Nadbałtyckie Centrum Kultury zaprasza do Centrum Świętego Jana na wystawę fotografii artystycznej Grzegorza Protasiuka pt. Prowincja.
Seria zdjęć pt. Prowincja jest poświęcona rożnym interpretacjom tego pojęcia. Skupia się na symptomach, przyczynach i geografii występowania. W obszarze sztuki, pojęcie prowincji i prowincjonalizmu nie jest obecnie utożsamiane z żadnym miejscem. Na obrzeżach cywilizacji powstają dzieła równorzędne z wielkomiejskimi. Decyduje poziom kreacji, oryginalność, nowe punkty widzenia na znane problemy. Prowincja to dzisiaj ciasne horyzonty, kult dla wczorajszych idei, zachowawczość i zabobon. To przeświadczenie o własnej nieomylności, patent na rację nabyty poprzez zasiedzenie. Jednym z ciągle odgrzewanych przysmaków prowincji jest prawda. Prowincja ją zna, posiada i niepodzielnie włada. Agnostyków z obrzędem wyklina lub, w najlepszym razie, wieczorami skrycie topi w przyprowincjonalnym bagienku. Praca Prawda jest fotograficznym wyznaniem: tak, jestem z bajki o prawdzie, która ma wiele twarzy. Nie boi się światła. Jest prymusem wątpliwości.
Fotografia artystyczna obok uprawianej równolegle grafiki projektowej, jest dla mnie jednym z najważniejszych obszarów wypowiedzi plastycznej. Obszarem, gdzie formułuję osobiste preferencje twórcze, swoje poglądy estetyczne, poglądy społeczne i ambicje artystyczne. Jest w tym obszarze miejsce na ideały i ideałki, zasady i zasadki oraz twierdzenia i jednoczesny brak uprzedzeń. To nic, że w zetknięciu z codzienną rzeczywistością, mieszkańcy tego obszaru okazują się najczęściej nieporadni, zbyt błasi medialnie i niezbyt elokwentni społecznie. Od lat, niezmiennie, jest to dla mnie miejsce na manifest twórczy – nie uwikłany w umowy komercyjne i nie redagowany na zamówienie. Miejsce na refleksję bez adresata i miejsce na moją małą, chwiejną trybunę.
Retrospektywa moich fotografii jednak ujawnia pewne tendencje. Można dostrzec ewolucyjny proces pozbywania się kokieterii i gadulstwa rekwizytów, upraszczania scen, ograniczania liczby uczestników oraz zaniku wątku egzotycznego i sensacyjnego. Można dostrzec próby ograniczenia ilości wątków na jednej fotografii, próby zwiększenia komunikatywności przekazu z jednoczesnym „ściszaniem głosu”. Ciągle poszukuję możliwości powiedzenia czegoś skuteczniej, dlatego najczęściej szukam sojusznika w prostocie.
Od końca lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy przeczytałem zbiór reportaży Kirgiz schodzi z konia byłem uważnym czytelnikiem – później zagorzałym wielbicielem twórczości Ryszarda Kapuścińskiego. Publikacja większości jego reportaży i książek była dla mnie oczekiwanym i ważnym wydarzeniem. Niepostrzeżenie zacząłem się utożsamiać z jego „optyką” oglądu rzeczywistości, rozumianej nie tylko jako zwiedzanie różnych zakątków świata. Jak większość rodaków w tych czasach, nie miałem możliwości tak intensywnego podróżowania jak Kapuściński.
Początkowo w przenośni, a po latach dosłownie, „oglądałem” wiele miejsc na świecie poprzez jego twórczość. Oprócz wrażliwości na biedę, krzywdę i solidarności ze słabszymi, nauczyłem się z tej literatury, że wszędzie jest tak samo a jednocześnie wszędzie jest inaczej. Wszędzie jesteśmy w gościnie i jednocześnie we własnym domu. Wszędzie można spotkać innego człowieka i jednocześnie – tak naprawdę, odkryć w nim nieznanego siebie. Nauczyłem się tolerancji dla wielu postaw i racji, atencji dla obcych mi kulturowo dokonań, teorii oraz wartościowania.
Większość fotografii z cyklu pt. Prowincja, abstrahuje od reportażowo rozumianego miejsca i czasu. Przedstawione sceny dzieją się w umownej przestrzeni, którą można łatwo rozpoznać na wielu moich pracach. Pomimo zróżnicowania rekwizytów, aktorów oraz scenerii, to właściwie jedno umowne miejsce. W owym Gdziesiówku, komedie lub tragedie (definicję zostawiam odbiorcy) są ujęte poza czasem. Dzieją się niespiesznie. Czasami wręcz tkwią w bezruchu w oczekiwaniu na wyobraźnię widza. Użyte środki są celowe: jedność miejsca i czasu, prosta identyfikacja rekwizytów i scenerii, pozorna swojskość scen, artykulacja światła (autorsko przefiltrowana estetyka flamandzkich malarzy martwych natur: Wilema Claesz Heda, Pietera Claesz, Willema Kalfa, tzw. Małych mistrzów holenderskich), ów charakterystyczny zakurzony bezruch oraz neutralność użytej optyki aparatów fotograficznych, stwarzają specyficzny „język” opowiadania o mojej prowincji. Wkładam wiele trudu w marginalizowanie egzotyczności i sensacyjnego wątku fotografowanych scen. Staram się by artykulacja fotograficzna i modelowanie światłem wspomagały przekaz bez zbędnej dekoracyjności. Tak łatwiej dostrzec problem – główną zawartość moich zdjęć.
Adresatem moich fotografii jest człowiek powątpiewający. Ten, który nie ufa bezkrytycznie oczom, niewzruszonym prawdom i zasadom. Ten, który nie przesiewa świata przez sitko uprzedzeń. Ten, który chciałby – kameralnie i we własnym tempie, odkrywać podstawy swojego człowieczeństwa. Mozolnie, codziennie na nowo.
Tekst: Grzegorz Protasiuk
Grzegorz Protasiuk, Prowincje
Od 16 września do 10 października 2016 roku
Nadbałtyckie Centrum Kultury w Gdańsku