Fizyczny
Na koniec doszło do ostatecznego zespolenia malarza z jego dziełem i zerwania z pośrednikami w tworzeniu. Ostanie prace tworzone krótko przed śmiercią powstawały już bez użycia pędzli czy szpachli. Zrezygnował z nich, złączył się jeszcze mocniej z tym co robił. Dobrze ukazywały to jedne z jego ostatnich wystaw, czyli męćmierska Krew utajona i łódzka prezentacja pod wiele mówiącym tytułem, zaczerpniętym z eseju Audena, Ręka farbiarza.
Sempoliński już wcześniej odciskał na swych płótnach dłoń, i czynił to w identycznym geście jak pierwotni mieszkańcy jaskiń, zaznaczający swą obecność w tamtej konkretnej przestrzeni. Malarz w obrys głowy wstemplowywał swą żółto umalowaną dłoń. Ten obraz umieszczono na okładce katalogu wystawy a me stesso. Obrysowywana powracała w kilku pracach z łódzkiej wystawy. Jednak od cyklu Krew utajona, czy Rąk Trifonowa malowanie Sempolińskiego wzbogaciło się o ten niezbywalnie fizyczny aspekt. Jakby na zaprzeczenie tych wszystkich obrazów nie uczynionych ręką ludzką. One właśnie przede wszystkim są uczynione ludzkimi rękoma. Takie są wszystkie prace powstałe podczas ostatnich nieborowskich wakacji malarza i pokazanych na dramatycznej wstawie w łowickiej Galerii Browarna. Sempoliński na bardzo wielu z tych prac przestał malować, on intensywnie coś zamalowywał. Takie było moje pierwsze wrażenie, gdy tylko na tę wystawę wszedłem. Potwierdzenie tej intuicji znalazłem w opowieści Aleksandry Melbechowskiej-Luty, wieloletniej przyjaciółki artysty i jego wiernej komentatorki. Malarz krótko przed śmiercią opowiedział jej swój niezwykły sen: „znalazł się we wnętrzu wielkiej budowli i kiedy szedł w górę po ogromnych schodach, wyszła mu naprzeciw jakaś postać trzymająca granatowy obraz podobny do tych, jakie niegdyś malował. Wziął płótno do ręki i przyglądając mu się, dostrzegł, że pod warstwą farby coś się poruszyło, że w głębi czai się jakaś ruchliwa struktura, niepojęta materia, która usiłuje wydostać się i wyjść ku niemu spod spodu. Wtedy z przerażenia się obudził. Niebawem wyraził to metafizyczne przeżycie w kompozycjach malowanych akrylem w tonacji ciemnej ultramaryny niekiedy przecieranej lub dopełnianej smugami innych pigmentów, przede wszystkim czerwieni. Kładł na papierach wcierane palcem grube reliefowe impasty, jakby chciał zatrzeć, unieważnić tę wyłaniającą się z czeluści obecność jakiegoś nieokreślonego, a budzącego lęk istnienia czy przeznaczenia.
Czeluść pochłonęła Jacka Sempolińskiego krótko po tym śnie, medycznie została określona jako zawał serca.
*
Powyższe uwagi nie mogą zamknąć tej przebogatej twórczości, która choć tak bliska, na wyciągnięcie ręki nieledwie, jest zarazem w znacznej mierze sztuką nieznaną. Jego tak zwanych pejzaży z lat 60 i 70-tych nie oglądaliśmy od lat. Znamy je wyrywkowo z nielicznych i niezbyt dobrej jakości reprodukcji. Od niedawna niestety jest to już twórczość zamknięta, ale dzięki temu też otwarta na nowe analizy i interpretacje.
Kurator: Bogusław Deptuła
Jacek Sempoliński 1927-2012. Próba retrospektywy
Wystawę można oglądać od 13 grudnia 2013 roku do 19 stycznia 2014 roku
Państwowa Galeria Sztuki w Sopocie