamy po kolei do skrzynki niebytu.
Pierwsze rysunki tego typu pojawiły się po 2004 roku i może miały związek z wykonywanymi ilustracjami do książki Stanisława Horodeckiego Gawędy o Ziemi Chojnowskiej. Opowieści zaczerpnięte z legend i oparte o wydarzenia z historii Chojnowa wymagały opracowania wielopostaciowych ilustracji. Praca nad nimi mogła mu wówczas podsunąć pomysł wykorzystania w swoich rysunkach postaci-marionetek. Pośród prac zrealizowanych w tej konwencji w latach 2006–2010 jest seria rysunków, w których można się dopatrzyć zawoalowanych treści politycznych i społecznych. Jeden z nich, eksponowany na wystawie, wykonany w 2010 roku, który poradzono mu ukryć głęboko w szufladzie, jest wręcz profetyczny.
W nowszych pracach z okresu ludzi-marionetek wycisza akcenty polityczne na rzecz bardziej osobistych. Jakby z upływem czasu inaczej patrzy na otaczający go świat. Więcej jest zatem w jego twórczości pobłażliwego uśmiechu, mniej sarkazmu i ironii. Te imaginacyjne kompozycje, złożone z wielu pomysłów, trudne są do objaśnienia. Dlatego też każdy odbiorca musi się zdać na swoją intuicję i własną interpretację. Zbigniew Halikowski nie operuje w swoich pracach jakąś metaforą, nie moralizuje, nie zawiera w nich również tego fatalizmu i pesymizmu, co w zacytowanym tu czterowierszu Omara Chajjama. Po prostu: to co widzi, przetwarza w swej wyobraźni, a następnie rejestruje na kartce papieru. Jest ciekawym świata obserwatorem. Zresztą często w rysunkach „portretuje” samego siebie. Niekiedy ukrywa się pod pewnymi przedmiotami-znakami. Z jednym z nich rzadko się rozstaje. Z którym – to należy pozostawić domyślności widza. Często pośród przedmiotów, które chętnie wprowadza do swoich rysunków, pojawiają się: kości do gry, karty, maski, zegary, zgaszone świece, figury szachowe, a więc przedmioty, które dawno wpisały się w kod kulturowy, obszar znaczeń symbolicznych, i które wywołują określone skojarzenia. Niektóre z nich należą do sfery Vanitas, symbolicznie wyrażonej idei marności świata i jego przemijalności. Ale taka interpretacja tych na ogół pogodnych rysunków byłaby nieuzasadniona.
Z jego rysunków można by wypreparować co najmniej kilka kompozycji. Rysuje addytywnie, dodaje jeden element struktury „obrazu” do kolejnego i dorzuca go często dopiero po jakimś czasie, kiedy znowu bierze rysunek do ręki, by nad nim pracować. Zawsze ma jakiś niezarysowany fragment na kartce, który czeka na wypełnienie. Rysuje z pamięci, kreuje obrazy w swojej wyobraźni i utrwala je na kartce papieru. Nie rysuje tego, co widzi, rysuje to, co pamięta. Źródłem jego rysunków jest kreatywna wyobraźnia. Wystarczy odpowiedni impuls, by rozpocząć jakiś temat, by umieścić na rysunku jakiś przedmiot.
W swoich pracach świadomie rezygnuje z reguł rysunku akademickiego. Ignoruje zasady perspektywy geometrycznej, operuje jednakowym natężeniem światła. Wszystko ukazuje w płytkiej przestrzeni, którą zawsze ogranicza i zamyka ciężkim, mocno zaczernionym tłem, co przy ostrym modelunku daje efekt chiaroscuro. Paradoksalnie to właśnie odrzucenie tych klasycznych zasad i nieokiełznana wyobraźnia sprawiają, że prace Zbigniewa Halikowskiego są tak bardzo oryginalne i łatwo rozpoznawalne.
Zbigniew Halikowski, Imaginarium
Od 5 do 28 lutego 2016 roku
Wernisaż: 5 lutego 2016 roku, godzina 18.00
Galeria Sztuki w Legnicy (Galeria Ring)