Jako użytkownicy Internetu mamy nieograniczoną możliwość generowania najróżniejszych komunikatów i sensów, ale znacznie częściej bywamy odbiorcą treści produkowanych przez innych. Odbieranie i nadawanie komunikatu jest podstawowym zachowaniem społeczeństwa, które pragnie zbudować Facebook. W tekście Building Global Community Mark Zuckerberg określa role i zadania, jakie ma do spełnienia Facebook jako miejsce służące wytwarzaniu więzi społecznych, które z kolei są niezbędne do podjęcia walki przeciwko najbardziej aktualnym światowym problemom.
Zuckerberg swojemu dziełu przypisuje moc sprawczą w zmaganiach z terroryzmem, głodem na świecie, kryzy-sem migracyjnym, wojnami czy chorobami*. Facebook jawi się jako cudowny instrument otwierający okołoziemski krąg trzymającej się za ręce, inkluzywnej internetowej ludzkości. Oto narzędzie doskonałe, właściwe czasom globalnej wioski, które oferuje szereg rozwiązań opracowanych na podstawie bezkresnej bazy danych o użytkownikach i ich aktywności.
Informacja wyłania się w manifeście Zuckerberga w aurze fetyszu, przybierającego postać niewinnych komunikatów i notyfikacji służących tylko ściśle utylitarnej, zawsze dobrej sprawie. Informacja staje się filarem dobrze skomunikowanego, a co za tym idzie – dobrze zarządzanego, czyli bezpiecznego społeczeństwa. Idealnym obywatelem niebieskiej społeczności jest użytkownik aktywny, na podstawie którego działań i reakcji w sieci można budować nowe struktury oraz umacniać i poprawiać wcześniej opracowane mechanizmy służące wszechporozumieniu, rozprzestrzenianiu się dobrobytu, wolności, pokoju, podnoszeniu ludzi z ubóstwa, likwidacji terroryzmu i nauce (takie cele stawia sobie Facebook jako firma). Czy jest coś złego w takiej wizji społeczeństwa?
Nasza aktywność w sieci pozwala profilować informacje, dzięki czemu docierają do nas interesujące nas komunikaty lub po prostu komunikaty podobne do tych, które kiedyś pobudziły nas do reakcji. Algorytm proponuje wciąż ana-logiczne, mało zróżnicowane treści, co prowadzi często do powstawania baniek informacyjnych – otrzymujemy tylko konkretny typ wiadomości i właściwie, mimo że bombardowani jesteśmy ciągle nowymi powiadomieniami, nie przynoszą one żadnej istotnie nowej treści, innej jakości, stwarzając tylko iluzję rozeznania czy bycia na bieżąco.
Tymczasem obok przygotowanej specjalnie dla nas porcji „do dowiedzenia się” przepływa nieokiełznany i nieujarzmiony przez algorytm strumień danych. Poprzez poszerzanie swojej aktywności możemy pomóc naszemu algorytmowi się aktualizować i ponownie kształtować, a w efekcie preparować dla nas nowe schematy. Zawsze jednak pozostaje ta nietknięta, niesprofilowana reszta (a raczej ogrom) nieprzyswajanej treści – to, czego się nie dowiedzieliśmy i czego się nigdy nie dowiemy. Właśnie tutaj, w miejscu, w którym zadajemy pytanie o zawartość naszego internetowego pokarmu i o to, czego w nim brakuje – rodzą się strategie i postawy użytkowników, próbujących odnaleźć swój sposób działania w sieci i określić rodzaj internetowej obecności (tożsamości?).
Na wystawie Czego się dowiedziałeś z Facebooka prezentowane są prace dziesięciorga artystek i artystów. Do kwestii zawartej w tytule wystawy odnoszą się różnie, nie udzielając prostych odpowiedzi lub wręcz omijając je. Można odnaleźć głosy krytyczne, negujące wartość facebookowej wiedzy i zadające pytanie o jej jakość i możliwość utrwalenia – chociaż artyści sami przecież korzystają z mediów społecznościowych (Facebook, Instagram, Flickr), stanowiących dla nich płaszczyznę bezpośredniego wystawienia na reakcje odbiorców, pole niezależnej publikacji lub służących do poszerzania refleksji na temat wolności i cenzury w sieci.