Tytuł wystawy prac Moniki Mausolf, prezentowanych w Galerii Sztuki Wozownia w Toruniu – Dendra – nawiązuje do ich dominującej tematyki, a także głównych inspiracji artystki. Monika Mausolf czerpie bowiem z takich – wciąż aktualnych – tekstów kultury, jak dawne bajki i baśnie, niegdysiejsze opowieści i klechdy, tajemnicze podania i legendy. Artystka odszukuje i na nowo dekoduje najważniejsze zawarte w nich archetypy oraz toposy, redefiniując je i po wielokroć przekształcając, przez co dokonuje ich twórczej de-konstrukcji. Ponadto w jej pracach odnajdziemy fascynację mrocznymi, ciemnymi krajobrazami lesistej Hesji, gdzie obecnie mieszka, a która kiedyś tak żywo pobudzała wyobraźnię braci Grimm.
Inne istotne tematy eksplorowane przez artystkę to: współczesna (post)ludzka kondycja, transhumanizm, reifikacja i fragmentaryzacja ciała w merkantylnej rzeczywistości, nowa zmysłowość, nieusuwalne, jak się wydaje, aporie bioetyki oraz – a może przede wszystkim – rozmaicie interpretowana sztuka feministyczna, a szerzej: zaangażowana, prospołeczna (prokobieca, a jednocześnie proekologiczna i propacyfistyczna) sztuka po-nowoczesna.
Artystka następująco charakteryzuje swoją twórczość: „Uprawiam malarstwo, rysunek, tworzę obiekty. Działam cyklami, uciekając się do najróżniejszych technik, eksperymentuję z formą, strukturą, linią i kolorem, żonglując kontekstami zawsze staram się znaleźć wspólny mianownik dla swoich działań”.
Dendra to nie pierwsza wystawa Moniki Mausolf w Wozowni. Warto przywołać jej wcześniej zorganizowaną tu ekspozycję, From F.stories. Wystawę tę następująco opisał toruński „Ikar”: „Mausolf jest bezkompromisowa (…). W jej pracach odnajdziemy duszną od paradoksów i okrucieństwa, pełną z jednej strony dramatyzmu i napięcia, z drugiej zaś absurdalnego humoru atmosferę jakby wyjętą z opowiadań Topora. (…) Ponadto prace nawiązywały do Wittgensteinowskiej idei «tresowania» poprzez odpowiednią socjalizację i system dydaktyczno-wychowawczy, który we współczesnej kulturze jest szczególnie opresyjny w stosunku do dziewczyn(ek)/kobiet. Prace Mausolf pokazały, że męski wzrok w rzeczywistości nie jest ani wszechwiedzący, ani wszechmocny (…)” [Wesołowska 2012].
Artystka powraca do Wozowni z równie radykalnym, odważnym przesłaniem, przedstawiając toruńskiej publiczności zarówno obrazy (przede wszystkim oleje na płótnie), jak i rzeźby oraz najnowsze instalacje.
Wystawa Dendra prezentuje prace o intrygujących, niejednokrotnie opartych na słownej grze symptomatycznych tytułach, takich jak: Uścisk, Tchnienie, (Za)słona, Busz, Korzenie, Matka Ziemia, Symbioza, Trans, Relikty, Źródło, Jeleń, Psy, W matni, Czerwony Kapturek, Headless, Obieg, Upsowienie, Boomerang. Ich stonowana, chłodna, czarno-biała i szaro-błękitna tonacja została najczęściej przełamana intensywną, lśniącą, wręcz hipnotyzującą czerwienią, niosącą skojarzenia z zagrożeniem, lękiem, chorobą, cierpieniem, bólem, przemijaniem i śmiercią, ale też z menstruacją, macierzyństwem, kobiecością, płodnością, oczyszczeniem, cyrkulacją, cyklem – życiem [zob. Brach-Czaina 2003. Por. Bradburne 2002].
Jest ono przepełnione sokami, wilgotne, nawet mokre, pełne organicznych, nieustannie wymienianych i pulsujących, czasem tryskających płynów – nie tylko krwi, ale także limfy, śliny, śluzu, soku żołądkowego, wody, płynu mózgowego, wód płodowych, preejakulatu, spermy, moczu. Doświadczamy go nie wyłącznie uprzywilejowanym w naszej kulturze, „męskim”, „racjonalnym”, „uporządkowanym”, „metodycznym” i „naukowym” wzrokiem, ale również powonieniem, słuchem, smakiem, wreszcie – dotykiem, własną skórą.
Jak bowiem pisze w Błonach umysłu Jolanta Brach-Czaina [2003]:
Czy dokonujące się w trzewiach staranne i skuteczne dotykanie świata mamy tylko dlatego pomijać – gdy podejmujemy próby rozumienia własnego położenia i samych siebie – że zazwyczaj nie widzimy pracy jelit? I że sugestie, które do myślenia wnieść może to pełne życia wewnętrzne dotykanie, kłócić się mogą z historią myśli filozoficznej? Nie. Poważniejsze wątpliwości może raczej nasuwać niejednoznaczność, a nawet enigmatyczność rozważanych tu znaków. Dotknięcie nie narzuca jasnych znaczeń, ale jest istotnym zdarzeniem, które wymaga interpretacji. Co mówią o nas powyrywane z całości strzępy świata, dla naszych potrzeb ugniatane, rozcierane, rozpuszczane, przerabiane tak długo, aż możemy je wchłonąć w siebie? Wydaje się, że we własne ciało mamy wpisane używanie i wykorzystywanie wszystkiego, co zdołamy schwytać. Tacy oto jesteśmy. Przerabiamy świat na własną tkankę. Czyż nie jest to zgodne z tradycyjną, butną wizją człowieka i jego relacji z otoczeniem? Ale czynność przywierania i zagarniania można rozumieć zupełnie inaczej. Bo czyż nasza bezwzględna moc nie jest wielkim uzależnieniem? Kto tu kim włada? Czy nie jesteśmy na proszonym chlebie? Kurczowo ściskamy okruchy świata, żebrząc o życie. I odwraca się oś. I trafia na właściwe miejsce. Centrum okazuje się poza nami, a my do niego przyczepieni uchwytami dotknięć [por. Ensler 2003].
Właśnie do owej akwatyczno-chtonicznej natury bytu i nas samych odnoszą się prace Mausolf, zwłaszcza płótna prawie całkowicie czarno-szare, tylko delikatnie rozjaśnione plamami bieli i indygo, takie jak: Mari, Laser, Light my fire czy Syrena.