Symulator totalitaryzmu Pawła Kowalewskiego jest realnym doświadczeniem tezy wybitnego włoskiego filozofa. Giorgio Agamben twierdzi, że system prawno-etyczny obozu koncentracyjnego jest nieustająco obowiązującym paradygmatem, że nigdy nie opuściliśmy Auschwitz, a współczesny świat organizujemy wciąż w duchu systemów totalitarnych.
Obrazy zagłady, śmierci, wszelkiego zła jakie codziennie mają miejsce na świecie docierają do nas tymi samymi kanałami i w ten sam sposób, co każdy inny medialny komunikat. Pytanie – jak na nie reagujemy? Paweł Kowalewski w swojej najnowszej pracy stawia nas bezpośrednio wobec przerażającego systemu. Kilkuminutowym eksperymentem, przez jaki przechodzimy w odosobnieniu w zamkniętej kabinie, artysta chce obudzić w nas świadomość, niezamierzonego wprawdzie, ale jednak współuczestnictwa.
Paweł Kowalewski w Symulatorze wykorzystuje swoje dawne doświadczenia i zasady, które ćwierć wieku temu zostały sformułowane w manifeście Gruppy, nieformalnego stowarzyszenia kilku artystów, przy tym słowa te pozostają zadziwiająco aktualne:
Zaczynamy w czasach, gdzie wszystko jest określone, nie ma żadnych odniesień. Wszystko pływa w bajorze. Wszystko wolno, bo wszystko jest bez znaczenia. Dlatego chcemy coś wyraźnie i prosto nazwać językiem malarstwa, znaleźć grunt bez kręcenia…
Kowalewski znajduje ów współczesny grunt, ale sięga tym razem do sfery mediów. Przez kilka lat zbierał odpowiednie zdjęcia publikowane w Internecie, starannie je wybierał i przetwarzał, zestawiał ze sobą. Przedstawiają psy wojny – śmierć, głód i pożogę, jakie były skutkiem faszyzmu, stalinizmu i innych izmów. Zestawione są z obrazkami sielskiego, nawet radosnego życia, które toczyło się i toczy równolegle, czasem tuż obok. Zdjęcia mieszają się, tworzą wspólny tygiel, uzupełniane są dodatkowo rejestrowanymi na żywo twarzami nieświadomych widzów oglądających projekcję. Zajmująca główne miejsce ekspozycji maszyna jest tytułowym Symulatorem totalitaryzmu, nieludzkim urządzeniem, które bezdusznie mieli codzienność świata.
Medialność sztuki jest niezwykła. Obraz bywa silniejszy od słowa. Nawet jeżeli jest to doraźny propagandowy plakat, którego artystyczna wartość w większości przypadków jest ulotna. Filozof Władysław Tatarkiewicz określił, że za dzieło sztuki można uznać to co jest zdolne zachwycać, bądź wzruszać, bądź wstrząsać. Ważne też jest, by te funkcje dzieła były ponadczasowe. Artyści to wiedzą i potrafią w praktyce zrealizować. Takie były już pierwsze obrazy Pawła Kowalewskiego. W latach 80. podejmował nimi ryzykowną grę z komunistycznym reżimem drażniąc go językiem swojej groteski zarówno w treści jak i w formie. Takie prace jak Mon cheri bolsheviq czy Zdzichu skacze co noc niewątpliwie wychodziły na przeciw potrzebom znękanego społeczeństwa i w tym sensie spełniały pewną misję, były zresztą entuzjastycznie odbierane przez widzów. Mimo, że obecnie straciły swój polityczny kontekst moc ich artystycznego wyrazu nie minęła i sięgają po nie dzisiaj kuratorzy retrospektywnych wystaw.
Obrazy zderzają się z innymi – to zdjęcia uśmiechniętych ludzi, rodzajowe sceny, sielanki, pochodzące niekiedy nawet z tych samych czasów, a nawet miejsc straszliwych ludzkich tragedii. Nikt nie lubi wojny, nikt nie akceptuje hekatomby, jaką tyle razy zgotowano ludzkości, ale też za sprawą mediów nasza wrażliwość się stępiła. Przyzwyczailiśmy się do codziennej porcji okropieństw w telewizji i prasie. Oglądamy je niejako z przymusu, z niechęcią, ale i coraz większą obojętnością. Tak samo i na ten collage przemocy patrzymy poprzez znieczulający autofiltr. Ale oto wśród czarnej serii zauważamy i swój uśmiechnięty wizerunek. Zdjęcie zrobione przy wejściu zostało automatycznie umieszczone wśród innych.
Sztuka nie znosi posłannictwa. Sztuka świata nie zmieni, a artysta nie będzie mesjaszem. Wprawdzie często pojawia się jako postbeuyesowski szaman lub guru, ale nie oznacza to jeszcze jego zobowiązań misyjnych wobec społeczeństwa. Paweł Kowalewski nie wypełnia misji, jest po prostu przekonany, że jego obowiązkiem jest zabrać głos w kwestii, na temat której wszyscy sznurują usta i bezradnie rozkładają ręce. Wierzy, że swoim radykalnym działaniem przynajmniej na część z nas sprowadzi otrzeźwienie i że spojrzymy na świat trochę inaczej.
Fragmenty tekstu Pawła Sosnowskiego
Paweł Kowalewski urodził się w 1958 roku w Warszawie. W latach 1978–1983 studiował na Wydziale Malarstwa w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie uzyskał dyplom z wyróżnieniem w pracowni Stefana Gierowskiego. Od 1985 roku pracuje jako adiunkt na Wydziale Wzornictwa Przemysłowego Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. W 1982 roku (wraz z Ryszardem Grzybem, Jarosławem Modzelewskim, Włodzimierzem Pawlakiem, Markiem Sobczykiem i Ryszardem Woźniakiem) założył formację artystyczną Gruppa; aktywnie uczestniczył we wszystkich jej wystawach i akcjach, był również współwydawcą jej pisma Oj dobrze już.
Twórczość Kowalewskiego jest zróżnicowana gatunkowo – obejmuje malarstwo na płótnie i na papierach, wycinanki, rzeźbę (drobne formy w modelinie, gablotki), instalacje i ready mades. Charakterystyczne dla jego stylu są konceptualno-dadaistyczne komentarze, którymi artysta opatrywał swoje prace. Doczepiane do płócien szarfy, wyeksponowane tytuły wykorzystywał jako kontrapunkt do rzeczywistości przedstawionej, miejsce służącące komentarzom na temat aktualnych wydarzeń historycznych czy politycznych. Te ostatnie, obok problematyki ogólnoegzystencjalnej, stanowiły niezwykle ważny punkt odniesienia dla twórczości Kowalewskiego. Kilka obrazów z tego właśnie nurtu stało się ikonami malarstwa lat osiemdziesiątych (np. Mon cheri bolsheviq). Od lat dziewięćdziesiątych tworzył serie kolaży, w których skupił się na estetyce codzienności: Ćwiczenia z estetyki, w jakiej wzrastałem, Znaki orientacyjne, które są konieczne, by uniknąć szaleństwa.
Paweł Kowalewski Symulator totalitaryzmu
Wystawa potrwa do 11 kwietnia
Galeria Propaganda
ul. Foksal 11
Warszawa