Istota
Byłem zlepkiem mięsa, które pełźnie po lesie, pomiędzy drzewami, mchem i korzeniami. Nie wiedziałem czy jestem tutaj rośliną, zwierzęciem czy człowiekiem. A może owadem, insektem, mikrobem, bakterią, wirusem. Wszystkie zapachy lasu wnikały w me wnętrze przeszywając mnie i wtapiając w miękkie powłoki przyrody. Otoczenie stawało się mokre i wilgotne. W tej mazi świat zaczął wirować, topić się i płonąć równocześnie. Dzikie dźwięki kołysały cały ten wszechświat albo mały świat zamknięty w pigułce, w kapsule czasu i energii. Wtem żółte dłonie wyłaniające się ze wszystkich stron zaczęły ten chaos porządkować. Zaplatać włosy w długie warkocze, układać ubranie, nogę zakładać na nogę, polerować buty. Ten czas naciągał się i powtarzał. Myśli biegły w perłowej poświacie, a las wchłaniał wszystkie niepotrzebne zdarzenia.
Och… ach, chciałem powiedzieć. To ja, Istota, która dotyka te wszystkie zjawy porastające to, co widzę. Wróć! Wróć! – mówię do ciebie – wszystko stało się wszystkim, przedmioty wchłonęły istoty, a istoty przedmioty. Leżę tutaj na tej drodze – serpentynie i patrzę w gwiazdy. Wszystko broczy, kolory wibrują. Teraz ja jestem górą, a moje ręce jak rzeka. Nagle powiedziałem, że czasem jestem ogniem, czasem śniegiem. Popadam w te stany wrzenia i topnienia, żeby krótką myśl zawrzeć w małym impulsie. Czekam na pogodę, na dobrą okazję, kiedy ciepło rozleje się po moim miękkim ciele. Wtedy zamieniam się w chmurę padającą na człowieka. Jestem puszystą watą o sprężystych rękach i nogach. Z tej perspektywy dogonię każdą myśl i złożę ją w logiczną całość, zgrabną układankę pasującą do tej sytuacji. Odsunę wszystkie dysfunkcje, kiedy on pilnuje mnie za plecami. Mam już szklane oczy, błyszczą, zbierają bliki, lśnią w słonecznej poświacie. Gest mojej dłoni wskazuje kierunek, on jest taki zmienny, targany powiewami wiatru. Świst zamienia się w huragan, marzną wszystkie kończyny próbując niestrudzenie złapać ciepłe muśnięcia w zaciszu skał. Dźwięki, zapachy, kolory materializują się obok mnie, stając się nieopisywalnym stworem. Czuję go wszystkimi wyspecjalizowanymi receptorami. Nie zejdę na manowce, mam dzisiaj dobry dzień, bo płynę w głębinach łapiąc bąbelki powietrza.
Nie ma takiej chwili jak ta. Czasem odchodzę w tunel, który zamienia się w pionową studnię. Wołam – Echo! Wtedy słońce wschodzi zza góry. Nie biegnij tam – mówiłem ci, promienie dopłyną tutaj, by nas roztopić w soczystej, wiosennej zieleni. To był żart, jestem genem samolubnym. Dostosowuję się do każdych warunków, zapuszczam korzenie w ciemnej magmie. Zmieniam upodobania, zaprzeczam wszystkiemu. Wchłaniam i wypluwam świat. Przetrawiam go, by móc się w nim zatopić. Muszę biec, płynąć a potem lecieć. Goni mnie całe stado, a ja przez opłotki, pułapki, pagórki, rzeki i jeziora. To wzgórze jest zbyt blisko, żeby go nie zdobyć. Przedzieram się przez bure chaszcze i płoszę ptaki ciernistych krzewów? Maksymalizuję zdolności przetrwania. Szukam metody. Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni jesteście, ten magnes nie daje się odeprzeć. Wyrasta na mej dłoni, by chronić się w gęstym deszczu. Poczwarka, która przy drobnym drganiu to zamyka się, to otwiera. Zjadaczka owadów, zmutowana kałamarnica o kurczliwych ramionach, zgrabnych przyssawkach i chitynowych haczykach. Przyodziewam wierzchnią szatę na spotkanie, porzucam jazgot, skowyt i zgiełk. Na twe martwe słowa odpowiadam – hau, glosolalia mojego środka wydobywająca się z zaświatów, z końca pączkującego kosmosu. Onomatopeje piętrzą mi się w głowie. To nie te połączenia, skład się sypie i zaburza, zakłóca, wprawia w stan osłupienia, wyprowadza w równowagi, zabiera bezpowrotnie spokój. A może chał! Skąd wiadomo że szczekam w znanym mi języku? Powtarzam te wyblakłe frazesy posługując się bełkotem wydobytym z samego jądra ciemności, z obrazu po którym ścieka gęsta, tłusta farba. Zabieram wszystko i porzucam pomiędzy lustrami.
Małgorzata Wielek-Mandrela
Powyższe teksty powstały na okazję pierwszej edycji ogólnopolskiego konkursu Zakłócenia organizowanego przez Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie. Temat konkursu brzmi Umwelt, w dosłownym tłumaczeniu z niemieckego znaczy tyle, co środowisko, otoczenie.
Wystawa prezentuje prace finalistów konkursu, wśród których znaleźli się: Magdalena Ablewicz, Martyna Borowiecka, Monika Brzegowska, Marta Czarnecka, Katarzyna Dyjewska, Artur Gutowski, Katarzyna Grudniewska, Edyta Hul, Janusz Jasiński, Aga Jot, Małgorzata Kaczmarek, Karolina Kardas, Anna Maria Kasprzak, Anna Kołacka, Aleksandra Liput, Izabela Łęska, Paweł Łyjak, Dawid Marszewski, Agnieszka Mastalerz / Michał Szaranowicz, Ignacy Oboz, Justyna Orłowska, Martyna Pająk, Karolina Pielak, Marek Rachwalik, Monika Rogalska, Dorota Stolarska, Martyna Szwinta, Michalina Trefon, Marzena Wąchała.
Zakłócenia / UMWELT
Organizator: Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie
Od 18 stycznia do 2 lutego 2018 roku
Wernisaż i finał konkursu: 18 stycznia 2018 roku o godzinie 16.00
Centrum Sztuki Współczesnej SOLVAY w Krakowie
Prezentacje trzech wyróżnień: 18 stycznia 2018 roku o godzinie 18.00
Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie