Ćwiczenie oka i ręki, pamięci i wyobraźni, reagowanie na to, co dzieje się tuż za progiem. Poznawanie siebie samego, a jednocześnie poznawanie wspólnych, polskich losów. Takie motto można przypisać bohaterowi wystawy Leszek Sobocki. Retrospektywa, która zostanie pokazana w Miejskiej Galerii Sztuki już 23 lutego.
Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie w latach pięćdziesiątych XX wieku „opanowana” jest przez kolorystów. Eugeniusz Eibisch, Hanna Rudzka-Cybisowa, Czesław Rzepiński, Zbigniew Pronaszko, Jerzy Fedkowicz, Emil Krcha, a w katedrze malarstwa monumentalnego Wacław Taranczewski. Koloryści zorientowani są na symbolikę i literackość, koncentrują się na dość wąskiej tematyce, przede wszystkim pejzażu i martwej naturze. Natura była punktem wyjścia, celem zaś pokazanie wzajemnych relacji i oddziaływań sąsiadujących ze sobą barw. Chodziło o zobrazowanie „dźwięczności koloru”, jak mawiał ich mistrz duchowy Józef Pankiewicz. Do tak zorientowanego środowiska trafi młody częstochowianin mający wcześniej kontakt z katowickim Liceum Technik Plastycznych i Wydziałem Grafiki Propagandowej – filii krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. A jest to kontakt bardzo ważny i decydujący o przyszłej drodze artystycznej Leszka Sobockiego.
W Liceum Technik Plastycznych w Katowicach rysunku uczy bowiem Adam Hoffmann – postać nietuzinkowa, choć współcześnie raczej niedoceniana. Ma on jednak swoich wiernych uczniów, zarówno w Katowicach, jak i w Krakowie, w którym mieszka. Pod jego okiem Sobocki uczy się w katowickim liceum dobrego warsztatu i systematyczności w prowadzeniu szkicowników. Codziennie mają się w nim pojawić trzy rysunki – z natury, z wyobraźni i z mistrzów.
W latach pięćdziesiątych Leszek Sobocki przyjeżdża do dawnej stolicy Polski i poznaje innych, „krakowskich” wychowanków Hoffmanna: Jacka Waltosia, Macieja Bieniasza i Zbyluta Grzywacza. Spotykają się na tak zwanych „środach u Adama” w jego mieszkaniu przy Placu Biskupim. Dyskutują o sztuce, literaturze, świecie i krakowskim życiu artystycznym. Hoffmann zdaje sobie sprawę, że na Akademii młodzi artyści niewiele nauczą się u kolorystów, więc radzi im pójść do kogoś, kto przynajmniej nie będzie im przeszkadzał we własnych poszukiwaniach. Kimś takim dla większości okaże się Emil Krcha. Jednak Leszek Sobocki wybierze inaczej. Pójdzie do pracowni Wacława Taranczewskiego , znanego z niezwykle rygorystycznych wymagań. Sobocki będzie się jednak czuł tu całkiem nieźle ze względu na umiłowanie przez profesora dobrego akademickiego rysunku. A rysować Sobocki umie świetnie dzięki lekcjom u Hoffmanna.
Mimo zrobienia dyplomu w 1959 roku, malarz nie zrywa swoich studenckich kontaktów. Wciąż pojawia się w mieszkaniu przy Placu Biskupim, co ostatecznie skutkuje pierwszą wystawą tzw. Grupy Wprost w 1966 roku. „Założycielską” wystawę artyści pokazują w Pałacu Sztuki i towarzyszy jej deklaracja:
Chcemy wyrażać wprost, nie pomijać wielorakich możliwości w plastyce: tematów, symboliki, form znaczących, tworzywa stosowanego dla treści. Każda użyteczna metoda i tworzywo służące ekspresji jest ważne dla wyobraźni, to znaczy – ujawniania kształtu przeżyć. Pokazujemy to, co robimy, swój warsztat, by ujawnić myśli i wyobrażenia w jej bezpośredniej, często pierwszej postaci.
Pamiętajmy, że lata sześćdziesiąte w Krakowie i w ogóle w Polsce, to raczej sztuka awangardowa i abstrakcyjna – skupiona na problemach formalnych. Taka deklaracja jest więc czymś zupełnie nowym. Na pierwszej wystawie pojawiają się prace Sobockiego, Bieniasza, Grzywacza, Waltosia i Barbary Skąpskiej. Jednak w przeciągu dwudziestu lat działania Wprost Skąpska pokaże swoje obrazy tylko na dwóch wystawach – pierwszej i ostatniej. Trzonem grupy jest więc czwórka uczniów Hoffmanna. I choć łączy ich wspólna, duża idea, to każdy koncentruje się na sobie najbliższych tematach.