Dzisiejszy świat wymaga od kobiet walki o przetrwanie na rynku pracy. Zacierają się przyjaźnie i wspólnota pomiędzy kobietami zaangażowanymi w zdobywanie sukcesu. Wspólna praca przy dzierganiu makatek i rozmowy były tym, co dawniej łączyło kobiety w małych społecznościach. Odwołując się do technik ludowych Martyna Ścibior próbuje przypomnieć o spotkaniach, na których, podczas wspólnej pracy nawiązywały się przyjaźnie.
Czy ugotowałaś dziś mężowi obiad?
To świadczy o tym jaką żoną jesteś. Od rana planuj! Kartofle, kotlety. Po podwórku roznosi się dźwięk ubijanego mięsa. Dobra Żona.
Mopy, płyny do naczyń, zmiotki wydają się być integralną częścią naszych ciał.
Przejęłam to po Tobie.
Życie to schemat, który łykamy bez świadomości samych siebie.
Żyjemy z tym, czym nasiąkliśmy. Wilgotna gąbka. Z potrzebą wyciskania. Przetrawiam sprawę po sprawie,zdarzenia, relacje, emocje. Można też zaakceptować siebie z całym inwentarzem. Ze zbyt grubymi udami,zbyt wąskimi ustami. Każda ma coś nie tak, choćby była najdoskonalsza, widzi w sobie zbyt chude/grube.
Jak Polska długa i szeroka krążą po niej kobiety, które sobie same nie pasują.
W pewnym, dość niespodziewanym momencie, tak z dnia na dzień zdajemy sobie sprawę, że to, na co czekaliśmy to nasz dzisiejszy dzień. Nadeszła dorosłość. Bo już chyba nadeszła. Nie zostałam policjantką, strażakiem, księżniczką, piosenkarką. Nie urosłam do 174 cm i już nie urosnę. Parę lat temu były jeszcze takie szanse.
Malujemy paznokcie i rzęsy. Już możemy iść. Wyszłam. To nawet nie maska, to sztuczna natura kobiet. Czyszczenie ciała, zdobienie go, dziwaczne uczucie towarzyszące wyjściu z domu bez makijażu. Nie czuję się swobodnie.Lubujemy się w poświęcaniu samych siebie. Każdy bierze po kawałku, a my te swoje fragmenty ochoczo rozdajemy. I stajemy się kadłubkami. Myjemy i zdobimy te kadłubki na wszelkie dostępne na rynku sposoby.Malujemy paznokcie na wesele, do kościoła, a po wszystkim polerujemy gwoździe, tłuczemy kartofle.Wyczekiwałam, wyczekuję, będę wyczekiwać.Wstałam z kolan. Merdam ogonem.
Martyna Ścibior, fragment tekstu z katalogu do wystawy
Wystawa Boxing Helena w Galerii Sztuki w Legnicy prezentuje najnowsze prace Martyny Ścibior. Twórczość artystki wpisuje się w nurt sztuki feministycznej. Tytuł wystawy nawiązuje do filmowego debiutu Jennifer Chambers Lynch z 1993 r. o kobiecie więzionej przez znanego chirurga, który chce zawładnąć jej ciałem i życiem. Obrazy Martyny Ścibior przywodzą na myśl wzorzyste tkaniny, a sam proces twórczy – żmudne i monotonne pokrywanie płótna rastrem rysowanym przy użyciu akrylu i długopisu – odwołuje się do cierpliwego dziergania na drutach, czyli czynności dawniej przypisywanej damom z dobrego domu. Nie oznacza to poddania się stereotypowi kobiety skupionej na robótkach typowo damskich.
W katalogu do wystawy Anda Rottenberg pisze:
Niektóre płótna Martyny Ścibior z wyglądu przypominają obrazy australijskich Aborygenów: wyobrażają wielkie, koncentryczne, nieregularne romby zbudowane z drobnych plamek koloru, kładzionych jedna po drugiej wzdłuż nierównej, nerwowej linii. Inne wyglądają jak powiększony ekran komputera z ledwo czytelnym rysunkiem wyłaniającym się z rozedrganych pikseli, naniesionych długopisem na gruncie płótna. Wspólna dla jednych i drugich jest żmudna, monotonna procedura ich powstawania – podobna pod względem rytmu i powtarzalności drobnych ruchów dłoni do odwiecznego „boskiego transu” pierwotnych mieszkańców Australii, ale i powszedniego, kobiecego dziergania na drutach, szydełkowania, haftowania. Podobny do rastra abstrakcyjny deseń wyłania się z oszczędnej, miarowej, wprawnej i na poły mechanicznej pracy, która zajmuje tylko ręce i nie wymaga napiętej koncentracji lecz odrobiny czujności związanej ze zmianą ściegu lub koloru. Pracy, która pozwala na podzielność uwagi, na obecność innych, na spokojne pogawędki lub śpiewanie – jak niegdyś przy darciu pierza czy łuskaniu fasoli, przy którym powstał słynny traktat filozofa polskiej wsi Wiesława Myśliwskiego.
Korzenie twórczości młodej warszawskiej artystki tkwią właśnie tam, w zanikającym wiejskim obyczaju wieczornych posiadów przy robótce. Ta wiedza wprowadza korektę w postrzeganie jej obrazów; przestajemy je kojarzyć z Australią, a zaczynamy w nich widzieć barwne szydełkowe narzuty, czy może splecione z resztek wełny wielofunkcyjne chusty, przydatne jako zimowe okrycie i jako ozdoba stołu, i tym duktem dochodzimy do obszaru genderowych, tautologicznych gestów, uprawianych przez polskie artystki poprzedniego pokolenia: do szydełkowych robótek, obierania kartofli, zakładania przydomowych ogródków Julity Wójcik; do kuchennych zajęć i heroicznego macierzyństwa Elżbiety Jabłońskiej; do włóczkowych supłów i zszywanych na maszynie, jedwabnych rzeźb Zuzanny Janin. Przyswojone i postawione widzowi przed oczy „kobiece czynności”, na równi z obrazoburczymi Madonnami Katarzyny Górnej, Cheerleaderką Katarzyny Kozyry czy serią Dziewic Marty Deskur, a wreszcie z arachnologią Bogny Burskiej, znamionowały drugą feministyczną falę w polskiej sztuce i współgrały z najbardziej rwącym nurtem sztuki krytycznej, charakterystycznym dla przełomu tysiąclecia – jakkolwiek patetycznie by to brzmiało.
Jednak gesty Martyny Ścibior nie są ani tautologiczne, ani demonstracyjne. Artystka nie wytwarza przedmiotów, lecz naśladuje samą istotę mantrycznej, powtarzalnej czynności. I nie po to, aby zamanifestować kobiece zniewolenie, ale – przeciwnie – wskazać drogę wyzwolenia od powszedniości, od przypisanych kobiecie społecznych powinności. Rysowany z użyciem akrylu i długopisu raster, który stanowi budulec jej obrazów, czyta się jako transfigurację samego procesu tworzenia i towarzyszących mu napięć emocjonalnych. Dopiero pełen nabrzmień i rozdarć rysunek wyłaniający się z rozedrganej i pulsującej materii dopowiada intencje artystki. Wypowiedź wzmacnia zastosowanie lakieru do paznokci, a także przez tytuły. Mówią o wstawaniu z kolan, a więc o wyzwalaniu się, a więc, pośrednio, także o wcześniejszym zniewoleniu. Ale też i o tym, że tę wolność można osiągnąć nie przez oddalanie się od swej społecznej roli, i nie przez przenoszenie przypisanych kobiecie zajęć z domowego zacisza do publicznej galerii, czyli przez wskazanie na rangę i wartość niedocenianego i niedostrzeganego kobiecego trudu, ale przez umiejętność wydobycia określonych czynności ze sfery obowiązków i przyznanie sobie arbitralnego prawa do uznania ich za obszar własnej autonomii.
Nie wolność od, ale wolność do. W facebookowym, równouprawnionym społeczeństwie trzecia fala feminizmu zwiastuje więc walkę o możliwość zamknięcia się w domu i trwonienia czasu na niepopularnych i niemodnych zajęciach. O prywatność. Osobność. Własne terytorium. I, kto wie, może nawet o szanse ugotowania obiadu jako alternatywy ścigania się o biurko w korporacji.
Anda Rottenberg, lipiec 2013
Martyna Ścibior – urodzona w 1985 roku. Wychowała się w Wąwolnicy na Lubelszczyźnie. Dyplom Etapy w Pracowni Przestrzeni Malarskiej prof. Leona Tarasewicza i dr Pawła Susida w 2012, aneks Psssy w Pracowni Działań Przestrzennych prof Mirosława Bałki na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, wydział Sztuki Mediów. Jest laureatką Grand Prix 22. OPMM Promocje 2012 organizowanego przez legnicką Galerię.
Martyna Ścibior, Boxing Helena
Wernisaż: 2 sierpnia 2013 roku, godz. 18.00
Wystawa potrwa do 25 sierpnia 2013 roku
Galeria Sztuki w Legnicy
Pl. Katedralny 1
Legnica