Literatura biograficzna przeżywa obecnie swój złoty okres. Na rynku wydawniczym pojawia się coraz więcej pozycji dedykowanych mniej lub bardziej powikłanym losom, należącym najczęściej do – mniej lub bardziej – znanych osób. Książki te, prócz tego, że prezentują rozmaity poziom literackiego bądź naukowego warsztatu, pokazują, że biografię traktować można rozmaicie – jako pożywkę dla wyobraźni, przyczynek do szerszego studium epoki czy środowiska, w końcu próbę antropologiczno-egzystencjalną, na ogół polegającą na umieszczeniu jednostkowego losu w ramach refleksji o zbiorowości.
Wielowymiarowość biografistyki nie jest tematem nowym; w szerszym rozumieniu, jeśli odwołamy się do wykładni naukowej, obejmuje ona zarówno monograficzne, akademickie opracowania życiorysów wybitnych jednostek, jak i beletrystykę czy hasła encyklopedyczne. Biografistyka stanowi zresztą najstarszy rodzaj pisarstwa historycznego – choć zarazem ten najbardziej kontrowersyjny dla naukowych rozważań. Wydaje się zatem, że w momencie, kiedy w ramach gatunku dzieje się coraz więcej, warto zadać pytanie o strategie autorów, a także o to, co współczesne biografie mówią o nas, czytelnikach i naszym podejściu do opowiadania ludzkiego losu.
Z punktu widzenia biografa szczególnie wymagające życiorysy należą do artystów – nie jest łatwo znaleźć sposób na to, jak powiązać prywatne losy z meandrami drogi artystycznej na przestrzeni lat. W tych przypadkach życia bez twórczości nie można rzetelnie uchwycić, choć jednocześnie natura relacji obu sfer jest niezwykle skomplikowana, a dla biografa może okazać się zdradziecka i zaprowadzić na intelektualne manowce. Dodatkowo biografistyka artystyczna nie może poszczycić się, przynajmniej w Polsce, obszernym korpusem opracowań, choć niewątpliwie aktualnie obserwujemy gwałtowny ich przyrost. Zwłaszcza jeśli chodzi o biografie artystek, co wpisuje się w szerszy, feministyczny zwrot badawczy i literacki. Przyjrzyjmy się zatem trzem tegorocznym pozycjom, poświęconym trzem różnym kobietom, trzem osobowościom artystycznym. A poprzez te książki i nam – czytelnikom oraz naszemu spojrzeniu.
Szary zeszyt Katarzyny Kobro
Pierwszy głos należy do Małgorzaty Czyńskiej… i Katarzyny Kobro. Na książkę Kobro. Skok w przestrzeń (Wydawnictwo Czarne) składa się kilkadziesiąt krótkich rozdziałów-szkiców, poświęconych losom artystki – jednej z najbardziej wyrazistych, ale i nierozpoznanych osobowości międzywojennej awangardy. Rosjanka niemieckiego pochodzenia, której przyszło żyć w Polsce, niezwykle zdolna i obdarzona silnym charakterem. Prócz swojej przełomowej koncepcji rzeźby, która przetrwała w nielicznych obiektach i rekonstrukcjach, znana jest z tego, że była żoną Władysława Strzemińskiego. Już od pierwszych chwil lektury zorientujemy się, że ten ostatni fakt jest tyleż interesujący, co dla piszącego biografię musi stać się problematyczny. Chyba większość zainteresowanych polską sztuką ma w pamięci anegdoty o tym, jak zaszczuta przez męża Kobro porąbała na opał swoje rzeźby, żeby przetrwać ostatnią zimę okupacji albo o tym, jak była bita przez niego – okaleczonego wielką wojną – drewnianym szczudłem. O Strzemińskim, człowieku genialnym i trudnym, wiadomo więcej, a problematyczna natura tej relacji emanuje z tych dwóch życiorysów do dziś, mimowolnie i niepoprawnie każąc pytać: która z tych dwóch indywidualności będzie górą? Czyńska, odnosząc się do planów filmowych Andrzeja Wajdy, jeszcze bardziej dzisiaj wyraźnych, deklaruje: „Boję się, że Katarzyna Kobro może się do filmu (…) nie załapać. W każdym razie nie w roli głównej”.
Do tej psychomachii włączyła się lata temu córka Strzemińskich, Nika, pisząc fascynujące i wstrząsające zarazem wspomnienia o rodzicach (Sztuka, miłość i nienawiść, 2001). Od tej pory i z tym tekstem wypada mierzyć się biografom Kobro oraz Strzemińskiego, a nawet więcej – trzeba mierzyć się jeszcze z biografią „tej trzeciej”, Niki. To właśnie robi Czyńska, dając wyraz rozumieniu biografii jako sieci międzyludzkich relacji, w której każda nić może odsłonić nowy aspekt wizerunku, rozjaśnić go lub zaciemnić. Znamy to już z „prawie potrójnego” portretu Beksińskich Magdaleny Grzebałkowskiej: biografia jednostki staje się także biografią rodziny.
Na szczęście na kartach książki Czyńskiej nikt nie okazuje się „silniejszy”, chociaż autorce trudno uniknąć unifikującej narracji o „Strzemińskich”. Za obojgiem artystów przemawia ich twórczość, a za Niką – skomplikowany los i wysiłek, by się z nim pogodzić. Chociaż w świadomości ogółu to raczej za Władysławem Strzemińskim stoją teksty, osiągnięcia dydaktyczne i teoria, książka Czyńskiej skłania do myślenia, że Kobro taka legitymizacja nie jest potrzebna. Ona ma swoją nieuchwytność. Czyńska ten aspekt – którego, jak się wydaje, ze względu na niedostatek źródeł nie da się „przeskoczyć” – wydobywa bardzo umiejętnie, mówiąc tyle, ile wiadomo i subtelnie zawieszając głos tam, gdzie niedopowiedzenie staje się konieczne. Umiejętnie pokazuje zwłaszcza problem narodowej tożsamości artystki oraz to, co mogło stać za wyborem „listy rosyjskiej” w czasie okupacji i działaniem powojennych władz (proces o „odstępstwo od narodowości polskiej”). Największym z przemilczeń jest zaś mityczny „szary zeszyt”, nieudostępnione do dziś w całości zapiski Kobro, dotyczące jej małżeństwa, pisane w czasie sądowych batalii ze Strzemińskim (Nika Strzemińska przytoczyła fragmenty w swojej książce).
Inne aspekty książki Czyńskiej, jeśli spojrzymy na nią jak na klasyczną biografię, każą jednak wyrazić pewną wątpliwość co do konieczności zawieszania głosu w niektórych miejscach. Autorka oparła się bowiem głównie na tym, co zostało już na temat Kobro napisane – w ten sposób, odwołując się do autorytetów i cytując passusy ze znanych źródeł (np. Janusza Zagrodzkiego) lub tekstów samej artystki, rozwiązuje problem zagłębienia się w jej twórczość. Choć z drugiej strony, patrząc na eseistyczną, reportażową formę książki, nie sens dzieł był dla niej najważniejszy. Istotną wartość wnoszą raczej nieznane dotychczas relacje znajomych i krewnych, Georga Kobro, Agnieszki Minich, Anny Wegner-Sumień, Moniki Krygier i innych. Mimo to trudno oprzeć się wrażeniu, że dobry warsztat dziennikarski autorki oraz jej przejrzysta, giętka polszczyzna zakrywają to, czego brakuje – szeroką bazę źródłową. Nie jest to zatem pozycja dla tych, którzy chcieliby szczegółowo, chronologicznie prześledzić twórczość Kobro i uporządkować fakty na temat jej biografii. Książka zadowoli natomiast tych czytelników, którzy z sylwetką artystki nie są zaznajomieni albo tych poszukujących wytchnienia po bardziej wymagających lekturach. Może zresztą z powodu pewnego niedookreślenia faktów znalazło się tu miejsce na tajemnicę, którą każdy może odkrywać na własną rękę.